Bohaterską obronę stolicy, którą latem 1944 r. prowadzili powstańcy na Mokotowie, uczczono we wtorek w 73. rocznicę powstańczego zrywu. W stołecznym parku im. gen. Orlicz-Dreszera spotkali się m.in. weterani walk, władze stolicy i warszawiacy.
Uroczystości upamiętniające powstańcze walki na Mokotowie jak co roku odbyły się przed pomnikiem Mokotów Walczy 1944. Monument upamiętnia powstańców Mokotowa, żołnierzy Armii Krajowej pułku "Baszta" oraz innych oddziałów V obwodu 10 dywizji im. Macieja Rataja, walczących w dniach 1 sierpnia - 27 września 1944 r.
"+Wszystko na świecie przemija powoli, i pamięć o szczęściu i o tym co boli. Wszystko przemija, tak chce przeznaczenie. Jedno tylko zostaje - wspomnienie+. I dzisiaj wspominamy wydarzenia sprzed 73 laty, wspominamy w miejscu szczególnie ważnym dla żołnierzy pułku Armii Krajowej +Baszta+, bo w tym miejscu znajdował się największy cmentarz powstańczy w 1944 roku" - przypomniał Eugeniusz Tyrajski "Sęk", wiceprezes środowiska pułku AK "Baszta" i innych mokotowskich oddziałów powstańczych.
"Wiele koleżanek i kolegów zginęło (...), wspominamy ich wszystkich. To nasi ogromni przyjaciele. Razem szkoliliśmy się przed powstaniem, razem walczyliśmy" - podkreślił weteran, przypominając m.in. ciężkie walki w okolicach toru wyścigów konnych na Służewcu. "W ciągu pierwszych paru godzin tam zginęło sześciu moich kolegów, czyli 40 procent w ciągu pierwszych paru godzin. To były straty ogromne" - dodał Tyrajski.
Zaapelował też do mieszkańców Mokotowa, by po śmierci ostatnich powstańców nadal godnie upamiętniali żołnierzy pułku "Baszta" i ich walki na Mokotowie. "Nas już naprawdę bardzo niewielu zostało" - podkreślił kombatant. Jego apel spotkał się brawami przybyłych na uroczystość warszawiaków.
W uroczystości na Mokotowie wzięli udział powstańcy warszawscy i weterani II wojny światowej, żołnierze AK i innych polskich formacji zbrojnych.
Władze reprezentowali m.in. prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, przedstawiciele Kancelarii Prezydenta, Prezesa Rady Ministrów, Sejmu i Senatu, posłowie wszystkich ugrupowań politycznych. Obecni byli również reprezentanci Instytutu Pamięci Narodowej, Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, a także służb mundurowych. Jak co roku licznie przybyli harcerze z różnych organizacji harcerskich, w tym ZHR i ZHP.
W imieniu władz Mokotowa przemawiał burmistrz dzielnicy Bogdan Olesiński. "Dzisiejsza uroczystość jest dobrym momentem do zastanowienia się jak dzisiaj rozumiany jest patriotyzm i czy różnimy się w tym z poprzednimi pokoleniami. Miłość do ojczyzny inaczej manifestuje się w czasach zagrożenia i wojny, a inaczej w czasach pokoju. Obecnie nie musimy z bronią w ręku udowadniać swojego przywiązania do Polski" - powiedział burmistrz.
W jego ocenie określenie "bycia dobrym patriotą" jest obecnie - jak mówił - przez niektórych zawłaszczane. "Próbują stopniować patriotyzm, dzielić Polaków na lepszych i gorszych patriotów. Dominująca obecnie narracja wyzwala obywatelskie nieposłuszeństwo, które jest wyrazem niezgody na wizję Polski zamkniętej, nie tolerującej odmienności i różnorodności. Jakie wszystko to wywołuje skutki? To w dzisiejszej Polsce można zostać pobitym w tramwaju za posługiwanie się językiem obcym, to na polskim stadionie sportowiec może zostać opluty i znieważony wyłącznie za swój kolor skóry. To z Polski popłynęły obraźliwe dla Francuzów słowa o nauce jedzenia widelcem" - powiedział Olesiński, a jego słowa część uczestników uroczystości przyjęła głośnymi okrzykami i gwizdami.
