Są ważne i wpływowe postaci, które odegrały istotną rolę w historii PRL-u i przygotowały niemałą grupę osób zdolnych do zawierania umów i porozumień z władzami przed, w trakcie wewnątrzpeerelowskich zmian i w czasie przełomu, do wypromowania wreszcie ugodowych reprezentantów zdatnych do sprawowania urzędów w nowych okolicznościach politycznych.
Występowały w kilku środowiskach politycznych i ideowych budując ostrożne zaplecze o ile umiały zaakceptować rzeczywistość powojenną i wpisać w nią własne przesłanie z jednej strony, zaś dla komunistycznych władz były w jakiś sposób użyteczne.
W 1945 r. komuniści opanowujący polską rzeczywistość musieli uporać się z silnie zakorzenionym polskim katolicyzmem, dopuścić do głosu, na stałe lub czasowo, tych, którzy będą w jakiejś mierze wiarygodni , rozpoznawalni i wpisani w społeczność Kościoła, a zarazem nie podejmą walki z nową władzą i o władzę. Taką postacią był bez wątpienia Jerzy Turowicz, redaktor „Tygodnika Powszechnego” przez długie lata. Sam „Tygodnik Powszechny” doczeka pewnie kiedyś solidnej i obiektywnej monografii.
Książka trojga autorów "Krąg Turowicza. Tygodnik, czasy, ludzie 1945-1999" jest napisana z perspektywy osób, dla których redaktor wraz z otoczeniem, z którym go współtworzył, stanowili wzór postępowania, toteż nie brak w niej emocji i stronniczości, chwilami także sprzeczności i usprawiedliwień.
O otoczeniu Turowicza w różnych etapach ukazywania się „Tygodnika Powszechnego” piszą autorzy świadomie nieco wybiórczo, choć książka jest bogata w faktografię spotkań, rozmów, cytatów z artykułów i komentarzy. Ta perspektywa usprawiedliwienia zakłóca jednak jasny obraz wyborów ideowych, towarzyskich, a w dużej mierze też kulturowych, w świetle rzeczywistych możliwości jakie stwarzał PRL (presja komunistów, represje, cenzura) dla wszystkich współtwórców „Tygodnika” z Jerzym Turowiczem na czele.
Książka podzielona jest na dziesięć części – etapów historycznych, z posłowiem obejmującym nową wizję wolnej Polski.
W części I opisującej lata 1945-46 pojawiają się postaci, w otoczeniu których spędzał Turowicz czas okupacji, w tym Czesław Miłosz, powracający do Krakowa, Stanisław Stomma i Antoni Gołubiew, a wkrótce Lech Beynar (Jasienica). W Krakowie jest już ks. Piwowarczyk – formalnie pierwszy redaktor „TP”. Jest też Zofia Starowieyska-Morstinowa także znana już w środowisku.
Z Warszawy dojeżdżają ci, którzy zostali bez dachu nad głową: muzyk Stefan Kisielewski i żołnierz powstania warszawskiego Hanna Malewska. Z kolei z bliższych w tym czasie okolic młodziutki Zbigniew Herbert, Jacek Woźniakowski. W otoczeniu „Tygodnika” pojawiają się Karol Wojtyła (kandydat na księdza), wkrótce ks. Andrzej Bardecki.
Pierwszy numer tygodnika z nadania kardynała Sapiehy uzyskuje miano pisma katolickiego. Ma charakter pisma kulturalnego, niepolitycznego, mimo iż decyzje jego powołania były z natury polityczne. Oprócz ścisłego grona zaprzyjaźnionych z Turowiczem partnerów coraz więcej - ze względu na możliwości publikacji, poziom intelektualny - przybywa osób z zewnątrz, w tym nie będących katolikami, ale pozostającymi w zgodzie z linią pisma. Ta linia nie jest jasno określona w książce, choć coraz dalej przesuwa się w niej granica kompromisu, tak z otoczeniem, jak z komunistycznymi władzami aż do momentu zamknięcia tygodnika w 1953 r.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że „Tygodnik Powszechny” był jednym z trzech, obok „Tygodnika Warszawskiego” z jednej a „Dziś i Jutro” z drugiej strony, pism katolickich, które komunistyczne władze dopuściły do obiegu w 1945 r. Najmniej kompromisowy "Tygodnik Warszawski", skupiający kontynuatorów przedwojennego ruchu narodowego, Stronnictwa Pracy i Unii nie przetrwał 1947 r., a wszyscy redaktorzy trafili do więzienia z długoletnimi wyrokami.
Liberalny „Tygodnik Powszechny” skupiający bardziej ludzi lewej burty Kościoła i zbliżających się do katolicyzmu przetrwał zdawałoby się nieco tylko dłużej do 1953 r., pozostawiając redaktorów przez trzy lata niemal bez środków do życia, lecz na wolności, podczas, gdy redakcję przejmuje PAX, faktycznie trzecie z wymienionych środowisk.
