Bezpieka traktowała środowisko weteranów Powstania Warszawskiego jako potencjalne zaplecze kadrowe dla podziemia antykomunistycznego – mówi PAP dr Przemysław Benken z Instytutu Pamięci Narodowej, autor książki „Tajemnica śmierci Jana Rodowicza +’Anody+".
PAP: Koniec II wojny światowej nie był końcem walki dla wielu żołnierzy Batalionu „Zośka” i całego Zgrupowania AK „Radosław”, takich jak Jan Rodowicz „Anoda”, któremu poświęcił Pan książkę...
Dr Przemysław Benken: Należy pamiętać, że ani upadek Powstania Warszawskiego, ani wkroczenie do ruin Warszawy wojsk sowieckich dla wielu żołnierzy Zgrupowania „Radosław” nie oznaczało końca ich aktywności. Stanęli oni przed nowymi faktami i wyzwaniami, do których musieli się ustosunkować. Okupanta niemieckiego zastąpili Sowieci, którzy wspierali budowę na ziemiach polskich systemu komunistycznego. Część młodych ludzi walczących w Powstaniu próbowała się temu przeciwstawić, mimo że możliwości ich działania były znacznie ograniczone. Pamiętajmy, że wielu z nich było rannych i przechodziło rekonwalescencję trwającą niekiedy wiele miesięcy. Brakowało im także broni. W tzw. drugiej konspiracji uczestniczyli najbardziej zaufani i doświadczeni podwładni „Radosława”, którzy m.in. utworzyli niewielki tzw. Oddział Dyspozycyjny „Kmity”. Jego kryptonim wywodził się od pseudonimu dowódcy, Henryka Kozłowskiego „Kmity”.
Okupanta niemieckiego zastąpili Sowieci, którzy wspierali budowę na ziemiach polskich systemu komunistycznego. Część młodych ludzi walczących w Powstaniu próbowała się temu przeciwstawić, mimo że możliwości ich działania były znacznie ograniczone.
PAP: Jan Rodowicz „Anoda” był żołnierzem Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj, jednej z kadrowych organizacji poakowskiego podziemia antykomunistycznego. Bardzo rzadko wspominana jest zaplanowana na początku sierpnia 1945 r. przez dowództwo DSZ akcja porwania sowieckiego ambasadora i jego wymiany na płk. Jana Mazurkiewicza „Radosława”, aresztowanego przez bezpiekę.
Dr Przemysław Benken: W momencie aresztowania „Radosława” pojawił się pomysł jego uwolnienia poprzez dokonanie wymiany płk. Mazurkiewicza za porwanego przez Oddział Dyspozycyjny sowieckiego ambasadora. Plan ten nie powiódł się, ponieważ auto przewożące dyplomatę ominęło przygotowaną zasadzkę. Zresztą tego dnia samochodem, który był celem oddziału „Kmity”, podróżował sowiecki attache wojskowy.
PAP: Dlaczego kilka tygodni później „Anoda” i inni żołnierze konspiracji antykomunistycznej zdecydowali się na ujawnienie?
Dr Przemysław Benken: Posłuchali apelu swojego dowódcy, który wzywał do wyjścia z konspiracji. Zdawali sobie również sprawę z tego, że aparat bezpieczeństwa będzie dążyć do ich rozpracowania i aresztowania. Pamiętajmy, że bezpieka w 1945 r. aresztowała nie tylko „Radosława”, ale również szereg innych osób związanych z tzw. drugą konspiracją. Weterani „Zośki” zdawali sobie sprawę jak niewielkimi możliwościami działania dysponowali. Ujawnienie się było dla nich jedyną możliwością podjęcia próby normalnego życia po latach służby w Armii Krajowej i walki z okupantem.
