Pochodzenie ludu z którego wywodzą się narody dużej części Europy od dawna wywołuje gorące spory. Pasjonatów historii fascynują również słowiańskie zwyczaje i „mgławicowy” świat ich wierzeń. W numerze również o innych wielkich sporach historyków, wojnach, wynalazcach i władcach.
W artykule wstępnym redaktor naczelny „Mówią wieki” Michał Kopczyński zauważa, że w trakcie zeszłorocznych obchodów rocznicy chrztu Mieszka I niewiele czasu poświęcono podkreśleniu słowiańskiego pochodzenia pierwszej polskiej dynastii i budowanego przez nią państwa. „Silne podkreślanie na użytek rocznicowych obchodów przyjęcia przez Mieszka <zachodniej> opcji rozwoju nie jest przypadkowe. W ten sposób w kostium historyczny ubiera się aktualne wybory polityczne i cywilizacyjne. Nikt oczywiście nie neguje słowiańskiego pochodzenia Polaków i ich władcy, ale zostaje ono zepchnięte do głębokiego tła. Staje się faktem bez znaczenia dla dalszych dziejów” – pisze prof. Kopczyński. Tymczasem w jego opinii „słowiańskość” Polaków była niezwykle istotnym orężem sporów politycznych prowadzonych w kolejnych stuleciach wykorzystywanym zarówno przez wrogów niezawisłości Polski jak i wewnątrz kraju, w sporach o kształt i charakter państwa.
Dyskusje na temat pochodzenia Słowian są starsze niż nowożytna historiografia. Jak zauważa Andrzej Pleszczyński w artykule „Zagadka pochodzenia Słowian” już autorzy średniowieczni różnili się w poglądzie na korzenie Słowian. Wiek XIX, gdy rodziły się nowoczesne narody jeszcze mocniej spolaryzował uczestników sporu, który stał się narzędziem polityków. „Im silniejsza była antypolskość, tym ojczyzna Prasłowian przesuwała się dalej na wschód” – stwierdza Pleszczyński opisując niemieckie pretensje do „germańskich” ziem nad Wisłą. Dziś wszystkie strony sporu dysponują argumentami, które nie wykluczają definitywnie ani koncepcji autochtonicznej (wedle której kolebką Słowian jest dzisiejsza Polska i zachodnia Ukraina) oraz allochtonistów (dzielących się na tych, którzy upatrują ojczyzny Słowian nad Dnieprem i wskazujących na Dunaj) Jak podkreśla autor dla obiektywnego pisania o Słowianach konieczne jest odrzucenie późniejszych stereotypów i obecnych podziałów. Dowodem na ich nieprawdziwość są jego zdaniem słowa wczesnośredniowiecznych autorów, którzy zgodnie opisywali „niezwykłe umiejętności bojowe Słowian, siłę i hart ducha, a także co nie napawa dumą – okrucieństwo w walce”.
Jednym z najbardziej znanych mitów założycielskich państwa polskiego jest legenda o braciach Lechu, Czechu i Rusie. Jej przemiany oraz ukryte znaczenia analizował w przypomnianym artykule z 1998 r. mediewista Krzysztof Kowalewski. W jego opinii przesłanie tej opowieści bywało modyfikowane w zależności od aktualnych potrzeb politycznych: „horyzont polityczny wpływał autora wpływała na wywody o początkach narodowych dziejów” Ta tendencja była szczególnie widoczna w polityce wschodniej, gdy wśród potomków Lecha wymieniano między innymi Litwę.
Jeszcze większe dyskusje niż pochodzenie Słowian wywołują pytania o ich wierzenia religijne. Podobnie jak w wypadku sporów o pochodzenie i pierwotne ziemie Słowian, tak i w tej dyskusji historycy zdani są w dużej mierze na dorobek innych nauk. Jak podkreśla Maciej Krawczyk ich mitologia musi być rekonstruowana ze strzępów, które Aleksander Gieysztor nazywał „mgławicą”. Wyłaniający się z niej obraz jest jednak bez wątpienia na tyle fascynujący, że nie powinien być sprowadzany wyłącznie do sfery folklorystycznej. Jak zauważa Krawczyk, niezależnie od tego którego ze słowiańskich bogów uznamy za najważniejszego w panteonie, to jednak wysiłek badaczy z najróżniejszych dziedzin nauki sprawia, że w odtwarzanej przez nich mitologii widać odbicie najdawniejszych dziejów Słowian, np. można „wyczuć delikatny powiew pamięci o szerokich stepach” na których niegdyś żyli.
Historię sporów o inną fundamentalną kwestię z historii religii przypomina Maciej Jońca pisząc o sprawie słynnego spisu Kwiryniusza. „Spośród autorów ewangelii kanonicznych św. Łukasza uważa się za tego, który najchętniej umieszcza dzieje Jezusa w politycznym i prawnym kontekście epoki” – podkreśla autor. Jednym z tych kontekstów są okoliczności narodzin Chrystusa w trakcie spisu ludności cesarstwa zarządzonego przez namiestnika Syrii Kwiryniusza. Problemem jest jednak „kalendarz ewangeliczny nie zgadza się z kalendarzem historyka”.
