Pamięć i świadomość Niemców o II wojnie światowej podlegała licznym przeobrażeniom. Próba rozliczenia się z własną przeszłością była procesem długim i skomplikowanym, który ciągle trwa - mówi dr Bogumił Rudawski z Instytutu Zachodniego.
PAP: Mija kolejna rocznica wybuchu drugiej wojny św. W jaki sposób pamięta się o niej dziś w Niemczech?
Dr Bogumił Rudawski: W dzisiejszych Niemczech pamięć o II wojnie światowej stanowi stały element demokratycznej kultury politycznej tego państwa, a sam proces „przepracowania przeszłości” uznawany jest niekiedy za wręcz modelowy, co prowadzi z kolei do rytualizacji pamięci. Tzn. o przeszłości się pamięta, bo tak należy, ale brakuje czasami głębszej refleksji nad pewnymi wydarzeniami historycznymi.
PAP: Jak ta świadomość ewoluowała w Niemczech?
Dr Bogumił Rudawski: Pamięć i świadomość Niemców o II wojnie światowej podlegała licznym przeobrażeniom. Próba rozliczenia się z własną przeszłością była procesem długim i skomplikowanym, który ciągle trwa. W Niemczech Zachodnich pierwsze dwa dziesięciolecia po zakończeniu wojny były okresem milczenia – o wojnie się nie mówiło, a Niemcy pod przewodnictwem Konrada Adenauera byli skoncentrowani na odbudowie gospodarczej i tworzeniu nowego porządku politycznego.
Ważną zmianę w kształtowaniu się niemieckiego procesu rozrachunkowego przyniosły dopiero lata 60. Złożyło się na to wiele czynników, wśród których niemałą rolę odegrały zmiany pokoleniowe, społeczne oraz kulturowe. To właśnie wtedy okres III Rzeszy wszedł do programów nauczania, rozpoczęto proces tworzenia miejsc upamiętniania nazistowskiego terroru. Dla kształtowania się niemieckiej pamięci zbiorowej duże znaczenie miały głośne procesy sądowe zbrodniarzy wojennych, jak np. proces Adolfa Eichmanna w Jerozolimie czy proces załogi obozu Auschwitz-Birkenau we Frankfurcie nad Menem. Był to czas, w którym rozpoczęła się właściwa dyskusja o niedawnej przeszłości. Można w niej wyróżnić kilka punktów, ale na pewno najważniejszym z nich była kwestia Zagłady Żydów. Jej pewnym symbolicznym zakończeniem było odsłonięcie w Berlinie w maju 2005 r. Pomnika Pomordowanych Żydów Europy.
W latach 90. głośnym wydarzeniem była wystawa na temat zbrodni Wehrmachtu i udziału żołnierzy niemieckich w zbrodniach popełnianych na różnych frontach. Stosunkowo najmniej w dyskursie publicznym reprezentowana była i – nadal jest – problematyka związana z okupacją niemiecką w państwach Europy Środkowej i Wschodniej oraz okrutną rzeczywistością okupacyjną, której doświadczyły miliony osób w tej części naszego kontynentu.
W dzisiejszych Niemczech pamięć o II wojnie światowej stanowi stały element demokratycznej kultury politycznej tego państwa, a sam proces „przepracowania przeszłości” uznawany jest niekiedy za wręcz modelowy, co prowadzi z kolei do rytualizacji pamięci. Tzn. o przeszłości się pamięta, bo tak należy, ale brakuje czasami głębszej refleksji nad pewnymi wydarzeniami historycznymi.
PAP: Jakie były różnice w narracji o wojennej przeszłości pomiędzy NRD a RFN? Jaka była skuteczność denazyfikacji?
Dr Bogumił Rudawski: Proces denazyfikacji wyglądał odmiennie w różnych strefach okupacyjnych. Przykładowo w amerykańskiej wszyscy obywatele niemieccy musieli wypełnić formularz dotyczący własnej przeszłości. I rzeczywiście dokument ten złożyło ok. 13 mln osób. Taka procedura denazyfikacji nie była jednak skuteczna, a wielu osobom winnym popełnienia zbrodni udało się bez problemu uzyskać oczyszczenie. Sama denazyfikacja wzbudzała też duży opór społeczeństwa niemieckiego, które widziało w niej zemstę aliantów. Z kolei w radzieckiej strefie okupacyjnej denazyfikacja była bardzo ograniczona.
