Muzyka country stała się frontem amerykańskiej "wojny kulturowej" i orężem w rękach polityków. Na terytorium gatunku wkroczyła właśnie nową płytą Beyonce, ale już dawno urządziła się tam Taylor Swift. Jej poparcie może okazać się ważnym czynnikiem w jesiennych wyborach prezydenckich.
"Ta płyta powstała w efekcie pewnego doświadczenia sprzed lat, gdy miałam poczucie, że nie jestem mile widziana" - napisała Beyonce na Instagramie, ogłaszając premierę swojego nowego albumu. Na okładce "Cowboy Carter" wokalistka siedzi na koniu - podobnie jak na albumie "Renaissance" z 2022 r. Tym razem jednak dzierży w dłoni amerykańską flagę, ubrana w biało-niebiesko-czerwony kostium. "Przez to, co mnie spotkało zdecydowałam się zagłębić w bogatą historię tej muzyki" - tłumaczyła.
Nawiązała do swojego występu u boku grupy The Dixie Chicks w 2016 r. podczas Country Music Association Awards. Zaśpiewała wówczas "Daddy Lessons", piosenkę w stylu country z wydanego wówczas albumu "Lemonade". Wielu fanów krytycznie odebrało jej, gwiazdy pop, obecność na gali muzyki country. Podkreślali, że nie wywodzi się z tej tradycji, wypominali jej liberalne poglądy polityczne, wspieranie ruchu Black Lives Matter czy zaangażowanie w zbieranie funduszy na kampanię prezydencką Baracka Obamy.
W 2013 r. zaśpiewała amerykański hymn podczas uroczystości zaprzysiężenia Obamy na prezydenta. Wystąpiła także podczas inauguracyjnego balu cztery lata wcześniej, wykonała "At Last" Etty James. W 2016 r., w którym Donald Trump wygrał wyścig do Białego Domu, kontrowersje wzbudził jej występ w przerwie Super Bowl - pojawiła się na scenie w stroju, inspirowanym stylem organizacji Czarnych Panter.
Piosenka "Daddy Lessons", którą zaśpiewała z The Dixie Chicks, była wypowiedzią - krytyczną - wobec prawa do posiadania broni i używania jej w samoobronie. "Krytyka, jaka na mnie spadła, gdy po raz pierwszy wkroczyłam na to pole, zmobilizowała mnie, by przebić się przez nakładane na mnie ograniczenia" - napisała wokalistka w mediach społecznościowych - "To nie jest płyta country! To płyta Beyonce!" - podkreśliła.
Poza współczesnymi muzycznymi gwiazdami, jak Miley Cyrus i Post Malone, zaproszeni przez nią do udziału w nagraniu goście - Dolly Parton i Willie Nelson - to legendy country. Śpiewa własną interpretację "Jolene", przeboju z repertuaru Parton. Dźwięki gitar akustycznych, a nawet banjo, uwspółcześnia wykorzystując brzmienia elektroniczne, country wzbogacając współczesnym popem i R&B. Sięga także po "Blackbird" The Beatles, nawiązuje do piosenek The Beach Boys. Na "Cowboy Carter" zaprosiła także Lindę Martell, śpiewaczkę z lat 70., autorkę pieśni "Color Him Father" i pierwszą czarną artystkę, która wystąpiła na scenie słynnej Grand Old Opery. "Gatunki to zabawna sprawa. Teoretycznie mają swoje definicje, niby łatwo je pojąć" - mówi na płycie. - "W rzeczywistości to znacznie bardziej skomplikowana sprawa".
Muzyka country stała się frontem amerykańskiej "wojny kulturowej". Internetowym przebojem w Stanach okazał się w 2023 r. Oliver Anthony, nieznany szerzej wokalista z Wirginii, który z dnia na dzień stał się sławą dzięki piosence "Rich Men North of Richmond". Nawiązywali do niej chętnie konserwatywni politycy, przekonując, że utwór - śpiewany z punktu widzenia walczącego z trudami codziennego życia w Ameryce, ignorowanego przez polityczny mainstream bohatera - stanowi krytykę demokratów, liberałów, współczesnego świata.