Jak przypomina historyk sztuki Justyna Sprutta za następców urodzonego na krańcach Imperium Rzymskiego Jezusa Chrystusa uważali się władcy Bizancjum. „Sztuka bizantyńska chętnie gloryfikowała imperatora oraz jego rodzinę. Wynikało to z przekonania, że cesarz jest następcą Zbawiciela. Za archetyp bizantyńskiego cesarza uchodził Konstantyn I Wielki – bp Euzebiusz z Cezarei widział w nim ziemskiego namiestnika Chrystusa, obraz Boga, mądrego monarchę, władcę stanowiącego doskonałe odzwierciedlenie Królestwa Bożego – podkreśla historyk z UKSW. Autorka podkreśla również, że ten sposób gloryfikacji władcy miał swoją kontynuację w sztuce cerkiewnej i państwowej Moskwy, czyli „trzeciego Rzymu”.
W kręgu dziejów chrześcijaństwa po części pozostaje artykuł opowiadający dzieje poszukiwań Świętego Graala. Jego autor Wojciech Ostrowski przypomina najważniejsze teorii dotyczące tego czym był ten wciąż poruszający wyobraźnię artefakt. Miłośników wieków średnich z pewnością zainteresuje również analiza okoliczności śmierci uznawanego za jednego z najgorszych władców Anglii króla Edwarda II. Dla historyka średniowiecza Dariusza Piwowarczyka wielkie znaczenie ma fakt, że jego dramatyczne losy i chaos polityczny lat dwudziestych XIV wieku można odtwarzać z rzadko spotykaną w mediewistyce dokładnością. W lutowym numerze również o rzymskim pałacu innego złego władcy cesarza Kaliguli. Autorka Ada Tymińska streszcza najnowsze ustalenia pracujących w Rzymie archeologów.
Znacznie wybitniejszym od Edwarda II i Kaliguli przywódcą, niemal w Polsce nieznanym jest twórca nowoczesnych Chin Sun Yatsen. Dziś pamięć o nim łączy oba państwa chińskie – ChRL i stanowiącą kontynuację stworzonego przez niego państwa Republikę Chińską na Tajwanie. Jeszcze bardziej zaskakiwać może, że walkę o nowoczesne Chiny prowadził człowiek określany przez autora jako oderwany od rzeczywistości marzyciel, a „za życia określany jako nieudacznik”.
Pasjonaci dziejów wojskowości tym razem otrzymują analizę dwóch starć wojsk polskich i rosyjskich: pod Smoleńskiem w latach 1632-1634 r. i pod Stoczkiem i Boremlem w lutym 1831 r. Te polskie zwycięstwa oddzielają dwa stulecia, skala zaangażowanych sił i znaczenie dla wyniku wojny. Łączy, niestety niedostateczne wykorzystanie tych zwycięstw do celów politycznych, ale jednocześnie wielki wpływ na morale strony polskiej.
W lutowym numerze również historia zakazanych kontaktów między Indiankami a konkwistadorami hiszpańskimi, sejmie niemym w trzechsetną rocznice jego obrad, karnych oddziałach Wehrmachtu, których żołnierze nienawidzili nazizmu oraz liczących ponad dwa tysiące lat dziejach koła wodnego.
Lutowe „Mówią wieki” to kolejny numer magazynu zawierający redagowany we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim dodatek „Polskie osiągnięcia naukowo-techniczne”. Tym razem bohaterem dwóch artykułów jest Tytus Liwiusz Boratyni. Omawiający jego naukowy dorobek prof. Bolesław Orłowski określa go jako „aktywistę europejskiej rewolucji naukowej i Polaka z wyboru”. Bez wątpienia wybór Polski jako miejsca pracy sprawił, że był jednym z najznamienitszych naukowców czasów sarmackich. Jego sława dalece jednak wykraczała poza granicę Rzeczypospolitej. Szczególną uwagę ówczesnej świata naukowego w całej Europie przyciągał jego pomysł wprowadzenia uniwersalnej miary. Siedemnastowieczne gazety francuskie pisały również o jego odkryciach astronomicznych i eksperymentach z machinami latającymi. Tymi ostatnimi miał interesować się król Władysław IV mając nadzieję na ich wykorzystanie w planowanej wojnie z Turcją.
W dziejach Polski Boratyni zapisał się jednak przede wszystkim jako twórca działającej za panowania Jana Kazimierza mennicy finansującej wysiłek wojenny państwa. Opisywana w artykule Bartosza Dziewanowskiego- Stefańczyka skala i nowoczesność zarządzanej przez Boratyniego produkcji boratynek i tymfów może wzbudzać podziw: „w latach 1659-1661 w dwóch mennicach w Ujazdowie i Krakowie miesięcznie bito nawet 7,5 mln. sztuk monet – dziennie nawet 300 tys. sztuk!”. Jednocześnie jak podkreśla historyk tak wielka skala „psucia” monety powodowała chaos gospodarczy i wielki opór szlachty piszącej zgryźliwe pamflety w których zwracała się do króla o zbawienie „od Tymfa i Boratyniego” i odesłanie ich do „czarta, piekła przeklętego”.
Michał Szukała PAP