W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. większość liderów „Solidarności”, zgromadzonych w Gdańsku na posiedzeniu Komisji Krajowej, została internowana. Po wielu innych milicja i esbecy przyszli do domów. Funkcjonariusze zapukali jednak także do drzwi kilkunastu osób z ekipy władzy, która rządziła Polską w latach siedemdziesiątych. Wśród nich znalazł się sam Edward Gierek.
Ekipa, która przyjęła stery rządów PRL na początku września 1980 r., źródeł kryzysu, który ogarnął Polskę w drugiej połowie lat siedemdziesiątych i doprowadził w końcu do wybuchu społecznego, upatrywała w polityce swoich poprzedników. Rozliczenie odsuniętych od stanowisk polityków miało uwiarygadniać działania podejmowane przez ich następców. VII Plenum KC PZPR w grudniu 1980 r. podjęło uchwałę, w której stwierdzono m.in., że „niemożliwe jest dalsze odkładanie rozpatrzenia odpowiedzialności towarzysza Edwarda Gierka”. „Był on – głosił dalej dokument – w ciągu ponad 9 lat I sekretarzem Komitetu Centralnego. Wiele słusznych, akceptowanych społecznie decyzji oraz przedsięwzięć politycznych, społecznych i gospodarczych w latach siedemdziesiątych dokonało się z jego inicjatywy i przy jego współudziale. […]
Jednocześnie na towarzyszu Edwardzie Gierku ciąży poważna osobista odpowiedzialność za samowolę w polityce ekonomicznej i nieliczenie się z opiniami krytycznymi. Najważniejszym błędem towarzysza Edwarda Gierka było stworzenie sprzecznego z zasadami partii układu stosunków i metod działania w kierownictwie partii. Sprzyjał on intryganctwu oraz zastępowaniu rzeczywistej demokracji pozorami. Komitet Centralny, Biuro Polityczne i Sekretariat absorbowane były sprawami drugorzędnymi, a sprawy o zasadniczym znaczeniu rozstrzygane były poza nimi. Towarzysz Edward Gierek ponosi także odpowiedzialność za poważne błędy w polityce kadrowej na szczeblu centralnym”. W związku z powyższym zdjętego ze stanowiska Gierka postanowiono wykluczyć ze składu KC partii. Był to jednak zaledwie początek konsekwencji politycznych, które miał ponieść były przywódca.
W kwietniu 1981 r. powołano specjalną, wewnątrzpartyjną komisję, która zajęła się sprawą ustalenia odpowiedzialnych za nieprawidłowości i nadużycia władzy z lat siedemdziesiątych, na której czele stanął Tadeusz Grabski. Wnioski z jej prac były gotowe już po trzech miesiącach. W następstwie w lipcu 1981 r. Gierkowi odmówiono miana „towarzysza” – został usunięty z listy członków PZPR. Znalazł się jednak na innej liście (w tamtym momencie znanej tylko wąskiej grupie decydentów partyjnych i wojskowych): obejmujących osoby, które wraz z wprowadzeniem stanu wojennego miały zostać pozbawione wolności. Mieczysław Rakowski zanotował w swoich dziennikach, że był to pomysł samego gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Miał on uważać, że pozbawienie wolności obok opozycjonistów ludzi obozu władzy to „równomierne rozłożenie sprawiedliwości”. „Było oczywiste – tłumaczył z kolei na początku lat dziewięćdziesiątych gen. Czesław Kiszczak – że internowanie grupy przywódczej +Solidarności+ postawi problem szerszej odpowiedzialności. Przecież tłem wydarzeń lat 1980–1981 były ciężkie błędy, zwłaszcza w sferze gospodarczo-społecznej, popełniane w poprzednim okresie. Pominięcie tego czynnika byłoby sprzeczne z całą polityczną filozofią gen. Jaruzelskiego, moją oraz szeregu innych przedstawicieli ówczesnego kierownictwa, która brzmiała: +nie ma powrotu do stanu zarówno sprzed grudnia 1981 r., jak również sprzed sierpnia 80 roku+. Internowanie prominentów uwiarygodniało tę filozofię, a więc tym samym łagodziło społeczne reakcje”.
