2011-02-16 (PAP) - Najważniejszą zasługą ruchu studenckiego z początku lat 80. była demokratyzacja życia na uczelniach. „To my zburzyliśmy panujący tam feudalny porządek” – mówi w rozmowie z PAP Jarosław Guzy, pierwszy przewodniczący NZS.
17 lutego mija 30 rocznica rejestracji zrzeszenia.
Guzy podkreśla, że jednym z głównych postulatów formułowanych podczas strajków w 1980 i 1981 r. była sprawa autonomii szkół wyższych. Chodziło o to, aby cała społeczność akademicka, czyli profesorowie, pracownicy naukowi oraz słuchacze mogli kształtować życie na uczelniach. Celem była niezależność od decyzji administracyjnych. Przypomina, iż w tamtym czasie, czynniki partyjno rządowe decydowały o tym, co dzieje się w akademiach i na uniwersytetach. Rektorzy byli mianowani przez władze, a kariery pracowników naukowych – nawet najlepszych – zależały od ich postawy politycznej.
Dlatego protesty studenckie znajdowały często poparcie kadry uniwersyteckiej. „Profesorowie, szczególnie ci niepokorni, byli dla nas autorytetami. Wspierali nas młodzi pracownicy naukowi” – wspomina Guzy, który współtworzył niezależny ruch studencki na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. „Nasza rewolucja szła równolegle do tego, co działo się w świecie naukowym” – dodaje.
Jego zdaniem, mimo że studenci nie odegrali decydującej roli w rewolucji Solidarności , to jednak „stanowili ważny element ówczesnej układanki”. „To robotnicy byli taranem, który mógł skutecznie kruszyć gmach komunistycznej władzy, a my ich wspieraliśmy” – mówi były szef NZS. Zwraca uwagę na doskonałe relacje, jakie panowały między obu środowiskami. „W tamtych dniach buntu społeczeństwo zjednoczyło się wobec władzy. Solidarność polegała na wzajemnym szacunku. Mieliśmy świadomość naszej odmienności, ale zdawaliśmy sobie sprawę, że nie możemy dać się skonfliktować” – relacjonuje Guzy.
Przypomina, iż w PRL bardzo często przeciwstawiano inteligencję robotnikom, próbowano szczuć grupy społeczne na siebie. „Faktem jest, że w latach 70. robotnicy mieli dużo większe możliwości, niż absolwenci wyższych uczelni, którzy z trudem znajdowali pracę zgodną z kwalifikacjami” – wspomina były szef NZS. Mimo to w latach 80. władzom nie udało się doprowadzić do podziału obu środowisk. „To była siła rewolucji Solidarności” – uważa.
Choć Niezależne Zrzeszenie Studentów, które w szczytowym momencie liczyło ok. 100 tys. członków i było niewielką organizacją w porównaniu z dziesięciomilionową „Solidarnością”, spełniało istotną rolę w walce z komunizmem. Np. podnosiło hasła, które ze względów taktycznych trudniej było forsować Solidarności. Chodziło przede wszystkim o uwolnienie więźniów politycznych.
„Rewolucja studencka nie ograniczała się tylko do strajków, to była prawdziwa eksplozja wolności, swoboda myślenia, dyskutowania, rozwijała się kultura studencka. To wielkie przeżycie dało podkład pod opór, który musiał trwać jeszcze w latach 80. Zanim upadł komunizm" - przekonuje.
Jarosław Guzy nie ukrywa, że rzadko kiedy rewolucje studenckie decydują o losach krajów. Zaraz jednak dodaje, iż trwałe rezultaty studenckich protestów widoczne są dopiero po latach. „Rewolucja studencka dotyczy przyszłej elity, to przecież uczelnie kształcą ludzi, którzy później zajmują ważne stanowiska we władzach czy biznesie” – wyjaśnia były szef zrzeszenia.
Tak też było z NZS. „Część ludzi trafiło do polityki, wielu wzięło los w swoje ręce, działa w małym i średnim biznesie, robi kariery - jak Hirek Wrona” – wylicza Jarosław Guzy.
Wojciech Kamiński (PAP)
Zobacz wideo z Jarosławem Guzym