W czwartek w Czarnowie k. Torunia (Kujawsko-pomorskie) pochowano blisko 109-letniego porucznika Józefa Żurka - najstarszego mężczyzny w Polsce, weterana bitwy nad Bzurą. Były żołnierz zmarł 19 marca. Pogrzebowi towarzyszyła wojskowa asysta honorowa.
Żurka żegnali rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi, a także przedstawiciele lokalnych władz, m.in. marszałek województwa kujawsko-pomorskiego Piotr Całbecki.
Marszałek w swoim przemówieniu użył metafory "ojciec narodu" w odniesieniu do wieku zmarłego i roli seniora w rodzinie. Podkreślił zasługi Żurka dla województwa i to, że końca pozostał wierny patriotycznym ideałom.
Bitwa nad Bzurą, której weteranem był Żurek, trwała od 9 do 18-22 września 1939 r. Polacy zaatakowali Niemców, żeby zatrzymać ich pościg za odradzającymi się we wschodniej Polsce kolejnymi oddziałami armii. Zginęło w niej 15 tys. polskich żołnierzy, 50 tys. zostało rannych, a 100 tys. wzięto do niewoli. Przewaga III Rzeszy w sprzęcie i liczebności oddziałów była ogromna.
Uczestnik tej bitwy, por. Żurek, od dziecka mieszkał w Czarnowie w gminie Zławieś Wielka (Kujawsko-pomorskie). W tej miejscowości jeszcze przed wojną przejął po śmierci ojca gospodarstwo rolne, które prowadził do 78. roku życia. Przeżył blisko 109 lat i we wrześniu 2017 roku, gdy rozmawiał z PAP, dziwił się, gdy przypominało mu się, że był na emeryturze już od 30 lat. "Dopiero?" - śmiał się najstarszy mężczyzna w Polsce.
Nie chciał opowiadać o przepisie na długowieczność. Chętnie przywoływał za to okres II wojny światowej, gdy wcielony do wojska, musiał walczyć z niemiecką agresją.
"Dla nas wszystkich było jasne w sierpniu (1939 r. - PAP), że wojna się zbliża. Byłem w plutonie żandarmerii wojskowej. Było nas dwudziestu i jeden dowódca. Wszyscy +padli+ pod Bzurą. Przeżyłem tylko ja, gdyż wysłali mnie na zwiad, żebym dowiedział się, czy możemy się przedrzeć do Warszawy. Pojechałem wieczorem. Nad Warszawą była jedna łuna - chaos, krzyk i ogień. Pomyślałem sobie - gdzie my będziemy się pchali jeszcze w ten ogień. Usiadłem na kamieniu przy brzegu, tam stały opuszczone samochody, leżały różne mundury wojskowe. Cywile się poprzebierali i szli do stolicy, żeby pomóc" - podkreślał w rozmowie z PAP Żurek, wspominając bitwę nad Bzurą.
Dodał, że wygłodniały, spragniony i "beznadziejny" wrócił nad Bzurę. Tam nie było już jednak jego oddziału.
"Ta +wycieczka+ uratowała mi życie. Moi koledzy z pola walki zginęli wszyscy razem. Przez nieuwagę. Skryli się w wykrocie po dużej topoli. Myśleli, że tam kula nie przejdzie. Ten wykrot był jednak dawno namierzony przez Niemców. Znali każdy pieniek, każdy dół, każde miejsce po wyrwanym drzewie. Zabili ich wszystkich" - wskazywał Żurek.
Wspominał, że przez całe 18 dni walki w kampanii wrześniowej ani razu nie miał w ustach chleba ani wody.
"Nasza generalicja igrała sobie z nami. Nie chodziło o życie ludzkie. Przeciwstawialiśmy się mocarstwu, które zawojowało całą Polskę i jeszcze wyznaczyliśmy decydującą bitwę nad Bzurą. Nie mieliśmy nic - trzy armaty i może dwanaście pocisków. Siła wroga była zdecydowanie większa" - wspominał.
Podkreślał beznadzieję sytuacji i desperację polskich oddziałów.
"Człowiek zdesperowany, jak my, nie myślał o niczym innym, jak tylko o powrocie do domu i bezpiecznym kącie. Żeby przeżyć. Nie pamiętam już nazwisk chłopaków z oddziału, nawet nazwiska dowódcy. Byli tam młodzi chłopcy. Wszyscy mieli żony, dziewczyny, często w ciąży, kogoś w domach, kto na nich czekał. Patrzyli cały czas na zdjęcia, które dostali, ruszając na wojnę. Mówiłem im, żeby je schowali i pilnowali, żeby w łeb nie dostać. Nie mijała chwila, a już nie żyli. Nie mogliśmy pomóc nawet rannym. Gdybyśmy tylko wyszli z ukrycia, to od razu byśmy zginęli od kuli. Wielu nie umarło od razu - męczyło się przez wiele godzin i wykrwawiło. Nie miał kto im pomóc" - dodał we wrześniu Żurek.
Były żołnierz urodził się 31 sierpnia 1909 roku w Gackach (Świętokrzyskie), ale już od 2. roku życia mieszkał w Czarnowie. Zasadniczą służbę wojskową odbył w Centrum Wyszkolenia Żandarmerii w Grudziądzu. W sierpniu 1939 r. został wcielony do 4. Dywizji Piechoty w Toruniu i wysłany na front. Jako podoficer wziął udział w bitwie nad Bzurą. Tam został wzięty do niewoli i trafił do obozu jenieckiego na terenie Niemiec. Stamtąd trafił do pracy przymusowej w niemieckich gospodarstwach rolnych. Do kraju wrócił pierwszym transportem w 1946 r. W 2009 r. został awansowany na stopień porucznika.
"Wysiadłem w Solcu Kujawskim i ruszyłem do Czarnowa. Tutaj była moja matka. Miałem dwóch braci. Wszyscy przeżyliśmy wojnę. Mama nie wiedziała nic a nic o naszym losie w tamtym okresie. Była wojna. Wychodząc z domu, pożegnałem się, jakbyśmy widzieli się ostatni raz. Potem cały czas chciałem tylko wydostać się od tych przeklętych Niemców" - wspominał Żurek.
Po śmierci 109-letniego porucznika Żurka najstarszym żyjącym w Polsce mężczyzną jest, według portalu najstarsipolacy.pl, urodzony 14 kwietnia 1910 roku Stanisław Kowalski ze Świdnicy (Dolnośląskie), który parę lat temu rozpoczął karierę lekkoatletyczną, bijąc wiele rekordów świata i Europy w biegach krótkich w swojej kategorii wiekowej. Najstarszą Polką jest Tekla Juniewicz z Gliwic, która w czerwcu skończy 112 lat.(PAP)
autor: Tomasz Więcławski
twi/ karo/