Byłego I sekretarza KC PZPR internowali funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu w asyście milicjantów. Został zabrany ze swojego domu w Katowicach, początkowo jednak w ogóle nie chciał otworzyć drzwi. Zrobił to dopiero po telefonicznej konsultacji z komendantem wojewódzkim Milicji Obywatelskiej. Kiedy znalazł się w samochodzie z transportującymi go funkcjonariuszami, dopytywał nieustannie, co się dzieje w kraju. Zamilkł dopiero nad ranem, po wysłuchaniu radiowego przemówienia szefa Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i nie odezwał się już do końca podróży.
Według samego Gierka moment jego internowania wyglądał znacznie bardziej dramatycznie. „W mroźną zimową noc z 12 na 13 grudnia [1981 r.] – relacjonował po latach – wkroczyli do mego domu milicjanci wraz z oficerem. Obudzili mnie, waląc pięściami w drzwi. Żona, gdy zorientowała się, że chcą mnie zabrać, zadbała o ciepłą bieliznę i ciepłe ubranie dla mnie. Trwało to jednak niezbyt długo, cały czas byłem poganiany. Ledwie tylko ubrałem się, zapakowano mnie do samochodu i zawieziono do komendy miasta, do budynku, z którego w swoim czasie chciałem zrobić hotel. Po kilku minutach zaczęli przyjeżdżać inni towarzysze, następni przestępcy niebezpieczni dla państwa, wśród nich Janek Szydlak”.
W istocie Gierek nie był jedynym członkiem ekipy rządzącej w latach siedemdziesiątych, który po 13 grudnia 1981 r. został internowany. Podobny los spotkał kilkudziesięciu innych byłych prominentów, m.in. premiera Piotra Jaroszewicza, Edwarda Babiucha, Zdzisława Grudnia, Franciszka Kaima, Jerzego Łukaszewicza, Tadeusza Pykę, Jana Szydlaka, Tadeusza Wrzaszczyka i Zdzisława Żandarowskiego. Wszyscy wyżej wymienieni trafili na początku do Promnika, jednak po kilku dniach przetransportowano ich śmigłowcem do Mirosławca, skąd autokarami zostali dowiezieni do miejscowości Głębokie w województwie gorzowskim.
Znany z upodobania do luksusu Gierek nie mógł być zadowolony z panujących na miejscu warunków. „Budynek, który odtąd miał być nam domem niedoli – wspominał – był znacznie zdewastowany. Czynny w nim był jeden pisuar i jeden klozet, co powiększało upokorzenie 36 zgromadzonych tu osób, w tym jednej kobiety [chodzi o Teresę Andrzejewską – przyp. M.S.]! Ja mieszkałem wspólnie w małym pokoiku z Jankiem Szydlakiem. Dom był początkowo nie opalany, spaliśmy więc w łóżkach w ubraniu, we wszystkim co mieliśmy. Po trzech dniach, jako efekt niedogrzania, odezwały się moje zastarzałe bóle kręgosłupa. Janek wyjął wtedy drzwi z szafy, położyliśmy je pod prześcieradłem i dzięki temu na owych drzwiach mogłem leżeć, nie wyjąc z bólu. Obowiązywał nas zupełnie więzienny rygor. Przez pierwszy miesiąc mieliśmy prawo jedynie do piętnastominutowego spaceru w asyście żołnierzy z automatami”. Według Tomasza Kozłowskiego, który analizował zachowaną dokumentację BOR-u, warunki panujące w Głębokiem były jednak lepsze niż w większości innych ośrodków internowania. Kiedy zaś wiadomości o złej sytuacji byłych dygnitarzy dotarły do ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka, interweniował on w tej sprawie u swoich podwładnych. Wówczas już Jaroszewicz mógł narzekać, że telewizor nie jest kolorowy i ma za mały ekran.
