"Ptaki śpiewają w Kigali" o traumie po ludobójstwie, dokument "Przeżyć: metoda Houellebecqa" o związkach francuskiego pisarza z muzykiem Iggy'm Popem oraz "Mięso" o wegetariance, która staje się kanibalką - to filmy, które wchodzą na ekrany kin w piątek 22 września.
Długo zapowiadanym i komentowanym jeszcze przed premierą polskim tytułem są "Ptaki śpiewają w Kigali" - film Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze, dokończony samodzielnie przez reżyserkę po śmierci jej męża. Choć obraz opowiada o ludobójstwie w Rwandzie, to jego akcja nie dzieje się w trakcie rzezi, podczas której z rąk plemienia Hutu zginęło około miliona wrogich im Tutsich.
Na miejscu, w Rwandzie, jesteśmy w 1994 roku, kiedy najstraszniejsze dopiero się zaczyna. Do samochodu wracającej do kraju przestraszonej ornitolożki Anny (Jowita Budnik) wkrada się Claudine, córka jej współpracownika. Obie kobiety docierają do Polski, gdzie próbują normalnie funkcjonować - jedna po stracie szczególnie bliskiego sobie człowieka i rozpadzie dotychczasowego świata, druga w zupełnie nowej rzeczywistości, w oderwaniu od całej swojej przeszłości.
Do kraju ludobójstwa wracamy ponownie po latach, wraz z Claudine, która chce odnaleźć ciała i godnie pochować swoich bliskich. Na miejscu okazuje się jednak, że nikt nie wie, gdzie leżą członkowie jej rodziny. Wiedzieć to może jedynie niechętny do dyskusji, wciąż wrogi wszystkim Hutu oprawca.
"Ptaki śpiewają w Kigali" to mniej opowieść o konkretnym wydarzeniu historycznym czy miejscu, natomiast dużo bardziej uniwersalna historia. Bowiem, jak wielokrotnie powtarzała reżyserka w wywiadach, "ludobójstwo zaczyna się od słów". Prowadzą do niego wielopokoleniowe aktywności, długotrwale pielęgnowane i kultywowane niechęci - jak było to w Rwandzie, na Wołyniu, a także jak stało się w Jedwabnem.
Reżyserka, która podczas prac "Ptakami..." przepracowywała zarówno żałobę bohaterów, jak i swoją własną - w czasie kręcenia zmarł zarówno jej mąż, jak i operator Krzysztof Ptak - zaznacza, że od dawna chciała z Krzysztofem Krauzem nakręcić film o ludobójstwie. "Scenariusz o Jedwabnem od lat leży w szufladzie. Rwanda to Jedwabne w skali hekatomby: tu mordowali się członkowie rodzin" - powiedziała w rozmowie z Katarzyną Kubisiowską (Tygodnik Powszechny).
"Zagłada Tutsi, Ormian, Indian, Żydów za każdym razem jest traumą narodową, ale przede wszystkim doświadczeniem ogólnohumanistycznym – w tym sensie te ludobójstwa mają wspólny mianownik. To też był powód, dla którego z Krzysztofem postanowiliśmy ten film nakręcić. Historia pokazuje, że to się zdarzało i będzie się zdarzać. Przecież wojna na Bałkanach i rzeź w Rwandzie to niemal ten sam czas. A dziś mamy Syrię i Sudan Południowy…" - dodała Kos-Krauze.
"Ptaki śpiewają w Kigali" walczą o Złote Lwy na trwającym 42. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Wcześniej produkcja zdobyła nagrody na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Karlowych Warach - nagrody dla najlepszych aktorek otrzymały Jowita Budnik i Eliane Umuhire - Rwandyjka, która przeżyła ludobójstwo.
Prócz tego od piątku w kinach zobaczymy także "Przeżyć: metoda Houellebecqa" - dokument Erika Lieshouta, Arno Hagersa i Reiniera van Brummelena o powiązaniach między punkrockowym muzykiem Iggy'm Popem a Michelem Hoeullebecqiem, czyli jednym z najwybitniejszych i najpopularniejszych współczesnych francuskich pisarzy.
Iggy Pop, nazywany zresztą "Ojcem Chrzesnym Punka", zafascynował się esejem "Rester vivant" (ang. To Stay Alive) z 1991 roku, autorstwa wtedy jeszcze niepopularnego Michela Houellebecqa. Muzyk odebrał tekst jako opowieść o sobie, w rozterkach pisarza rozpoznał ból towarzyszący mu na scenie przez wiele lat. Co szczególne, relacja pisarza i muzyka była w jakiś sposób obustronna - Pop odnalazł samego siebie w eseju Houellebecqa, a nieszczęśliwy nastoletni Michel miał za sobą przygodę ze słuchaniem The Stooges.
