Wystawa „Prawda o Kuropatach. Fakty, dokumenty, świadectwa” w mińskim Pałacu Sztuk prezentuje materiały dokumentalne, zdjęcia, mapy i twórczość malarzy białoruskich inspirowaną pamięcią o ofiarach masowych zbrodni stalinizmu.
„Kiedy archiwa są zamknięte, można zwrócić się tylko do pamięci społecznej. Ta wystawa to nasz pokłon wobec tej pamięci” – mówił na otwarciu wystawy jeden z jej organizatorów Marat Harawy. Wystawa powstała staraniem kilku niezależnych organizacji.
„Jednym z najważniejszych wyników naszej pracy są słowa żyjących do dziś świadków zbrodni” – powiedział PAP Harawy, który jest historykiem i działaczem organizacji Eksperci w obronie Kuropat.
„Kiedy archiwa są zamknięte, można zwrócić się tylko do pamięci społecznej. Ta wystawa to nasz pokłon wobec tej pamięci” – mówił na otwarciu wystawy jeden z jej organizatorów Marat Harawy. Wystawa powstała staraniem kilku niezależnych organizacji.
Świadkowie, mieszkańcy wsi sąsiadujących z uroczyskiem w Kuropatach, gdzie spoczywają w masowych grobach ofiary mordów mińskiego NKWD z lat 1937-41, zostali zaproszeni na otwarcie wystawy.
Jeden z nich, Aleś Henerałau, w 1941 r. tuż przed wybuchem wojny niemiecko-sowieckiej wszedł na ogrodzony wysokim płotem teren. „Bawiliśmy się z siostrą i postanowiliśmy zajrzeć, co tam jest. Ja byłem malutki i przecisnąłem się pod płotem. Złapał mnie jakiś enkawudzista, pamiętam, że miał niebieskie spodnie i czapkę. Powiedział do mnie: +Jeszcze raz cię tu zobaczę, to będziesz leżał tu w dole+” – opowiadał PAP Henerałau.
Arkadź Paciarszuk pomógł historykom ustalić, że nazwa Kuropaty pochodzi od pagórka koło uroczyska (wcześniej noszącego nazwę Brod), a Paweł Michalewicz, urodzony już w latach 40., wspominał opowieści ojca o dochodzących od strony uroczyska odgłosach wystrzałów, ludzkich krzykach i jękach.
„Takich świadectw jest wiele i bardzo starannie je zbieramy, staramy się je potwierdzać. To bardzo ważne, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma ciągle dostępu do archiwów. M.in. zeznania Sylwestra Mackiewicza, który ocalał z egzekucji i uciekł, świadczą o tym, że NKWD mordowało jeszcze w pierwszych dniach wojny (niemiecko-sowieckiej – PAP). Są też świadectwa innych, którzy na początku wojny słyszeli dochodzące z uroczyska strzały. Oprawcy się spieszyli, używali już wtedy broni maszynowej” – mówił Harawy.
„Gdy robiliśmy pierwszą wystawę o Kuropatach w 2015 r., zrozumieliśmy, że większość młodych ludzi na Białorusi nie ma pojęcia ani o tym miejscu i jego historii, ani w ogóle o represjach” – powiedział PAP Wincuk Wiaczorka, białoruski polityk opozycyjny i działacz społeczny. W 2015 r. wystawę zamknięto po trzech dniach, oficjalnie z powodu problemów z udostępnieniem sali.
„Gdy robiliśmy pierwszą wystawę o Kuropatach w 2015 r., zrozumieliśmy, że większość młodych ludzi na Białorusi nie ma pojęcia ani o tym miejscu i jego historii, ani w ogóle o represjach” – powiedział PAP Wincuk Wiaczorka, białoruski polityk opozycyjny i działacz społeczny. W 2015 r. wystawę zamknięto po trzech dniach, oficjalnie z powodu problemów z udostępnieniem sali.
„Kuropaty i inne miejsca masowych zbrodni to symbol tragedii narodowej, którą zgotował narodowi białoruskiemu jeden z totalitaryzmów – stalinizm. Jeśli pamiętamy ofiary nazizmu, to musimy też czcić tych, których zmiótł stalinizm. Przez naszą ziemię przeszły oba totalitaryzmy i nie można tego przemilczeć” - dodał Wiaczorka.
Podkreślił, że aby dotrzeć do szerszych grup odbiorców, autorzy wystawy sięgnęli po środki popularne, wizualne. „Jednocześnie chcemy zachować jak największą dbałość o szczegół. Dlatego wzbogaciliśmy wystawę o dział +ekspertyza+, w którym prezentujemy m.in. protokoły z ekshumacji w 1988 r.” – powiedział.
„To ściska za gardło, bo jest to pamięć zapomnianej krzywdy ludzkiej. To musi poruszyć każdego, zwłaszcza, że ta pamięć jest tak zakłamana, tak przemilczana, wyparta. A przecież bez pokajania nie ma rozwoju, nie ma przyszłości, jeśli nie rozliczy się tego, co ludzie sobie wzajemnie zrobili” – powiedział PAP Krzysztof Zanussi, który był obecny na wystawie. Polski reżyser dzień wcześniej odebrał w Mińsku doktorat honoris causa Uniwersytetu Międzynarodowego MITSO (Uniwersytetu Związków Zawodowych).
Wystawa prezentuje m.in. historię ujawnienia zbrodni w Kuropatach przez związanych z opozycją archeologów Zianona Paźniaka i Jauhiena Szmyhaloua w 1988 r., ówczesną masową reakcję społeczną, pierwsze śledztwo i jego ustalenia, a także śledzi dalsze losy Kuropat i pamięci o zbrodni NKWD i prób jej zacierania przez władze Białorusi na przestrzeni ostatnich dekad.
„To ściska za gardło, bo jest to pamięć zapomnianej krzywdy ludzkiej. To musi poruszyć każdego, zwłaszcza, że ta pamięć jest tak zakłamana, tak przemilczana, wyparta. A przecież bez pokajania nie ma rozwoju, nie ma przyszłości, jeśli nie rozliczy się tego, co ludzie sobie wzajemnie zrobili” – powiedział PAP Krzysztof Zanussi, który był obecny na wystawie.
Autorzy zwrócili uwagę, że jak dotąd, Kuropaty, które od 1993 r. znajdują się w Państwowym Spisie Zabytków Historyczno-Kulturowych Białorusi, odwiedzili tylko dwaj prezydenci – Lech Wałęsa i Bill Clinton.
Wystawa „Prawda o Kuropatach. Fakty, dokumenty, świadectwa” potrwa do 28 lutego. Jej organizatorami oprócz Ekspertów w Obronie Kuropat, są m.in. artystyczna niezależna grupa Pogoń i Białoruskie Stowarzyszenie Dziennikarzy.
Historycy szacują, że w Kuropatach spoczywa od 30 do 250 tys. ofiar sowieckich represji, w tym Polacy. Do tej pory przeprowadzono tam bardzo nieliczne ekshumacje. Według polskich oraz niezależnych białoruskich historyków najprawdopodobniej w Kuropatach należy szukać grobów nieodnalezionej dotąd części polskich oficerów, ofiar zbrodni katyńskiej z wiosny 1940 r.
Z Mińska Justyna Prus (PAP)
just/ klm/ kar/