Anthony śpiewa o biedzie, niskich płacach, wysokich podatkach, swoim próżnym trudzie i "państwie opiekuńczym", kontrolującym każdy aspekt życia. W ciągu pięciu dni od premiery na YouTube, klip z Anthonym śpiewającym "Rich Men North of Richmond" wyświetlono 5 mln razy. Prawicowi politycy i publicyści przedstawiają ją jako hymn wykluczonej klasy pracującej, ludzi przywiązanych do tradycyjnych wartości. Pytano o nią nawet podczas republikańskiej debaty kandydatów na prezydenta. "Jak wytłumaczy pan popularność piosenki?" - pytali prowadzący. "Ponieważ kraj jest w ruinie" - odpowiedział republikański gubernator Florydy Ron DeSantis.
W 2015 r. teksański senator Ted Cruz - wówczas snujący jeszcze marzenia o prezydenturze - przyznał, że jego gust muzyczny zmienił się po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. "Nie podobała mi się odpowiedź muzyki rockowej na te wydarzenia. Trafiło do mnie natomiast to, jak zareagował świat muzyki country, jako wspólnota" - dodał polityk, nawiązując być może do takich piosenek jak "Courtesy of the Red, White and Blue (The Angry American)" Toby'ego Keitha (muzyk zaśpiewał podczas inauguracji prezydenckiej Donalda Trumpa). Muzykę country przedstawiał jako repozytorium wartości "prawdziwej Ameryki". Oliver Antony jednak irytował się, że prawica przedstawia go jako swojego, a lewica wychodzi z siebie, by go zdyskredytować. On sam - przekonuje - po prostu śpiewa o zwykłych ludziach.
Na gwiazdy gatunku, The Dixie Chicks, spadła gwałtowna krytyka, a nawet bojkot ze strony stacji radiowych, gdy skrytykowały prezydenta George'a W. Busha i wojnę w Iraku. "Jest nam wstyd, że prezydent pochodzi z Teksasu" - powiedziała wokalistka Natalie Maines podczas koncertu w Londynie. Zespołowi zarzucono niepatriotyczne zachowanie, urządzano akcje niszczenia ich płyt, wokalistki otrzymywały listy z pogróżkami, nawet groźby śmierci. Ich piosenki pikowały na listach przebojów, spadła sprzedaż płyt i biletów na koncerty. Maines w końcu przeprosiła za swoje słowa (w 2006 r. wycofała przeprosiny).
Za sprawą "Cowboy Carter" i piosenki "Texas Hold 'Em", Beyonce została pierwszą czarną artystką na szczycie listy przebojów Billboard Hot Country Songs. Mimo, że Beyonce pochodzi z Teksasu, spadła na nią krytyka obrońców tradycji. "USA Today" informowała o stacji radiowej KYKC z Oklahomy, która odmówiła grania "Texas Hold 'Em". Puszcza piosenki artystów country - argumentowała - a nie gwiazd muzyki popularnej. Roger Harris, menedżer South Central Oklahoma Radio Enterprises, organizacji zrzeszającej pięć stanowych rozgłośni, uspokajał fanów Beyonce, tłumacząc, że stacje będą grały także utwory z "Cowboy Carter".
"Zwykle jej nie puszczaliśmy, ale to piosenka country" - mówił w rozmowie z "USA Today". "Podoba mi się, że nowe piosenki nawiązują do tego gatunku. Cieszę się też bo już zaczynamy się nudzić grając wciąż te same numery o piciu piwa, jeżdżeniu ciężarówką i takich sprawach. Fajnie, że to coś innego, świeżego". Dla konserwatystów "Cowboy Carter" to aberracja, sprzeniewierzenie się tradycji, a nawet próbą jej "przejęcia", odebrania "prawdziwym Amerykanom" ich muzyki. "Przedefiniowałaś cały gatunek i raz jeszcze odmieniłaś całą naszą kulturę. Jestem z ciebie dumna!" - wspierała piosenkarkę w mediach społecznościowych Michelle Obama.
