W powszechnej świadomości hasło „I wojna światowa” wywołuje nieodmiennie te same skojarzenia: Somma, Verdun, Ypres. Książka białostockiego dziennikarza Marcina Tomkiela „Wojna mocarstw – Podlasie 1914-1915”, otwiera przed czytelnikiem mało znany dotychczas teatr wojenny – północną część frontu wschodniego, gdzie na terenach Suwalszczyzny i Podlasia setki tysięcy żołnierzy toczyły walki niemniej zacięte i krwawe niż na froncie zachodnim.
Zimą 1915 r. dowództwo niemieckie zdecydowało się na przeprowadzenie ofensywy, której bezpośrednim celem miało być przełamanie frontu we wschodniej części Pojezierza Mazurskiego, co w konsekwencji miało zagrozić rosyjskim liniom komunikacyjnym i doprowadzić do wycofania się armii rosyjskiej z terenów Królestwa Polskiego.
Liczący 100 tys. żołnierzy korpus niemiecki zdołał odepchnąć Rosjan na linię Niemna, ale załamanie pogody, jakie nastąpiło w lutym zmusiło obie strony do okopania się na swoich pozycjach. Niemcy nie zrezygnowali jednak ze swoich planów i w lipcu rozpoczęli kolejną ofensywę. Trzystutysięczna 12. Armia pod dowództwem generała von Gallwitza zaatakowała Grodno i Bielsk (obecnie Bielsk Podlaski). Główny cel ataku stanowił właśnie Bielsk – ważny węzeł komunikacyjny, przez który przebiegała linia kolejowa łącząca Białystok z twierdzą w Brześciu.
Po kilku tygodniach krwawych walk oddziały niemieckie zajęły Białystok, Grodno i Bielsk, a załamanie się obrony rosyjskiej umożliwiło im także zajęcie opuszczonej twierdzy brzeskiej. Sukcesy militarne kampanii 1915 r. okupili Niemcy poważnymi stratami – w połowie sierpnia dowodzący 12. Armią generał Gallwitz oceniał swojej straty na 1400 oficerów i ok. 60 tys. żołnierzy.
Książka Marcina Tomkiela nie jest wyłącznie opisem działań militarnych na terenie Podlasia. Autor stara się przedstawić w niej także sytuację ludności cywilnej. Sporo miejsca poświęca stratom materialnym, jakie w latach 1914-1915 poniosły Suwalszczyzna i Podlasie oraz warunkom, w jakich wojnę próbowała przetrwać okoliczna ludność, poddawana częstym rekwizycjom, a częstokroć zmuszana do ewakuacji.
Opierając się na bogatej bazie źródłowej, w tym niepublikowanych dotychczas w Polsce pamiętnikach gen. von Gallwitza, autor stara się przybliżyć czytelnikowi przebieg dwóch wielkich ofensyw na terenie Podlasia. Poza opisami ataków mas piechoty i szkód czynionych przez artylerię obu stron, Marcin Tomkiel opowiada o jednym z pierwszych w czasie I wojny światowej niemieckim ataku gazowym oraz przytacza relację świadka bombardowania białostockiego dworca przez sterowce.
„Przy pomocy smug reflektorowych szukano dworca kolejowego i przyznać trzeba, znaleziono go nader szybko, poczem zeppelin jął dworzec bombardować. Bomby zaś rzucał nie z góry w dół prostopadle, jak to czynią lotnicy aeroplanowi, ale wypuszczał je z jakiegoś przyrządu, w rodzaju mitraliezy. Takich jakby… armatek było na zeppelinie cztery i operowano ta baterią najprawidłowiej w świecie, ostrzeliwując gęsto i stacje kolejową, i plant. Efekt był wspaniały, a celność niemała, zważywszy na znaczną wysokość, na której zeppelin się znajdował” - relacjonował świadek.
Książka Marcina Tomkiela nie jest wyłącznie opisem działań militarnych na terenie Podlasia. Autor stara się przedstawić w niej także sytuację ludności cywilnej. Sporo miejsca poświęca stratom materialnym, jakie w latach 1914-1915 poniosły Suwalszczyzna i Podlasie oraz warunkom, w jakich wojnę próbowała przetrwać okoliczna ludność, poddawana częstym rekwizycjom, a częstokroć zmuszana do ewakuacji.
Rozkaz szefa rosyjskiego sztabu generalnego Nikołaja Nikołajewcza Januszkiewicza mówił: „W trakcie cofania się zawczasu niszczyć zasiewy przy pomocy koszenia lub w inny sposób; ludność męską, prócz Żydów, w wieku, w którym obowiązuje służba wojskowa, wydalać na zaplecze, by nie zostawiać jej w ręku przeciwnika; wszystkie zapasy chleba i paszy, bydło i konie obowiązkowo wywozić, łatwiej będzie zaopatrzyć ludność przy naszej ofensywie niż zostawić przeciwnikowi, który i tak wszystko odbierze”.
Cytując relacje i pamiętniki uczestników opisywanych wydarzeń, Marcin Tomkiel oddaje także atmosferę towarzyszącą „bieżeństwu” – mniej lub bardziej wymuszonej przez władze rosyjskie ewakuacji ludności cywilnej z terenów objętych walkami. „W pierwszej kolejności wywózką mieli zostać objęci pracownicy administracji carskiej oraz ci, którzy pracowali w lesie i przy pałacu. Ludzie nie bardzo chcieli opuszczać rodzinne strony. Opierali się i ociągali. Jednakże byli przymuszani siłą przez Kozaków, jak i wojskowych. Grożono im pobiciem, a nawet spaleniem domów i śmiercią. Straszono również germańskimi hordami, które nadciągały od zachodu. (…) Czasu na spakowanie i przygotowanie do podroży dano niewiele. Pozwolono zabrać jedynie część rzeczy osobistych, ubrań i zapas żywności.” – wspominali Sergiusz i Tatiana Waszkiewiczowie.
Szacuje się, że na skutek rosyjskiej propagandy na całym froncie wschodnim w czasie letnich walk swoje domy opuściło ponad 3 miliony ludzi. Marcin Tomkiel przypomina w swej książce, że ci, którym udało się powrócić w rodzinne strony, zastawali jedynie spalone wsie, pola i lasy poprzecinane liniami okopów i wszechobecne cmentarze, na których spoczywali żołnierze obu armii i wielu narodowości.
Książka „Wojna mocarstw” nie jest pracą naukową, trudno ją nawet zaliczyć do książek popularno-naukowych, wyrosła jednak z reporterskiej pasji (autor jest dziennikarzem Polskiego Radia Białystok) i może ten właśnie reporterski rys, świadomość istnienia historii w wersji mikro, przywiązanie do opowiadania przede wszystkim ludzkich losów stanowią najmocniejszą stronę książki Marcina Tomkiela, zaś umieszczone w niej informacje, relacje, wspomnienia mogą stać się punktem wyjścia do profesjonalnych badań historycznych, na które dotknięte zapomnianym epizodem wojny światowej Podlasie i Suwalszczyzna z pewnością zasługują,
„Wojna mocarstw – Podlasie 1914-195”, Marcin Tomkiel, Wyd. Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2015
Andrzej Kałwa
akj/ ls/