Łódzki sąd oddalił w środę wniosek o rehabilitację mężczyzny skazanego w stanie wojennym m. in. za wykolejenie dwóch pociągów towarowych i jednego osobowego na trasie pomiędzy Zgierzem i Łodzią. Mężczyzna miał popełnić te czyny z pobudek niepodległościowych.
"Nie znajduje zrozumienia akt przemocy, którego skutkiem było zagrożenie życia zwykłych ludzi, a na tym polegało zdarzenie z marca 1982 roku, gdy doszło do wykolejenia pociągu osobowego, którym do pracy w Łodzi i okolicach jechało rano kilkaset osób" - podał w uzasadnieniu swej decyzji sędzia Paweł Urbaniak.
Sędzia przypomniał także opinię krewnego wnioskodawcy, który razem z nim dokonywał ataków na pociągi. "Gdyby nie te słupy (słupy trakcyjne, na których zatrzymał się wykolejony skład osobowy - przyp. PAP), pociąg stoczyłby się z nasypu. Mam przemyślenia na ten temat dzisiaj - to była wielka głupota" - zeznał przed sądem.
W 1982 roku mieszkaniec powiatu zgierskiego, rozkręcając tory na kilkumetrowych odcinkach, wykoleił dwa pociągi towarowe i jeden osobowy na trasie Zgierz - Łódź, podjął nieudaną próbę wysadzenia w powietrze wiaduktu kolejowego w Glinniku, usiłował też dokonać napadu na kasę jednego z przedsiębiorstw w Łodzi. Wszystkie te działania miały być wyrazem sprzeciwu wobec wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.
Sąd wojskowy uznał w 1986 roku, że mężczyzna działał na rzecz osłabienia władzy ludowej i wywołania niepokojów społecznych. Został skazany m. in. na łączną karę 12 lat więzienia oraz konfiskatę 10 działek o łącznej powierzchni kilkunastu hektarów. Ostatecznie spędził w więzieniu ponad 6 lat; opuścił je w 1990 roku.
Jak wcześniej podkreślał przed Sądem Okręgowym w Łodzi jego obrońca mec. Bartosz Rodak, działania zgierzanina były podyktowane pobudkami niepodległościowymi i miały być formą sabotażu ekonomicznego wymierzonego w gospodarkę socjalistyczną. Dlatego obrońca wnioskował o rehabilitację obecnie 61-letniego mężczyzny i uchylenie wyroku sądu wojskowego z lat 80.
Oddalenia wniosku domagała się prokuratura, której głównym argumentem był fakt, że mężczyzna, rozkręcając tory, naraził na utratę zdrowia lub życia obsługę pociągów towarowych i pasażerów pociągu osobowego.
W opinii sędziego Ubraniaka celem działalności na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego nie powinno być niszczenie majątku i mienia publicznego, który po odzyskaniu niepodległości miał służyć dobru obywateli. Jak dodał, żadna z akcji protestacyjnych, do których odwoływał się wnioskodawca, jak np. strajki w kopalni Wujek i protesty stoczniowców, nie polegała na niszczeniu infrastruktury i dóbr wspólnych.
"Wnioskodawca podejmował akcje uszkodzenia torów kolejowych, nie mając żadnego rozeznania nt. ruchu innych pociągów na tej trasie - zwłaszcza pospiesznych czy dalekobieżnych, kursujących także w nocy. Podejmowanym akcjom nie towarzyszyło wyjaśnienie, mogące tłumaczyć racjonalny cel i związek z działaniami przeciwko państwu komunistycznemu" - zaznaczył Urbaniak.
Sędzia uznał też, że wielogodzinne przerwanie komunikacji kolejowej, niszczenie majątku publicznego i zagrożenie życia wielu osób były "rażąco niewspółmierne do zamierzonego i osiągniętego skutku", a dodatku "dostarczyły reżimowi komunistycznemu materiałów do celów propagandowych".
Ostatecznie wniosek został oddalony, a kosztami postępowania zostanie obciążony Skarb Państwa. Postanowienie sądu nie jest prawomocne.
61-latek nie chciał komentować decyzji sądu. (PAP)
agm/ brw/