Burmistrz Mokotowa przekonywał, że wzorem dla Polaków powinni być powstańcy warszawscy, którzy mieli życzliwy stosunek do przedstawicieli innych narodów. Przypomniał, że w Powstaniu Warszawskim po stronie powstańców - jak szacują badacze - walczyło od 15 do 20 różnych narodowości. Wymienił m.in. walczących ramię w ramię z Polakami Słowaków, Gruzinów, Ukraińców, Czechów, Ormian, Azerów, a także Żydów, nie tylko polskich, ale także np. z Grecji czy Holandii.
"W szeregach powstańców walczyli także Rosjanie, którzy uciekli z obozów jenieckich, dezerterzy z armii niemieckiej i jednostek sprzymierzonych z Niemcami. Ich nazwiska często wskazują na kaukaskie pochodzenie" - kontynuował Olesiński, przypominając również rolę żywiących powstańców włoskich restauratorów i Nigeryjczyka Augusta Agbolę O'Browna ps. Ali, czarnoskórego muzyka jazzowego, który przed wojną grał w najlepszych warszawskich lokalach.
Zwracając się do powstańców, burmistrz dodał: "To była lekcja wspólnoty, z której my nie potrafimy skorzystać. A przecież mamy was na wyciągnięcie ręki. Nie jesteście mitycznymi postaciami, wręcz przeciwnie (...). Nie dzielą nas dziesiątki pokoleń, lecz zaledwie dziesiątki lat, a my tak nie potrafimy".
Pamięć o poległych powstańcach mokotowskich uczczono zapaleniem zniczy, złożeniem wieńców przed pomnikiem Mokotów Walczy 1944 oraz "Marszem Mokotowa", odegranym przez orkiestrę reprezentacyjną Policji. Tuż po zakończeniu uroczystości z parku im. Orlicz-Dreszera wyruszył Marsz Mokotowa, który przeszedł ulicą Puławską przed obelisk poświęcony pamięci 119 pomordowanych powstańców z "Baszty" przy ulicy Dworkowej.
Powstańcy "Baszty" zostali zabici przez Niemców 27 września 1944 r., już po kapitulacji Mokotowa, po tym jak zabłądzili w kanałach, przedzierając się do Śródmieścia i przez pomyłkę wyszli z włazu, który znajdował się przy ul. Dworkowej 3/5. Na tym terenie stacjonowała komenda niemieckiej żandarmerii na powiat warszawski. Niemcy dokonali mordu wbrew umowie kapitulacyjnej dzielnicy, która gwarantowała traktowanie powstańców jako jeńców wojennych.
W drodze do ul. Dworkowej, jak co roku, złożono kwiaty pod tablicą upamiętniającą twórców "Marszu Mokotowa" - Mirosława Jezierskiego "Karnisza", który napisał słowa do tej piosenki oraz Jana Markowskiego "Krzysztofa", który był autorem muzyki.
W 1939 r. Mokotów liczył tylko 88 tys. mieszkańców, podczas gdy cała Warszawa - prawie 1,4 miliona. Podczas okupacji należał do najsilniej obsadzonych przez Niemców dzielnic. W powstaniu osłaniał walczącą stolicę od południa. Pod koniec września 1944 r., już po kapitulacji Mokotowa, mówił o tym dowódca powstania płk Antoni Chruściel "Monter": "Upadek Mokotowa w znacznym stopniu osłabia naszą pozycję w mieście. Utraciliśmy osłonę od południa, a Niemcom zwolniła się pewna ilość jednostek i artylerii, które będą mogły być użyte w Śródmieściu".
Oddziałami AK na Mokotowie dowodził ppłk Józef Rokicki "Karol". "Spokój, jaki panował w tej części miasta, 23 września dobiegł gwałtownie do przerażającego końca. Nagle niebo przysłoniły sztukasy zrzucające bomby na domy i ulice, a od południa i zachodu nastąpił masywny ostrzał z moździerzy (...). Powstańcy walczyli zaciekle z batalionami pancernymi i innymi niemieckimi jednostkami atakującymi ze wszystkich stron" - opisuje ostatnie dni walk na Mokotowie historyk Alexandra Richie, autorka książki "Warszawa 1944. Tragiczne powstanie".
Na Mokotowie możliwości obrony były trudniejsze niż w innych miejscach Warszawy m.in. dlatego, że zwarta zabudowa zajmowała tylko 60 proc. powierzchni dzielnicy. Resztę stanowiła otwarta przestrzeń, a powstańcy nie byli przygotowani do walki w polu. Mimo to Mokotów bronił się 57 dni - skutecznie zatrzymywał ataki niemieckich oddziałów na Śródmieście od strony południowej.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/