Różnice w narracji wojennej pomiędzy NRD a RFN były zasadnicze. Wraz w powstaniem Niemieckiej Republiki Demokratycznej w 1949 r. zakończono we wschodnich Niemczech wszelkie rozrachunki z przeszłością i uznano ten problem za zamknięty. Centralnym elementem mitu założycielskiego NRD był antyfaszyzm. Komunistyczne państwo niemieckie odcięło się od wszelkiej spuścizny III Rzeszy, a całą odpowiedzialnością za wojnę obarczono Niemcy Zachodnie, które stały się celem licznych ideologicznych ataków, skądinąd niekiedy uzasadnionych, opartych na tezie, iż RFN nie rozliczyła się z brunatnej przeszłości. Identyczny mechanizm w stosunku do Niemiec Zachodnich stosowały komunistyczne władze PRL. Rzekomy rewizjonizm boński i ciągle podsycane zagrożenie powrotem faszyzmu były zarówno w wypadku NRD, jak i PRL strategią legitymizacji przez komunistów własnej władzy.
Dobrze odzwierciedla to przykład Heinza Reinefartha, który brał udział w tłumieniu Powstania Warszawskiego i mordowaniu ludności cywilnej miasta. Po wojnie Reinefarth przeniósł się do Niemiec Zachodnich, gdzie od roku 1951 sprawował funkcję burmistrza miasta Westerland na wyspie Sylt. Pod koniec lat 50. jego postać wzbudziła duże zainteresowanie w NRD. W 1957 r. powstał film dokumentalny, ukazujący rolę Reinefartha w tłumieniu powstania pod wymownym tytułem „Urlop na wyspie Sylt”. Pisano o nim nieustannie na łamach prasy wschodnioniemieckiej, a niemożność postawienia go przed sądem i rozliczenia za zbrodnie wojenne stały się koronnym dowodem potwierdzającym tezę o pozornej i niepełnej denazyfikacji w Niemczech Zachodnich. Rzeczywiście Reinefarth nie został nigdy pociągnięty do odpowiedzialności za swoje czyny, a prowadzone przeciwko niemu postępowanie prokuratorskie umorzono.
Sprawa ta pokazuje z jednej strony, iż NRD, jeżeli zajmowała się przeszłością nazistowską, to przeważanie w kontekście stosunków z drugim państwem niemieckim i wykorzystywała to propagandowo. Z drugiej strony opieszałość zachodnioniemieckich organów ścigania wobec Reinefartha nie była w tym okresie żadnym odosobnionym przypadkiem. Dopiero w 2014 r., w 70. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, rada miasta Westerland odsłoniła tablicę upamiętniającą ofiary zbrodniczej działalności Reinefartha.
PAP: Co przeciętny Niemiec wie na temat niemieckich zbrodni wojennych?
Dr Bogumił Rudawski: O ile przeciętny Niemiec ma pewne elementarne rozeznanie w dziejach II wojny światowej, skupia się ono raczej na cierpieniach Niemców, tzn. wypędzeniach i wysiedleniach ze Wschodu oraz bombardowaniach miast niemieckich. Ponadto posiada również pewną wiedzę o Holokauście. Temat zbrodni wojennych popełnionych na froncie wschodnim jest mu raczej słabo znany. Dość dobrze pokazuje to popularność historycznych filmów fabularnych z ostatnich lat. Największą liczbę widzów miały filmy poświęcone nalotom alianckim na niemieckie miasta („Drezno” z 2006 r.) oraz eksodusie milionów Niemców ze Wschodu (filmy „Ucieczka” i „Gustloff-rejs ku śmierci”). Paradoksalnie chyba jedną z pierwszych produkcji filmowych, w której była mowa o zbrodniach wojennych popełnianych przez zwykłych Niemców, był serial „Nasze matki, nasi ojcowie” z 2013 r. Charakterystyczne jednak, że jego akcja zaczęła się w 1941 r. wraz z atakiem III Rzeszy na Związek Radziecki. Wskazuje to na fakt, iż dla Niemców bardziej to wydarzenie wiąże się z początkiem wojny niż data 1 września 1939 r.
