Podawanie leków, które miały wpłynąć na zachowanie i zdrowie działaczy opozycyjnych, było w czasach komunizmu częstą praktyką Służby Bezpieczeństwa - mówił w środę w sądzie w Radomiu jeden ze świadków w procesie dot. próby otrucia Anny Walentynowicz przez trzech b. funkcjonariuszy SB.
Działacz opozycji w PRL, Krzysztof Wyszkowski opowiadał o swojej znajomości z legendą NSZZ "Solidarność" Anną Walentynowicz. "Była ona jedną z najbardziej znienawidzonych przez SB osób, z uwagi na swój niezłomny charakter" - stwierdził Wyszkowski. "Potrafiła od razu po opuszczeniu aresztu udać się w kolejną podróż, która narażała ją na kolejne represje" - podkreślał.
Według niego Walentynowicz w latach 80. przyjeżdżała do Radomia kilka razy. Wyszkowski nie był jednak w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów związanych z pobytem opozycjonistki w tym mieście w październiku 1981 roku, kiedy - zdaniem prokuratorów pionu śledczego IPN - miało dojść do próby podania jej środka farmakologicznego o nazwie Furosemidum.
Zdaniem śledczych IPN jednorazowe podanie określonej ilości tego środka farmakologicznego mogło spowodować objawy zatrucia wywołane odwodnieniem i zaburzeniami elektrolitowymi, przejawiające się spadkiem ciśnienia krwi prowadzącym do zapaści oraz zaburzeniami rytmu serca i osłabieniem mięśni, zaś większej dawki - nawet doprowadzić do śmierci. W ocenie prokuratorów IPN oskarżeni liczyli się z tym, że Walentynowicz po zażyciu tego środka będzie miała co najmniej ograniczone możliwości poruszania się, co uniemożliwi jej spotkania z załogami zakładów pracy. Lek - według późniejszych ustaleń - miała podać jej przyjaciółka z Radomia, która jak się potem okazało była tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie "Karol". Celu nie osiągnięto, bo Walentynowicz opuściła Radom wcześniej, niż zakładano.
Proces dot. próby otrucia Anny Walentynowicz toczy się w Radomiu od prawie roku. Śledczy IPN uznali czyn byłych funkcjonariuszy za zbrodnię komunistyczną i zbrodnię przeciwko ludzkości. Oskarżonym grozi do pięciu lat więzienia. Wcześniej sprawa była już raz rozpatrywana przez sąd w Radomiu w 2010 r. i została umorzona, bo sąd uznał, że oskarżeni popełnili czyny stanowiące zbrodnię komunistyczną, której karalność się przedawniła. We wrześniu 2011 r. Sąd Apelacyjny w Lublinie uchylił to postanowienie i nakazał ponowne rozpoznanie sprawy przez radomski sąd. Ten zwrócił Instytutowi Pamięci Narodowej akta do uzupełnienia. Kolejny proces rozpoczął się w grudniu 2015 r. Do przesłuchania pozostał jeszcze jeden świadek, mieszkający obecnie we Francji. Sąd podjął decyzję, że ze względu na chorobę mężczyzny zostanie on przesłuchany za pośrednictwem tamtejszego konsulatu.
Anna Walentynowicz zaangażowała się w działalność Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża w 1978 r. 7 sierpnia 1980 r. została bezprawnie zwolniona ze Stoczni Gdańskiej, co przyczyniło się do rozpoczęcia strajku w stoczni 14 sierpnia 1980 r., który doprowadził do powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego "Solidarność". Walentynowicz została członkinią Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz Prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ. Internowana w stanie wojennym; potem kilka razy aresztowana. W 1981 r. inwigilowało ją ponad 100 funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB. Zginęła w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.(PAP)
ilp/ malk/