Już w 1938 roku, gdy sytuacja międzynarodowa stawała się coraz bardziej skomplikowana, w Warszawie rozpoczęły się dyskusje na temat bezpieczeństwa polskiego złota – mówi PAP prof. Janusz Wróbel z Instytutu Pamięci Narodowej.
W sobotę na Wojskowych Powązkach odbędą się uroczystości pogrzebowe płk. Ignacego Matuszewskiego i mjr. Henryka Floyar-Rajchmana, kierujących ewakuacją polskiego złota do Francji w 1939 r.
PAP: Jaka była wysokość polskich rezerw złota przed wybuchem wojny i jakie miało to znaczenie dla gospodarki?
Prof. Janusz Wróbel: Zasoby złota były wówczas głównym stabilizatorem waluty. Celem wszystkich polskich rządów w międzywojniu było niedopuszczenie do katastrofalnej dla gospodarki dewaluacji waluty i galopującej inflacji. Reforma Grabskiego z 1924 r. była oparta między innymi na fundamencie zasobów kruszcowych i rezerw walut wymienialnych. Cel jakim była stabilność polskiej złotówki został więc spełniony.
Prof. Janusz Wróbel: Już w 1938 r., gdy sytuacja międzynarodowa stawała się coraz bardziej skomplikowana, w Warszawie rozpoczęły się dyskusje na temat bezpieczeństwa polskiego złota. Pojawiły się wówczas dwie koncepcyjne jego zabezpieczenia. Zdaniem części ekspertów konieczne było wywiezienie złota za granicę i umieszczenie w Londynie lub USA. Według drugiego poglądu zasoby te powinny pozostać w kraju.
Polska dysponowała około 3 tysiącami sztab złota i dużą ilością złotych monet, czyli w sumie około 75 tonami złota, wartego około 87 mln ówczesnych dolarów amerykańskich.
PAP: W jaki sposób w obliczu pogarszającej się sytuacji międzynarodowej zamierzano zabezpieczyć polskie złoto?
Prof. Janusz Wróbel: Już w 1938 r., gdy sytuacja międzynarodowa stawała się coraz bardziej skomplikowana, w Warszawie rozpoczęły się dyskusje na temat bezpieczeństwa polskiego złota. Pojawiły się wówczas dwie koncepcyjne jego zabezpieczenia. Zdaniem części ekspertów konieczne było wywiezienie złota za granicę i umieszczenie w Londynie lub USA. Według drugiego poglądu zasoby te powinny pozostać w kraju.
Obie strony miały swoje racje. Bez wątpienia bezpieczeństwo fizyczne byłoby zapewnione w większym stopniu, gdyby złoto znalazło się za Atlantykiem. Wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski podnosił jednak argument, wedle którego złoto tam umieszczone mogłoby zostać częściowo stracone, jeśli któraś z amerykańskich firm miała roszczenia wobec polskiego rządu. Sąd amerykański mógłby wówczas zezwolić na zajęcie złota Banku Polskiego na poczet wierzytelności.
Problemem było również przewiezienie złota na tak wielką odległość. Nie można było go transportować przez Niemcy lub Włochy. Droga morska musiałaby wieść wzdłuż wybrzeża niemieckiego. Z kolei droga lotnicza również stwarzała problemy, ponieważ samoloty LOT-u nie mogły wykonać lotu do Londynu bez międzylądowania. Ich ładowność była również bardzo ograniczona co stwarzałoby konieczność bardzo wielu lotów.
1 września 1939 r. na ogólną wartość ok. 464 mln polskich złotych w złocie kruszcowym tylko 100 mln znajdowało się w bankach zagranicznych. Większość znajdowała się w skarbcach Banku Polskiego w Warszawie i w kilku miejscach wschodniej Polski, takich jak Brześć nad Bugiem, Lublin, Zamość i Siedlce.
PAP: 5 września 1939 r. zapada decyzja o ewakuacji polskiego złota z Warszawy zagrożonej niemieckim oblężeniem. Operacja ta zostaje powierzona płk. Adamowi Kocowi. Dlaczego decyduje się na jej przekazanie płk. Ignacemu Matuszewskiemu i mjr. Henrykowi Floyar-Rajchmanowi?
Prof. Janusz Wróbel: Początkowo nie przewidywano tak szybkich postępów ofensywy niemieckiej. Po przełamaniu frontu w wyniku klęski w bitwie granicznej zagrożona była Warszawa. Grupa polityków i wojskowych postanowiła więc zabezpieczyć złoto poprzez ewakuację.
Prof. Janusz Wróbel: 1 września 1939 r. na ogólną wartość ok. 464 mln polskich złotych w złocie kruszcowym tylko 100 mln znajdowało się w bankach zagranicznych. Większość znajdowała się w skarbcach Banku Polskiego w Warszawie i w kilku miejscach wschodniej Polski, takich jak Brześć nad Bugiem, Lublin, Zamość i Siedlce.
