Kim byli ks. Roman Gradolewski i o. Jacek Hoszycki – zdrajcami, czy ofiarami dwóch totalitaryzmów – pyta Sebastian Ligarski, autor monografii poświęconej biografiom dwóch księży pracujących podczas II wojny światowej w tak zwanym Kraju Warty.
Sebastian Ligarski ze szczecińskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej zainteresował się losami dwóch duchownych podczas kwerend poświęconych komunistycznym prześladowaniom Kościoła na Dolnym Śląsku. Wiedza na temat ówczesnego zainteresowania bezpieki ks. Romanem Gradolewskim i o. Jackiem Hoszyckim skłoniła go do poznania ich losów w okresie II wojny światowej oraz próby skonfrontowania dokumentów bezpieki oskarżających ich o współpracę z niemieckim okupantem z innymi źródłami, między innymi aktami Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy i Gestapo. Pozwoliło to na podjęcie próby odpowiedzi na pytanie o to czy obaj duchowni mogą być traktowani jako współpracownicy niemieckich okupantów.
Pochodzący z Pomorza ks. Roman Gradolewski urodził się w 1907 r. Dzięki biegłej znajomości języka niemieckiego od początku lat trzydziestych pełnił posługę duszpasterską dla niemieckich katolików zamieszkałych w Łodzi oraz współpracował ze zrzeszającymi ich organizacjami. Drugi z bohaterów monografii, Alojzy Jacek Hoszycki urodził się w 1908 r. w obecnym Chorzowie. Pod koniec lat dwudziestych wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych oraz przyjął święcenia kapłańskie. W kolejnych latach zajmował się duszpasterstwem wśród ludności niemieckiej na polskim Śląsku. Pomimo podobnych losów biograficznych, pamięć o obu duchownych jest bardzo różna. „Ksiądz Gradolewski do dziś budzi ogromne kontrowersje w Łodzi, natomiast o. Hoszyckiego niewielu pamięta” – podkreśla Sebastian Ligarski.
Praca duszpasterska na ziemiach zamieszkałych przez mniejszość niemiecką zdeterminowała losy obu duchownych. Ziemie tak zwanego Kraju Warty w planach niemieckich miały stać się obszarem wzorowej germanizacji. „Na tym obszarze prawo zamieszkania mieli mieć wyłącznie Niemcy, a Polacy mieli zostać całkowicie usunięci, wyniszczeni” – pisze autor monografii. Równie istotnym elementem polityki niemieckiej na tym obszarze było zwalczanie chrześcijaństwa, szczególnie katolicyzmu.
W pierwszym okresie germanizacji Niemcy zamierzali całkowicie podporządkować struktury kościelne. Ostatecznym celem miała być jednak dechrystianizacja ziem wcielonych do Rzeszy. „Prowincja Warthegau ma być według woli Hitlera i przy wykonawcy Greiserze pierwszą prowincją wolną od kościołów, zbudowaną na światopoglądzie niemieckiego neopoganizmu” – pisze Ligarski. Już od września 1939 r. Niemcy ograniczali działalność polskiego Kościoła. Polscy księża stawali przed perspektywą podpisania volkslist. Przyjął ją między innymi ks. Gradolewski. Podczas przesłuchań przez UB zeznawał, że przyjął ją w wyniku nacisków niemieckich służb bezpieczeństwa oraz koniecznością pracy „dla dobra Kościoła katolickiego”.
Autor przytacza również opinie członków na temat ks. Gradolewskiego oraz przykłady jego współpracy z Armią Krajową, takie jak przechowywanie tajnych dokumentów na plebanii jego parafii. Także w trakcie procesu przed komunistycznym sądem, część świadków odrzucała wysuwane przez władze oskarżenia o agenturalną działalnością księdza. „Gdy chce się podsumować działalność ks. Gradolewskiego w latach 1939-1945 w Łodzi, najlepszym określeniem formy jego współpracy z władzami Kraju Warty wydaje się kooperacja. […] Kooperacja to współpraca z władzą okupacyjną w celu podtrzymania instytucji Kościoła na okupowanych terenach oraz ochrony ludności/katolików przed skutkami wojny, tak dalece jak to możliwe” – stwierdza autor.
Ojciec Jacek Hoszycki nie pełnił w trakcie okupacji, tak istotnych funkcji jak ksiądz Gradolewski. Podstawą do oskarżenia go przez władze komunistyczne było jego aresztowanie przez Niemców w 1944 r. W trakcie wymuszanych biciem zeznań miał obciążyć kilku aresztowanych, oskarżanych między innymi o słuchanie radia. Jedna z osób została skazana na karę śmierci. Jej i innym udało się przeżyć wojnę.