Z pewnością niektórzy z nich odczuwali zmęczenie długotrwałym życiem w konspiracji. „Zośkowcy” nastawiali się przy tym na oczekiwanie na zmianę sytuacji międzynarodowej, na przykład wybuch III wojny światowej między Zachodem a ZSRS, która dałaby im nowe możliwości działania. Dyskusje na ten temat prowadzono w gronie weteranów „Radosława”. Stąd też, obok niewątpliwego sentymentu, decyzja o nieujawnianiu części posiadanej broni, która mogłaby zostać użyta po wybuchu kolejnej wojny światowej.
PAP: Dlaczego komunistyczne władze zdecydowały się na ich aresztowanie w 1948 r.? Czy dopiero wtedy system był wystarczająco mocny?
Dr Przemysław Benken: Jest to jeden z ważnych powodów, dla których aresztowania przeprowadzono dopiero wówczas. Pamiętajmy jednak, że samo ujawnienie się spowodowało, że funkcjonariusze bezpieki zdobyli dużo informacji na temat osób służących w AK. Dążono do rozpracowania ich kontaktów, co wymagało czasu. Weterani Powstania nie stanowili w tym okresie tak wielkiego zagrożenia dla władz jak ci, którzy dalej walczyli z bronią w ręku. Ponadto warto zauważyć, że proces przejmowania pełni władzy przez komunistów był w 1945 r. na zupełnie innym etapie niż w 1948 r. Inaczej też kształtowała się wówczas sytuacja międzynarodowa. Komuniści, zgodnie z "taktyką salami", eliminowali kolejne środowiska i organizacje stanowiące choćby potencjalne zagrożenie dla ich władzy. Rok 1948 r. był okresem krzepnięcia reżymu i nabrania przez komunistów pewności, że ich pozycja nie zostanie podważona.
To że aresztowanie „Anody” nastąpiło dopiero w 1948 r. nie przeczy temu, że od początku środowisko żołnierzy AK było traktowana przez władzę jako niebezpieczne. Przekonanie to wynikało ze względów ideologicznych. Bardzo wielu weteranów AK wywodziło się z przedwojennej inteligencji. Niepokój komunistów powodowało również wyszkolenie bojowe weteranów Powstania, którzy w sytuacji kryzysowej mogli stanąć na czele oporu wobec władzy, tym bardziej że środowisko ich było dobrze skonsolidowane. Częste spotkania towarzyskie byłych Powstańców sprawiały, że bezpieka utwierdzała się w przekonaniu o prowadzeniu przez nich działalności antykomunistycznej, tym bardziej, że początkowo miała trudności w umieszczaniu w ich środowisku swoich informatorów.
To, że aresztowanie „Anody” nastąpiło dopiero w 1948 r., nie przeczy temu, że od początku środowisko żołnierzy AK było traktowana przez władzę jako niebezpieczne. Przekonanie to wynikało ze względów ideologicznych. Bardzo wielu weteranów AK wywodziło się z przedwojennej inteligencji. Niepokój komunistów powodowało również wyszkolenie bojowe weteranów Powstania.
PAP: W Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego nadzór nad środowiskiem młodych Powstańców sprawował Wydział IV Departamentu V.
Dr Przemysław Benken: Jego zadania były szersze. Miał on generalnie nadzorować wszystkie działające legalnie środowiska młodzieżowe, w tym weteranów Powstania, którzy wyszli z konspiracji. Główną metodą inwigilacji było umieszczanie w ich otoczeniu informatorów zbierających dane na temat nastrojów i ewentualnych planów działań przeciwko władzom komunistycznym. Ponieważ problemem było wprowadzanie informatorów z zewnątrz, dążono do werbowania byłych akowców.
Środowisko weteranów Zgrupowania „Radosław” zakładało, że osoby, które odznaczyły się w Powstaniu, mogą być darzone pełnym zaufaniem. Bezpieka wykorzystywała to przekonanie pozyskując informatorów wewnątrz tego środowiska. Przekazywali oni bardzo cenne informacje niejednokrotnie będące podstawą do aresztowań. Osoby podejrzewane o „wrogą działalność” mogły być również łatwiej manipulowane w śledztwie dzięki powoływaniu się podczas przesłuchań na informacje pozyskane od ich bliskich współpracowników i przyjaciół. Stwarzało to wrażenie wszechwiedzy bezpieki i przekładało się na psychiczną kondycję aresztowanych.