W warunkach owych więziennych rygorów Gierek wraz z Jaroszewiczem znaleźli czas na napisanie obszernego listu do gen. Jaruzelskiego, datowanego na 30 grudnia 1981 r. Choć w jednym z wywiadów rzek wydanych na początku lat dziewięćdziesiątych były przywódca zarzekał się, że on sam nigdy „nie doprowadziłby kraju do takiej sytuacji”, i sugerował, iż „okrągły stół” był możliwy już dziewięć lat wcześniej, we wspomnianym liście jednoznacznie poparł stan wojenny. „Powołanie WRON, jej program wraz z wprowadzeniem stanu wojennego – czytamy w nim – uważamy w zaistniałej sytuacji za jedynie słuszną drogę obrony socjalizmu w naszym kraju, roli partii i miejsca Polski we wspólnocie socjalistycznej. Jest to w naszym przekonaniu i tow. tow. obecnych tutaj z byłego kierownictwa partii jak najbardziej zgodne z żywotnymi interesami narodu. Rozumiemy, że wzięliście na siebie ogromne brzemię odpowiedzialności, aby obronić socjalizm w Polsce”.
Dalej nadawcy listu tłumaczyli się ze swojej polityki w latach siedemdziesiątych i domagali się obiektywnej oceny. Pisali o obciążeniach, takich jak kryzysowy początek, „spadek” po czternastoleciu Władysława Gomułki (najniższa stopa życiowa w bloku państw komunistycznych czy społeczne żądania w zakresie poprawy warunków bytu, podniesienia płac, naprawy służby zdrowia, budownictwa mieszkaniowego etc.) i „aktywnych tendencjach antysocjalistycznych”. Wśród własnych sukcesów poza sprawami ekonomicznymi wskazywali wpisanie do Konstytucji PRL kierowniczej roli PZPR oraz „pogłębienie integracji naszego kraju ze Związkiem Radzieckim i wspólnotą socjalistyczną”. Co prawda przyznawali, że „wiele celów stawianych u progu dekady nie zostało zrealizowanych, że powstały wypaczenia i deformacje w pracy organów partii i państwa”, jednak wzrost napięć społecznych pod koniec lat siedemdziesiątych tłumaczyli przede wszystkim „wzrostem oddziaływania ośrodków imperialistycznych”, „coraz szerszą penetracją wewnątrz kraju grup antykomunistycznych” oraz „ofensywą ideologiczną Kościoła”. W ocenie Gierka i Jaroszewicza błędem była podjęta na V Plenum KC PZPR 30 sierpnia 1980 r. uchwała, wyrażająca zgodę na powołanie wolnych i niezależnych związków zawodowych. „Przyjęciu tej uchwały towarzyszył – jak to dziś oceniamy – brak wyobraźni politycznej pozwalającej już wówczas przewidzieć że stworzy ona warunki dla rozwoju sił kontrrewolucyjnych” – pisali. Swoje wywody kończyli, raz jeszcze deklarując poparcie dla WRON i prosząc o rozważenie ich zwolnienia z internowania.
Jak ustalił Lech Kowalski, gen. Jaruzelski po otrzymaniu listu z Głębokiego wysłał na rozmowę z jego nadawcami trzech przedstawicieli: gen. Mirosława Milewskiego (członka BP KC PZPR), Jerzego Urbańskiego (przewodniczącego Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej PZPR) oraz gen. Mariana Rybę (dyrektora generalnego Urzędu Rady Ministrów, jako delegata WRON). Dali oni internowanym do zrozumienia, że to nie kierownictwo PZPR naciska na ich rozliczenie, zamiarem gen. Jaruzelskiego jest zaś wyciszenie emocji, zaprowadzenie porządku w kraju i zażegnanie kryzysu.