Rzeczywista rywalizacja miała się rozegrać dopiero w III RP, do której „Tygodnik Powszechny” i jego ludzie weszli z nimbem zwycięstwa, po okresie, kiedy to w latach osiemdziesiątych udzielał schronienia wielu już ludziom antykomunistycznej opozycji.
Wróćmy jednak do lat 50-tych. Najcelniej chyba, pomijając relacje, presje i uwikłania polityczne pierwszych lat „Tygodnika Powszechnego”, aż do jego przejęcia ocenił dokonania pisma Zygmunt Kubiak: „ocalił ciągłość literatury i kultury polskiej. Czynił to jednocześnie z pismami emigracyjnymi, które wówczas do nas z wielkim trudem docierały: londyńskimi „Wiadomościami” Mieczysława Grydzewskiego (…) i paryską „Kulturą” Jerzego Giedroycia (…). Nawet emigracyjnych pisarzy, jak Józefa Wittlina, Andrzeja Bobkowskiego, udawało się w „Tygodniku Powszechnym” drukować. Najważniejsze jest jednak to, że w duchu swoim nawiązywał do tradycji kultury polskiej sprzed wielkiego kataklizmu.”
Przełom 1956 r. przyniósł na nowo „zapotrzebowanie na Kościół”. Po uwolnieniu Prymasa Wyszyńskiego przychodzi moment na spotkanie Gomułki z Jerzym Turowiczem i jego najbliższym otoczeniem. Decyzja reaktywacji tygodnika pociąga za sobą wejście bezpośrednie w świat polityki z szansą na zachowanie elementarnego marginesu niezależności. Jest do tego akceptacja Prymasa. Nadto powstają w Warszawie, a potem w kilku innych miastach, Kluby Postępowej Inteligencji Katolickiej.
Tygodnik zyskuje też całe koło poselskie Znak. Najbardziej aktywni są Stanisław Stomma, Jerzy Zawieyski i Stefan Kisielewski (podobnie jak w redakcji, tak i w polityce funkcjonował na specjalnych prawach). Korzyści, które wynikają ze zmienionej sytuacji rychło stają się przyczyną nowych problemów. Wejście w nowy układ już stricte polityczny sprawia, że oczekiwania za dopuszczenie nowych posłów do głosu przenoszą się na oczekiwania większej lojalności wobec Gomułkowców. Odwrotnie rzeczy pojmują ludzie „TP”. Co więcej, następuje coraz większa rozbieżność pomiędzy katolikami z kręgu Turowicza a stanowiskiem Prymasa Wyszyńskiego. W samej redakcji wzrasta zaś rola Krzysztofa Kozłowskiego, Jacka Woźniakowskiego, Tadeusza Żychiewicza.
Kolejne przemiany to czas Millenium, marzec 1968, dramat na Wybrzeżu. Nowa fala współczesnego i historycznego pisania: Karpiński, Król, Krzeczkowski, Cywiński i Majchrowski. Na łamy wraca też Stefan Kisielewski.
Od 1976 r. następuje zbliżenie z KOR, opcja na prawa człowieka, po wyborze Wojtyły na papieża i pierwszej pielgrzymce do Ojczyzny „Tygodnik Powszechny” zyskuje prymat pośród pism katolickich i na dłużej zaczyna odgrywać rolę legalnego pisma opozycyjnego.
Po wieloletnich doświadczeniach w rozmowach z obozem komunistycznej władzy z jednej strony, zaś z drugiej stałym kontakcie z prymasami, episkopatem i bliższymi relacjami z Janem Pawłem II to właśnie ludzie z kręgu Turowicza byli najlepszymi kandydatami dla ludzi bankrutującego komunizmu do rozmów około okrągłostołowych i dopuszczenia do współrządzenia krajem. Tak się też stało. W okresie przełomu 1989 dochodzi już do głosu całkiem nowe pokolenie tygodnikowców, które głosząc coraz większą otwartość nie znajduje zrozumienia dla zniuansowanej gry Turowicza z ludźmi pokroju Kisiela. Dochodzi do poważnych rozbieżności i rozstań, także ze względu na wąskie i tym razem jednoznaczne dookreślenia poparcia politycznego i obrazu nowej Polski. Te ostatnie dziesięć lat to nowe, także znaczące nazwiska wokół Turowicza, choć zawężone w jeden nurt polityczno-ideowy, wspierający nowy postkomunistyczny układ oddzielający zaszłości historyczne „grubą kreską”.
Małgorzata Bartyzel
Witold Bereś, Krzysztof Burnetko, Joanna Podsadecka "Krąg Turowicza, Tygodnik, czasy, ludzie. 1945-1999", Limanowa-Kraków 2012