Spośród szczególnie szkodliwych informatorów można wymienić m.in. zwerbowanego przez mjr. Wiktora Herera, zasłużonego dla Zgrupowania „Radosław”, Donata Czerewacza „Zarębę”, Adama Abramowicza „Górnika” czy Bronisława Sianoszka „Odwet”. Liczba tych donosicieli nie była jednak duża, a ich współpraca z MBP często, przynajmniej na początku, nie była dobrowolna. Czerewacz był najpierw przesłuchiwany przez mjr. Herera, a Sianoszek został wcześniej skazany na karę śmierci. Z pewnością dano im do zrozumienia, że współpraca pozwoli na uniknięcie kary. Wyjątkiem na ich tle był Adam Abramowicz, który działał przede wszystkim z pobudek materialnych. Do swojego oficera prowadzącego powiedział nawet, że „nie jest filantropem” i za swoje zaangażowanie oczekuje wysokiego wynagrodzenia.
PAP: Można więc przyjąć tezę, że środowisko weteranów akowskich było represjonowane, ponieważ bezpieka uważała je za swego rodzaju zaplecze dla podziemia antykomunistycznego?
Dr Przemysław Benken: Śledząc dokumenty i donosy, można stwierdzić, że bezpieka rzeczywiście traktowała środowisko weteranów Powstania jako potencjalne zaplecze kadrowe dla podziemia antykomunistycznego. Funkcjonariusze otrzymywali doniesienia agenturalne, dotyczące między innymi Jana Rodowicza „Anody”, mówiące o tym, że sformowane pod dowództwem weteranów Powstania oddziały będą siłą zbrojną wymierzoną w komunistów w wypadku ewentualnego konfliktu ZSRS z Zachodem. Wyobrażano sobie, że wówczas nastąpi wyjście „zośkowców” z głębokiej konspiracji i wykorzystanie ich bogatego doświadczenia bojowego, a także ukrytej broni.
Oczywiście takie materiały muszą być interpretowane w sposób ostrożny. Środowisko weteranów „Radosława” było z definicji uznawane za wrogie komunistom. Wspomniane materiały mogły więc służyć ich obciążaniu, by uzasadniać późniejsze represje. Wprawdzie antykomunizm akowców nie budzi wątpliwości, ale z pewnością lęk komunistów wobec nich był wyolbrzymiony. Jan Rodowicz i inni weterani Powstania rozważali zapewne możliwości obalenia systemu w momencie zaistnienia sprzyjających okoliczności, jednak po ujawnieniu się nie utworzyli zorganizowanej struktury do walki z władzami.
Wrogiem systemu było środowisko, fakty zaś były na drugim planie. Bezpieka mogła powoływać się w swoich działaniach na odnajdywaną broń ukrytą po Powstaniu, ale należy pamiętać, że po jej odkopaniu często okazywało się, że nie nadawała się ona do użytku. Dla komunistów jej przechowywanie było jednak koronnym dowodem na istnienie spisku wymierzonego we władzę. Posiłkowano się przy tym doświadczeniami sowieckimi z lat trzydziestych, gdy w kolejnych procesach skazywano wyimaginowanych zdrajców. Faktycznym celem była zawsze eliminacja przeciwników politycznych.
PAP: Wspomniał Pan o różnicach społecznych pomiędzy żołnierzami AK i DSZ a funkcjonariuszami bezpieki. Wyjątkiem na tle innych ubeków jest jednak wykształcony i pochodzący z urzędniczej rodziny wspomniany już Wiktor Herer.
Dr Przemysław Benken: Herer pochodził z rodziny, którą określał jako drobnomieszczańską. Jego ojciec był związany w Komunistyczną Partią Zachodniej Ukrainy. Sam Herer również prowadził agitację komunistyczną, za którą stanął przed sądem. W trakcie sowieckiej okupacji Lwowa prowadził działalność „społeczną” w ramach komunistycznych organizacji młodzieżowych, czyli de facto kolaboracyjną. Po inwazji niemieckiej, będąc komunistą pochodzenia żydowskiego, ewakuował się na wschód, po czym dwa lata później został oficerem politycznym 1. Dywizji im. Tadeusza Kościuszki.