W tym samym czasie władze zastanawiały się, co zrobić z uwięzionymi dygnitarzami. Na początku stycznia 1982 r. zastępca prokuratora wojewódzkiego w Katowicach przygotował nawet projekt aktu oskarżenia przeciwko Gierkowi, jednak ostatecznie nie wyszedł on poza szuflady decydentów. „Od kilkunastu dni – zanotował pod datą 7 stycznia 1982 r. w swoich dziennikach Rakowski – na +tapecie+ sprawa powołania Trybunału Stanu (co jest już przesądzone), przed którym wojskowi zamierzają postawić ekipę Gierka. Mam co najmniej mieszane uczucia, bo przecież – co tu dużo gadać – nie byli sami”. Postawienie przez sądem przetrzymywanych w Głębokiem odradzał gen. Jaruzelskiemu inny z jego bliskich doradców – Jerzy Urban. „Jeżeli Gierek i inni – pisał w liście do szefa WRON – sądzeni będą za gospodarcze, kulturalne itd. związanie Polski z Zachodem, liberalizm wobec opozycji, aideologiczny pragmatyzm – to sympatie społeczne zwrócą się ku ławie oskarżonych. Znaczny odłam opinii uzna, że władza stanu wojennego sądzi władzę, która była znośną, za której czasów dało się żyć i w sensie materialnym i każdym innym”. Przeczucia Urbana szły w dobrym kierunku. W społeczeństwie powtarzano wówczas wymierzoną przede wszystkim w gen. Jaruzelskiego rymowankę: „Wracaj Gierek do koryta, lepszy złodziej niż bandyta”.
Tymczasem w Głębokiem 30 stycznia 1982 r. zmarł Zdzisław Grudzień. Choć jako ten, który we wrześniu 1980 r. głosował za zmianą na stanowisku szefa PZPR, nie cieszył się sympatią pozostałych internowanych aparatczyków (wciąż traktowali oni Gierka jak swojego przywódcę), znacząco pogorszyło to panujące wśród nich nastroje. Niedługo później część prominentów zwolniono, pozostałych zaś – wraz z Gierkiem – przeniesiono do miejsca odosobnienia w Promniku, urządzonego w leśnym ośrodku wypoczynkowym Urzędu Rady Ministrów, ze znacznie lepszymi warunkami.
Choć w marcu 1982 r. w istocie utworzono Trybunał Stanu, a w czerwcu tego roku Barcikowski odwiedził Promnik, zapowiadając przetrzymywanym tam dygnitarzom, że zostaną przed nim postawieni, władze wciąż wahały się z podjęciem konkretnej decyzji. Gen. Jaruzelski zapewne zdawał sobie sprawę z faktu, że posadzenie na ławie oskarżonych byłych najwyższych rangą przywódców partyjno-państwowych da im szansę do publicznych tłumaczeń i może prowadzić do kłopotliwych sytuacji. W końcu wielu członków ekipy władzy stanu wojennego, na czele z samym Jaruzelskim, przez całe lata siedemdziesiąte rozwijało swoje kariery polityczne i budowało własne pozycje. „Jest pewne – wspominał nie bez racji Gierek – że przed trybunałem takim, przynajmniej w charakterze świadków, musieliby stanąć tak Jaruzelski, jak i Kania. Gdyby sąd miał charakter kapturowy, nie byłoby sprawy, ale przecież władza chciała tym trybunałem zabawić społeczeństwo, a to wobec naszej postawy, ludzi dalekich od chęci pójścia niczym stado baranów na rzeź, było zbyt ryzykowne. Niespodziewanie bowiem z oskarżonych mogliśmy przemienić się w oskarżycieli…”.
Ostatecznie ekipa gen. Jaruzelskiego zdecydowała się postawić przed Trybunałem Stanu tylko Jaroszewicza, Pykę, Szydlaka i Wrzaszczyka. Stosowna decyzja zapadła jednak dopiero w czerwcu 1983 r., a zanim doszło do procesu, Sejm uchwalił amnestię i sprawę umorzono.
Sam Gierek przebywał w ośrodku odosobnienia do grudnia 1982 i choć jeszcze do 1984 r. zastanawiano się nad jego procesem, gen. Jaruzelski nie odważył się na taki krok. Internowanie byłego I sekretarza KC PZPR ewidentnie przysłużyło się mu natomiast w budowaniu własnej legendy „dobrego gospodarza”, represjonowanego po zdjęciu ze stanowiska. Wielu Polaków w istocie w nią zresztą uwierzyło, zapominając, że to właśnie polityka Edwarda Gierka doprowadziła Polskę do ogromnego kryzysu gospodarczego, którego skutki były odczuwalne jeszcze przez wiele lat.
Michał Siedziako
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN w Szczecinie
Źródło: MHP