O ile przeciętny Niemiec ma pewne elementarne rozeznanie w dziejach II wojny światowej, skupia się ono raczej na cierpieniach Niemców, tzn. wypędzeniach i wysiedleniach ze Wschodu oraz bombardowaniach miast niemieckich. Ponadto posiada również pewną wiedzę o Holokauście. Temat zbrodni wojennych popełnionych na froncie wschodnim jest mu raczej słabo znany.
PAP: Czy tam, gdzie po wojnie trafiło najwięcej wysiedlonych Niemców, narracja na temat II wojny św. jest inna?
Dr Bogumił Rudawski: Wysiedleni nie zyskali dominującej pozycji w dyskusjach wokół II wojny światowej, co nie znaczy jednak, że nie słyszano ich głosu. Mam tu na myśli zwłaszcza wpływy organizacji skupiających wysiedlonych w partiach chadecji. W 2008 r. powstała finansowana ze środków federalnych Fundacja Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie, której nadrzędnym celem jest założenie centrum dokumentacyjnego, upamiętniającego ofiary ucieczek i wypędzeń, jakie stały się udziałem milionów ludzi w ubiegłym stuleciu. Większa część wystawy dotyczyć będzie wysiedleń Niemców. Jak rzeczywiście będą dobrane proporcje w tej wystawie, i czy nie będzie się ona koncentrować wyłącznie na losie Niemców, pomijając cierpienia innych narodów, okaże się zapewne w najbliższej przyszłości.
PAP: Jakie jeszcze czynniki wpływają na stosunek Niemców do przeszłości?
Dr Bogumił Rudawski: Choćby geograficzne. Najlepiej widać to na przykładzie Bawarii, która jest bardziej konserwatywna i gdzie o III Rzeszy niechętnie się mówi oraz landów wschodnich, gdzie przeszłość była przepracowana w mniejszym stopniu.
W Bawarii, z której wywodzi się ruch narodowo-socjalistyczny, jest inne podejście do przeszłości niż np. w Berlinie. Ludzie niechętnie mówią o tym, co się działo w czasie wojny. Widać to bardzo dobrze w ofercie tamtejszych muzeów. W muzeach bawarskich temat III Rzeszy zepchnięty jest na dalszy plan.
Z kolei w landach wschodnich, czyli w dawnym NRD, m.in. Meklemburgii, Saksonii, świadomość historyczna mieszkańców jest mniejsza. W związku z tym mniej krytycznie podchodzą oni do działalności ruchów neonazistowskich.
PAP: A jak do kwestii odpowiedzialności za zbrodnie wojenne podchodzą Austriacy?
Dr Bogumił Rudawski: Austriacy nie poczuwają się do takiej odpowiedzialności za wojnę jak Niemcy. Ma to wiele przyczyn, ale wskazać należy przede wszystkim na mit „pierwszej ofiary”, który stał się fundamentem świadomości historycznej i politycznej w powojennej Austrii. Początki obrachunku z nazistowską przeszłością rozpoczęły się dopiero w latach 90. Parlament austriacki uznał wtedy współodpowiedzialność Austriaków za zbrodnie wojenne. Nadal jednak połowa społeczeństwa austriackiego nie poczuwa się do żadnej odpowiedzialności za wojnę. Fakt ten wykorzystuje m.in. Wolnościowa Partia Austrii, konsekwentnie opowiadająca się przeciwko rozliczeniom z przeszłością.
PAP: W jaki sposób temat II wojny światowej obecny jest w niemieckich szkołach?
Okres III Rzeszy i II wojny światowej w Niemczech omawiany jest nie tylko przez nauczycieli historii, ale powszechnie wykorzystywany jest także w edukacji obywatelskiej jako przykład tego, do czego prowadzą rządy totalitarne, militaryzm, nienawiść i pogarda.
Dr Bogumił Rudawski: Okres III Rzeszy jest uwzględniony w podstawach nauczania historii w niemieckich szkołach. Na lekcjach omawia się również II wojnę światową, ale wiele zagadnień jest wspomnianych tylko zdawkowo. Generalnie w Niemczech nie ma sztywnych ram nauczania i nauczyciel sam decyduje, które treści będę omawiane na lekcji. Siłą rzeczy powoduje to, że nie wszystkie problemy są poruszane. Zwłaszcza zwraca się uwagę brak treści związanych z niemiecką okupacją w Europie Środkowo-Wschodniej, co powoduje na przykład, że niemiecki uczeń nie potrafi odróżnić Powstania w Getcie Warszawskim od Powstania Warszawskiego.