Prócz tego, że w "Przeżyć..." poznajemy sam esej i szczególną więź obu bohaterów filmu, to przez ekran przetacza się jeszcze szpaler zupełnie nowych, bliżej nikomu nieznanych postaci. Spotykamy np. poetkę, która nieustannie odczuwa brak swojej zmarłej siostry bliźniaczki, a także mężczyznę, który przez załamanie stracił dobrze prosperującą firmę. Wszyscy ci ludzie - zarówno jak prowadzący opowieść punkrockowiec - opowiadają o przeżywaniu swojego bólu, swojego zagubienia i o próbach funkcjonowania w świecie. Film jest jednak opowieścią nie o goryczy, a - jak zapowiada dystrybutor - "pochwałą twórczej wolności i zachętą, aby nie poddawać się i realizować swoje marzenia"
"Mięso" to z kolei doceniona przez krytyków m.in. za zdjęcia, debiutancka produkcja francuskiej reżyserki Julii Ducournau. Twórczyni, poruszając się na pograniczu gatunków gore (w tłumaczeniu: rozlana krew, zakrzepła krew) i body horroru, opowiedziała historię wegetarianki, która - po zmuszeniu jej do skosztowania surowego mięsa - zmienia się w kanibalkę.
Justine, zgodnie z rodzinną tradycją, trafia na studia weterynaryjne. Na miejscu, w zdominowanym przez ciągłą imprezę akademiku, urzęduje już jej dobrze obeznana i wygodnie urządzona starsza siostra. Młoda studentka i jej koledzy z roku, podobnie jak działo się to w poprzednich latach, stają przed pierwszym poważnym sprawdzianem. Zmierzając się ze starszymi kolegami i wykonując ich polecenia, muszą przejść przez ostry i bezwzględny chrzest - tak zwane "kocenie".
Aby zostać studentem wszyscy muszą dużo pić, stawiać się na nagłe zbiórki w środku nocy i równo, bez kwestionowania przyjętego porządku, imprezować. Jednym z pierwszych zadań, które dostają nowicjusze - tuż po tym, jak w malowniczej scenie wszyscy zostają oblani krwią - jest zjedzenie surowej króliczej wątróbki. Na świecie jest wielu amatorów surowizny, ale dla wychowanej w bezwzględnym wegetarianizmie Justine jest to duże wyzwanie. Sięgnięcie po mięso po raz pierwszy uruchomi w niej nie tylko wrażliwość na nowe smaki, ale też zaskakujące żądze.
"Mięso" zostało bardzo dobrze przyjęte przez publiczność 14. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty. Michał Walkiewicz, redaktor naczelny i recenzent portalu filmweb.pl w recenzji "Zjedz chociaż mięso..." podkreślił, że jemu smakowało. "Ducournau nie idzie na barykady, unika łatwej publicystyki, nie chwyciła za kamerę po to, żeby prawić o zgubnych skutkach naszych nawyków żywieniowych – najważniejsza pozostaje dla niej ewolucja Justine" - napisał. "Reżyserska maestria Ducournau, w połączeniu z doskonałymi rolami Marillier i Rumpf oraz inteligentnym przenicowaniem schematów kina grozy, przynosi film, który mówi o nas więcej, niż chcielibyśmy przyznać. A jeśli się mylę i jest wyłącznie kampową fantazją o kobiecej zemście na męskiej rasie, to tym lepiej dla kina i gorzej dla mężczyzn. Bon apetit!" - dodał.
Na ekranach pojawi się także "50 wiosen Aurory" - ciepła francuska komedia o kobiecie wieku średniego, która rozstała się z mężem, straciła pracę i wkrótce ma zostać babcią. W knajpie, z której zaraz zrezygnuje, jest Samanthą - bo tak brzmi seksowniej - czyli stojącą na barze królową roju. Dla swojego partnera z młodości, którego przypadkowo spotyka, jest, choć chciałaby zupełnie inaczej, tylko wspomnieniem albo co najwyżej miłą koleżanką. Córce, która lada chwila będzie młodą matką, wydaje się nieempatyczną i nieżyczliwą osobą. Prócz tego, że Aurora musi poradzić z otaczającym światem, doskwiera jej jeszcze jeden, najpoważniejszy problem - uderzenia gorąca.
Na piątek zaplanowano też polską premierę "Pięknego kraju", brytyjskiego melodramatu Francisa Lee, nagrodzonego za ten film na Festiwalu Sundance w kategorii najlepszy zagraniczny reżyser dramatu. Produkcja, okrzyknięta współczesną "Tajemnicą Brokeback Mountain", to opowieść o Johnym - farmerze z Yorkshire, który ciężką pracę odreagowuje upijaniem się w lokalnym pubie i przypadkowym seksem. Poważniejsze, wcześniej nieznane sobie uczucia pojawiają się u Johny'ego, gdy na farmę przyjeżdża imigrant z Rumunii, zatrudniony na okres narodzin owiec.
Do kin wchodzi także amerykańsko-brytyjska komedia akcji "Kingsman: Złoty krąg" oraz "2 noce do rana", melodramat fińskiego reżysera Mikko Kuparinena.
Martyna Olasz (PAP)
oma/ mars/