Autor monografii umieszcza lokalne wydarzenia w szerokim kontekście ówczesnej walki komunistycznego państwa z Kościołem. W 1949 r. wprowadzono wiele aktów prawnych wymierzonych w niezależność kościoła oraz rozpętano nagonkę propagandową na księży. „W całym kraju mnożyły się akty terroru przeciwko księżom, w prasie trwała nieustanna nagonka na wyższych hierarchów, a przed sądami wojskowymi oraz powszechnymi stawali kolejni duchowni oskarżani o współpracę z gestapo i przynależność do tzw. reakcyjnego podziemia” – podkreśla autor.
Znaczenie kampanii przeciwko Kościołowi obrazuje nie tylko skala zaangażowanych środków, ale również udział w niej czołowych funkcjonariuszy reżimu pracujących w Departamencie V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Głównym celem kampanii bezpieki było zdeprecjonowanie księży i hierarchów katolickich, którzy z punktu widzenia władz, po niemal zupełnym rozbiciu podziemia antykomunistycznego, główną siłę niezależną od władz komunistycznych. „Będą publikowane materiały o współpracy przedstawicieli kościoła z okupantem niemieckim” – można przeczytać w stenogramie z rozmowy nadzorującego aparat bezpieczeństwa Jakuba Bermana z ambasadorem ZSRS w Warszawie.
Obaj księża byli jednymi z pierwszych aresztowanych w kampanii antykościelnej w 1949 r. Zostali oskarżeni na podstawie paragrafu tzw. dekretu sierpniowego o odstępstwie od narodowości polskiej. W akcie oskarżenia pisano również o wiedzy hierarchów kościelnych na temat ich zdrady. Autor dokładnie rekonstruuje przebieg procesu z września 1949 r. W jego trakcie wielokrotnie nazywano kapłanów „renegatami” i „zdrajcami”. Całość procesu miała charakter pokazowy, a wyrok od początku był przesądzony. W uzasadnieniu wyroków śmierci funkcjonariusz pełniący rolę sędziego stwierdził, że „obaj oskarżeni ze względów oportunistycznych poszli na usługi okupanta, że jako księża powinni świecić przykładem dla innych, gdy tymczasem wykorzystując sutannę i zaufanie ludności polskiej, działali na szkodę Polaków”. Reżimowe gazety „uzupełniały” wyrok: „Ich przestępstwa obciążają w znacznej części sumienie Watykanu i reakcyjnej części polskiej hierarchii kościelnej”.
Rok później wyrok śmierci zamieniono na karę 12 lat więzienia dla ks. Gradolewskiego i 10 lat dla o. Hoszyckiego. Drugi z kapłanów opuścił więzienie w 1955 r. Kolejne lata spędził w kilku klasztorach franciszkańskich. „O swoich przeżyciach w stalinowskich więzieniach nigdy nie opowiadał. Według relacji współbraci i zakonnic był człowiekiem złamanym psychicznie, sterroryzowanym, bezwolnym, cichym, z pokorą znoszącym własny krzyż” – podsumowuje autor wspomnienia o o. Hoszyckim. Franciszkanin zmarł w 1969 r.
W tym samym roku więzienie opuścił również ks. Gradolewski. Po rekonwalescencji objął jedną z dolnośląskich parafii. W 1962 r. zobowiązał się do współpracy z SB, działał również w ruchu „księży-patriotów”. Bezpiece dostarczał informacje na temat reakcji duchowieństwa na słynny list biskupów polskich do episkopatu niemieckiego oraz nastrojów wśród mieszkańców jego parafii. Zmarł w 1995 r. we Wrocławiu.
Zdaniem autora losy duchownych są przyczynkiem do rozważań na temat wyborów podejmowanych w ekstremalnie trudnych warunkach okupacji Polski przez dwa totalitaryzmy. Szczególnie trudne dla polskiego duchowieństwa było trwanie na ziemiach wcielonych do Rzeszy. Ich wybory, jak zauważa autor, należy rozpatrywać w innych kategoriach, niż te do których dokonywania byli zmuszeni księża w Generalnym Gubernatorstwie. Ich powojenne doświadczenia biograficzne pod okupacją sowiecką były udziałem wielu innych duchownych. Autor podkreśla, że w latach 1945-1953 na podstawie „sierpniówki” aresztowano i skazano 293 księży, w tym aż 187 na karę śmierci.
Książka Sebastiana Ligarskiego „W kleszczach totalitaryzmów. Księdza Romana Gradolewskiego i ojca Jacka Hoszyckiego życiorysy niedopowiedziane” ukazała się nakładem Instytutu Pamięci Narodowej.
Michał Szukała (PAP)