O wyborze wykonawców zadecydowało ich profesjonalne przygotowanie. Adam Koc, Ignacy Matuszewski i Henryk Floyar-Rajchman byli wojskowymi, którzy dysponowali wielką wiedzą o gospodarce. Ten drugi był w latach 1929-1931 ministrem skarbu. Floyar-Rajchman pełnił urząd ministra przemysłu i handlu w latach 1934-1935. Przedstawili zagrożenia premierowi Felicjanowi Sławojowi Składkowskiemu, który podjął decyzję o przewiezieniu zasobów Banku Polskiego na wschód od Wisły. Początkowo nie zakładano jego wywiezienia z kraju, ponieważ przewidywano, że front ustabilizuje się na linii Narwi, Wisły i Sanu.
PAP: Kiedy podjęto decyzję o ewakuacji złota do Rumunii?
Prof. Janusz Wróbel: Okazało się, że utrzymanie frontu nie jest możliwe. Powstała więc koncepcja obrony na tzw. przedmościu rumuńskim, która również okazała się nierealna. Matuszewski i Rajchman zdecydowali, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem będzie ewakuacja złota do Rumunii. Złoto przewieziono do Śniatynia i rozpoczęto rozmowy z Rumunią na temat tranzytu złota do Francji poprzez jej terytorium. Rumunia ogłosiła neutralność w konflikcie polsko-niemieckim. Niemcy zaczęli więc wywierać na Bukareszt naciski, żądając zajęcia polskiego złota. Niemcy stali na stanowisku, że państwo polskie upadło, a co za tym idzie złoto jest ich własnością. Było to stanowisko niezgodne z prawem międzynarodowym.
Rumunia znalazła się więc w sytuacji nacisków ze strony Niemiec oraz Francji i Anglii. Interweniował też polski ambasador w Bukareszcie Roger Adam Raczyński, żądający przepuszczenia polskich transportów. Ostatecznie Rumuni zwodzili Niemców twierdząc, że nie mają żadnej wiedzy o polskim złocie znajdującym się w ich kraju i pozwolili na jego tranzyt do Konstancy. Postawili jednak warunek błyskawicznego przeprowadzenia takiej operacji.
PAP: Jak powstała koncepcja ewakuacji złota do francuskiego Libanu?
Prof. Janusz Wróbel: W Konstancy okazało się, że możliwa jest ewakuacja na pokładzie brytyjskiego zbiornikowca przewożącego ropę naftową z Rumunii na Daleki Wschód. Powstało pytanie, dokąd skierować statek. Istniało ryzyko nalotu niemieckiego. Zdecydowano więc popłynąć do Stambułu. Tu wielkiej pomocy udzielił ambasador RP w Ankarze, wybitny dyplomata Michał Sokolnicki, któremu udało się wynegocjować tranzyt kolejowy wraz z turecką obstawą złota do Libanu, będącego francuskim terytorium mandatowym.
Prof. Janusz Wróbel: O wyborze wykonawców zadecydowało ich profesjonalne przygotowanie. Adam Koc, Ignacy Matuszewski i Henryk Floyar-Rajchman byli wojskowymi, którzy dysponowali wielką wiedzą o gospodarce. Ten drugi był w latach 1929-1931 ministrem skarbu. Floyar-Rajchman pełnił urząd ministra przemysłu i handlu w latach 1934-1935.
Złoto wraz z polskimi urzędnikami znalazło się w Bejrucie i na pokładach francuskich okrętów wojennych trafiło do Tulonu, a stamtąd do skarbca Banku Francji w Nevers, gdzie znajdowały się pod nadzorem pracowników Banku Polskiego, a tym samym Rządu RP urzędującego w Angers.
PAP: Rząd Sikorskiego wysuwał bardzo mocne zarzuty wobec oficerów ewakuujących złoto. Oskarżano ich między innymi o nadużycia przy jego transporcie przez Rumunię i Turcję. Czy był to element strategii zwalczania obozu sanacyjnego przez nowy rząd?
Prof. Janusz Wróbel: Pierwsze skrzypce w rządzie Sikorskiego odgrywali krytycy sanacji, której częścią byli Koc, Matuszewski i Floyar-Rajchman. Oczywiście w trakcie ewakuacji bardzo niewielka część złota została sprzedana w celu finansowania kosztów transportu przez terytorium Turcji. Wysuwano również zarzuty, że wraz ze złotem przewożono przyjaciół Matuszewskiego, takich jak hrabia Krystyn Ostrowski. Miałem okazję rozmawiać z jego córką Beatą Ostrowską-Harris, która jako kilkuletnia dziewczynka podążała przez Turcję w „złotym pociągu”. Zarzuty Sikorskiego były więc małostkowe. Matuszewskiego i Floyar-Rajchmana powinna ze strony rządu spotkać nagroda za tak błyskotliwą operację, a nie oskarżenia.
PAP: Ignacy Matuszewski i Floyar-Rajchman po klęsce Francji wyjechali do USA, gdzie pozostali do końca swoich dni. Czym zajmowali się za oceanem?
Prof. Janusz Wróbel: W rządzie Sikorskiego nie mieli możliwości działania. Postanowili więc działać w USA. Tam utworzyli Komitet Narodowy Amerykanów Polskiego Pochodzenia, który działał na rzecz sprawy polskiej w trakcie II wojny światowej i po jej zakończeniu. Ich celem było mobilizowanie Polonii do działalności politycznej i przekonanie amerykańskich elit do zmiany polityki wobec Sowietów. Te działania przyniosły pewne rezultaty dopiero po śmierci Roosevelta w kwietniu 1945 r.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ mjs/ ls/ woj/