Ok. 40 kajakarzy popłynie w czerwcu rzeką Wisłą z Zabrzegu do Krakowa, by upamiętnić Henryka Flamego "Bartka", żołnierza wyklętego, dowódcę największego oddziału podziemia antykomunistycznego w Beskidach – powiedział pomysłodawca wydarzenia Paweł Kluska.
"Chcemy wprowadzić do zbiorowej świadomości Polaków postać żołnierza wyklętego z NSZ, który do dziś nie doczekał się właściwego upamiętnienia. Był wielkim człowiekiem, który zdecydowanie wybijał się ponad przeciętność. Był instruktorem narciarstwa, liderem wielu organizacji. Zawsze uważałem, że gdyby nie wojna i czas, w którym przyszło mu żyć, zdobywałby pewnie ośmiotysięczniki zanim zrobili to inni" - powiedział Kluska.
Uczestnicy Memoriału im. Henryka Flamego wystartują 15 czerwca. Przed wodowaniem złożą kwiaty przy tablicy na gospodzie w Zabrzegu, gdzie milicja zastrzeliła "Bartka". Jak poinformował Kluska w pierwszym dniu dopłyną do miejscowości Góra na granicy województw śląskiego i małopolskiego. Wieczorem z uczestnikami spotka się były żołnierz Flamego - por. Stefan Siekliński "Stefek". Kolejne przystanki z noclegami organizatorzy zaplanowali w Mętkowie i Czernichowie. W niedzielę kajakarze dopłyną pod Wawel.
Najstarszy uczestnik Memoriału liczy ponad 60 lat, najmłodszy zaledwie kilka. Oprócz mieszkańców Bielska-Białej i okolic popłyną także kajakarze ze Śląska, Małopolski i Dolnego Śląska. "Każdego dnia będziemy mieli do przepłynięcia ok. 30-35 km. To piękna, malownicza trasa" – powiedział Kluska. Jak dodał, trasa jest nieprzypadkowa. Flame w 1935 r. pokonał znaczną jej część łodzią, którą sam zbudował.
Henryk Flame ps. Bartek urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej. Dwukrotnie został zestrzelony, pierwszy raz przez Niemców pod Warszawą, a następnie koło Stanisławowa przez Sowietów. Dotarł na Węgry, gdzie został internowany.
"Chcemy wprowadzić do zbiorowej świadomości Polaków postać żołnierza wyklętego z NSZ, który do dziś nie doczekał się właściwego upamiętnienia. Był wielkim człowiekiem, który zdecydowanie wybijał się ponad przeciętność. Był instruktorem narciarstwa, liderem wielu organizacji. Zawsze uważałem, że gdyby nie wojna i czas, w którym przyszło mu żyć, zdobywałby pewnie ośmiotysięczniki zanim zrobili to inni" - powiedział pomysłodawca wydarzenia Paweł Kluska.
W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. Na przełomie 1943 i 1944 r. oddział ukrył się w lesie. Jesienią 1944 r. został zaprzysiężony w NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował rozkazy NSZ i gromadził broń.
Zagrożony aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset żołnierzy i podobną liczbę współpracowników oddział stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją było zajęcie 3 maja 1946 r. Wisły w Beskidach.
Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki, którzy we wrześniu zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według ustaleń IPN żołnierzy "Bartka" przewieziono na Opolszczyznę i zamordowano. Badacze podają różne liczby żołnierzy, którzy zostali zabici przez UB: od 90 do ok. 200 osób.
Gdy agenci bezpieki zorganizowali fikcyjny przerzut oddziału na Zachód, Flame zlecił nadzór nad operacją swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi "Rysiowi", który został zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. "Bartek" przeszedł w tym czasie operację nogi. Wobec braku kontaktu z "Rysiem" uciekł śledzącym go ubekom i wrócił w góry. Po ogłoszeniu amnestii ujawnił się w marcu 1947 r. 1 grudnia 1947 r. został zastrzelony przez milicjanta w Zabrzegu.
W br. Henryk Flame został pośmiertnie awansowany do stopnia majora.(PAP)
szf/ pat/