Te elementy biografii wydają się dość typowe. Wyjątkiem jest jednak jego wykształcenie ekonomiczne, które uzyskał po 1941 r., studiując na Uniwersytecie im. Józefa Stalina w Tbilisi. Po 1945 r., będąc jednocześnie funkcjonariuszem bezpieki, szlifował swoje wykształcenie uzyskując następnie kolejne tytuły i stopnie: magistra, doktora i profesora nadzwyczajnego nauk ekonomicznych. Gdy na początku lat pięćdziesiątych odszedł z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, zajął się polityką gospodarczą, szczególnie rolnictwem. Do połowy lat sześćdziesiątych zajmował eksponowane stanowiska. Dopiero później żydowskie pochodzenie sprawiło, że jego kariera znacznie spowolniła.
PAP: Jakie metody stosował Herer w stosunku do aresztowanych?
Dr Przemysław Benken: Herer za sprawą swojego wykształcenia uważał się za osobę, której nie wypada stosować najbardziej prymitywnych metod. Sprawiało to, że przesłuchania prowadził w miarę spokojnym tonem. Rzadko osobiście stosował przemoc. Wolał posługiwać się rozmową, w której stosował groźby i inteligentne manipulacje. Bicie pozostawiał innym funkcjonariuszom MBP, niższym stopniem. Kopanie i dręczenie ćwiczeniami fizycznymi musiało być jednak przez niego akceptowane.
Śledząc dokumenty i donosy, można stwierdzić, że bezpieka rzeczywiście traktowała środowisko weteranów Powstania jako potencjalne zaplecze kadrowe dla podziemia antykomunistycznego. Funkcjonariusze otrzymywali doniesienia agenturalne, dotyczące między innymi Jana Rodowicza „Anody”, mówiące o tym, że sformowane pod dowództwem weteranów Powstania oddziały będą siłą zbrojną wymierzoną w komunistów w wypadku ewentualnego konfliktu ZSRS z Zachodem.
PAP: Jak Herera oceniali jego przełożeni, tacy jak osławiona Julia Brystygierowa?
Dr Przemysław Benken: Herer oceniany był bardzo dobrze. Chwalono go za inteligencję i spryt. Uważano, że jest skuteczny w werbowaniu i kierowaniu agenturą oraz swoimi podwładnymi. Zwracano uwagę na jego porywczość, ale ogólnie uważano, że jest skutecznym oficerem, co znajdowało przełożenie na kolejne awanse i odznaczenia. Odchodząc z MBP był już podpułkownikiem.
PAP: Więźniowie, którzy byli przesłuchiwani przez Herera podkreślali, że w przeciwieństwie do wielu innych funkcjonariuszy bezpieki silnie wierzył w ideologię komunistyczną.
Dr Przemysław Benken: Jak już wspomniałem, jego ojciec był komunistą a on sam jako nastolatek był po wpływem tej ideologii. Również z racji wykształcenia jego przekonania były silniej zakorzenione niż w wypadku innych funkcjonariuszy MBP. Można go bez wątpienia określić mianem ideowego komunisty, który przed wojną nie bał się związków z tym nurtem politycznym, mimo że groziło to poważnymi konsekwencjami.
W późniejszym okresie Herer twierdził, że w latach pięćdziesiątych przeszedł radykalny zwrot ideologiczny i zrozumiał wady komunizmu, za co miał być przesuwany na niższe stanowiska, wręcz represjonowany. Przedstawiał się więc jako ofiara reżymu, któremu wcześniej służył. Mówił również, że jego prawdziwym celem było uchronienie Polski przed sowietyzacją, której skutki mógł obserwować w ZSRS w latach czterdziestych. Takie tłumaczenia wydają się wyjątkowo przewrotne, jeśli weźmie się pod uwagę jego zaangażowanie w działalność bezpieki i stosowane przez niego i jego podwładnych metody śledcze.