Warto nadmienić również, że okres III Rzeszy i II wojny światowej omawiany jest nie tylko przez nauczycieli historii, ale powszechnie wykorzystywany jest także w edukacji obywatelskiej jako przykład tego, do czego prowadzą rządy totalitarne, militaryzm, nienawiść i pogarda.
PAP: W maju tego roku w bawarskim podręczniku do historii pojawiło się określenie „polskie obozy” w kontekście Holocaustu. Z czego może to wynikać?
Dr Bogumił Rudawski: Sądzę, że to skutek elementarnej historycznej niewiedzy, którą wykazali się autorzy podręcznika. Co szczególnie oburza, to fakt, iż taki kardynalny błąd popełniły osoby, których zadaniem jest edukowanie o II wojnie światowej i zbrodniach narodowego socjalizmu. Podręcznik został wydany w renomowanym niemieckim wydawnictwie, a na ten błąd nie zwrócili uwagi również niemieccy nauczyciele. Dopiero interwencja polskich rodziców oraz polskich władz spowodowała wycofanie podręcznika. Przypadek ten zresztą pokazuje, jak wiele jeszcze należy zrobić w tym zakresie i jak ważną rolę w kształtowaniu wiedzy o II wojnie światowej odgrywa edukacja.
PAP: Jak tematem II wojny św. zajmuje się niemiecka historiografia?
Dr Bogumił Rudawski: Dostrzegam wyraźną tendencję, że badacze niemieccy coraz więcej uwagi poświęcają okupacji w Europie Środkowo-Wschodniej. Zagadnienie te coraz częściej pojawią się w badaniach. Tematy te pozostają jednak nadal w wąskim kręgu badaczy.
PAP: Jakie inicjatywy są podejmowane w celu przypominania Niemcom o ich udziale w wojnie? Jaki jest efekt tych działań?
Dr Bogumił Rudawski: Jedną z takich inicjatyw są tzw. kamienie pamięci (Stolpersteine) – małe kamienie z mosiężną tabliczką, na której wyryte jest nazwisko upamiętnionej osoby, jej data narodzin i śmierci oraz los, jaki ją spotkał. Upamiętniają one przede wszystkim Żydów. Kamienie te montowane są w przeważnie w chodniku w pobliżu miejsca zamieszkania konkretnej osoby, która zginęła z rąk nazistów. W samym Berlinie znajduje się ok. 3 tys. kamieni pamięci.
Niemcy posiadają też stosunkowo dobrze rozwiniętą infrastrukturę muzealną, gdzie tematem wystaw jest II wojna światowa. Należą do niej m.in. Dom Konferencji w Wannsee – Miejsce Pamięci i Edukacji Historycznej w Berlinie, ośrodek „Topografia Terroru” na terenie dawnej głównej siedziby Gestapo w Berlinie, Miejsce Pamięci Niemieckiego Ruchu Oporu oraz miejsca pamięci przy dawnych obozach koncentracyjnych, gdzie upamiętnia się zbrodnie i ofiary narodowego socjalizmu. Co istotne, prowadzą one nie tylko działalność dokumentacyjną i badawczą, ale także edukacyjną. Inna sprawa, że często ośrodki te oraz oferta pedagogiczna i inicjatywy artystyczne, jak np. wspomniane kamienie pamięci, ograniczają się do dużych miast. Mieszkańcy mniejszych miast i wsi mają utrudniony dostęp do tych działań.
PAP: Czy dla Niemców sprawa odszkodowań jest jeszcze otwartym tematem?
Dr Bogumił Rudawski: Temat ten jest raczej nieobecny w niemieckiej dyskusji publicznej, a wynika to przede wszystkim z nikłej świadomości tego, jak wyglądała niemiecka okupacja w Polsce. Nieznajomość specyfiki okupacji, która doprowadziła w tej części Europy do śmierci milionów osób i nieodwracalnych zniszczeń gospodarczych, powoduje, że temat odszkodowań jest po prostu niezrozumiały. I tutaj dużą rolę mogą odegrać polscy naukowcy i politycy, którzy powinni przybliżać Niemcom te kwestie, tak aby byli oni przynajmniej świadomi, z czego wynikają polskie głosy.
Rozmawiała Aleksandra Beczek (PAP)
aleb/ mjs/ ls/