PAP: Największym paradoksem w życiu Herera jest jego późniejsze zetknięcie się z żołnierzami podziemia antykomunistycznego podczas jego działalności w Solidarności.
Dr Przemysław Benken: Najlepszym przykładem jest jego zetknięcie się z Wiesławem Chrzanowskim na spotkaniu zespołu mającego opracować program ekonomiczny Solidarności, podczas którego Chrzanowski ujawnił obecnym mroczną przeszłość byłego funkcjonariusza. Mimo rozpoznania przez Chrzanowskiego, stosunek do Herera takich osób jak Waldemar Kuczyński i Tadeusz Mazowiecki nie uległ większym zmianom. Uzyskanie przez nich informacji o działaniach Herera w okresie stalinowskim nie spowodowało, że przerwano z nim współpracę; mógł ją kontynuować a nawet pisać artykuły do „Tygodnika Solidarność”. Oczywiście jego merytoryczne przygotowanie nie było złe, ale powstaje pytanie, czy osoba tak skompromitowana swoją przeszłością powinna być akceptowana w środowisku Solidarności.
PAP: Po 1989 r. nastąpiły próby rozliczenia Herera?
Dr Przemysław Benken: Najgłośniejszą próbą rozliczenia Herera było śledztwo w sprawie śmierci Jana Rodowicza „Anody” podjęte na początku lat dziewięćdziesiątych. Został wówczas przesłuchany w charakterze świadka. Z uwagi na brak dowodów śledztwo nie przyniosło żadnych rezultatów. Stwierdzono, że niemożliwe jest ustalenie prawdziwego przebiegu zdarzeń. Herer nie poniósł więc żadnych konsekwencji, poza utratą uprawnień kombatanckich, do czego doszło zresztą dopiero w 1995 r. Jeszcze w latach dziewięćdziesiątych prowadził aktywne życie naukowe.
PAP: Jak tłumaczył swój udział w śledztwie zakończonym śmiercią Jana Rodowicza „Anody”?
Dr Przemysław Benken: Przedstawiał siebie jako nadzorującego śledztwo, ale podkreślał, że prowadzone przez niego przesłuchania miały charakter rozmów, w których próbował przekonać „Anodę”, iż jego działania nie doprowadziły do niczego dobrego. W jego opinii ubocznym skutkiem tych rozmów miało być załamanie się „Anody”, gdy zdał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów i faktu, że na skutek jego zeznań nastąpiły aresztowania kolegów. To wszystko miało przyczynić się do tego, że „Anoda” targnął się na swoje życie. Herer przedstawiał swoje działania jako takie, które w jakimś stopniu mogły wpłynąć na decyzję „Anody”, ale kluczowe dla jego tragicznej śmierci miało być załamanie psychiczne wynikające z wewnętrznej frustracji.
Również przyczyny aresztowania „Anody” Herer tłumaczył w bardzo specyficzny sposób. W jego opinii miało ono na celu uchronienie Rodowicza przed aresztowaniem przez funkcjonariuszy Departamentu Śledczego Józefa Różańskiego, który posiadał znacznie gorszą opinię niż „piątka”. Pretekstem miał być wybuch bojlera w Pałacu Belwederskim w okresie przebywania tam wdowy po Feliksie Dzierżyńskim. Podejrzewano rzekomo, że „Anoda” może mieć związek z tym „zamachem”. Herer twierdził, że dzięki aresztowaniu Rodowicza sprawa ta nie stała się pretekstem do masowych represji przeciwko polskiej inteligencji.
Mimo to, w tzw. sprawie „Zośki”, w toku której aresztowano kilkudziesięciu weteranów Powstania (w tym kobiety i inwalidów wojennych) zapadały bardzo wysokie wyroki, włącznie z karą śmierci. Motywacje bezpieki nie były więc takie, jak twierdził Herer.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk/ ls/