Nową płytą Beyonce wkracza na teren, z którego wywodzi się Taylor Swift, dziś jedna z największych gwiazd pop na świecie, o poparcie której zabiegają kandydaci na prezydenta. Czy poprze Joe Bidena? Podczas występu w programie telewizyjnym Setha Meyersa, prezydent powiedział, że ta informacja jest "ściśle tajna". "Powiem tyle: poparła mnie w 2020 r." - przypomniał z uśmiechem. Donald Trump chwalił natomiast piosenkarkę za przedsiębiorczość i sukcesy finansowe. Apelował, by nie okazała "niewdzięczności wobec człowieka, dzięki któremu tak wiele zarobiła" - pisał w mediach społecznościowych, myśląc o sobie. Wzywał Swift, by nie popierała Bidena. "To ja podpisałem i jestem odpowiedzialny za Music Modernization Act. Joe Biden nigdy nie zrobił niczego dla Taylor i niczego nie zrobi" - przypomniał Trump.
Swift zwróciła się do fanów na Instagramie. "Głosujcie na tych, którzy reprezentują was!" - napisała. W sieci, wśród wyborców Donalda Trumpa, popularność zyskuje teoria, zgodnie z którą piosenkarka spiskuje z Białym Domem, by nie dopuścić do ponownej wygranej byłego prezydenta. W 2020 r. Swift skrytykowała zachowanie Trumpa - zarzuciła mu sianie nienawiści, zachęcanie do przemocy, umacnianie postaw rasistowskich. Krytykowała również administrację Trumpa za działania w czasie pandemii koronawirusa.
Piosenkarka nie tylko sprzedaje miliony płyt, występuje z koncertami na całym świecie w ramach epickiej trasy "Eras" - zapotrzebowanie na bilety było tak wielkie, że spowodowało chaos i problemy techniczne agencji koncertowej Ticketmaster. Krytyka ze strony wokalistki, a także maile od jej wściekłych fanów sprawiły, że do sprawy włączać zaczęli się politycy, obiecując poprawę sytuacji, ochronę konsumentów, zarzucając firmie monopolistyczne praktyki. Choć na ogół nie wypowiada się jednoznacznie w sprawach polityki, w 2023 r., za pośrednictwem Instagrama, zachęcała fanów, by zarejestrowali się jako wyborcy, dołączyła link do strony organizacji pozarządowej Vote.org. W efekcie strona przyjęła ponad 35 tys. nowych zgłoszeń. W grudniu 2023 r. trafiła na okładkę magazynu "Time" jako "człowiek roku".
Jej głos może wpłynąć na sytuację polityczną w kraju: ponad połowa Amerykanów identyfikuje się jako fani piosenkarki, wynika z badań Morning Consult. Rezultaty wskazują także, że ponad połowa badanych deklaruje lewicowe poglądy, 23 proc. przyznaje się do sympatyzowania z Republikanami. Sama gwiazda nie zajmuje jednoznacznych pozycji; gdy już zdecydowała się wesprzeć kandydata Demokratów, zrobiła to dopiero po zakończeniu amerykańskiej trasy koncertowej, jakby nie chciała wzbudzić gniewu części słuchaczy.
"Jednym wpisem na Instagramie lub wypowiedzią ze sceny może wpłynąć na zachowanie milionów swoich obserwatorów" - ocenił w styczniu "New York Times" - "Jeden z pomysłów, na razie omawianych w żartach, przewiduje, że prezydent mógłby wpaść na któryś z jej koncertów". Konto pisenkarki na Instagramie obserwuje ponad 279 mln osób.
Administracja Bidena, podaje gazeta, desperacko stara się uzyskać wsparcie piosenkarki. "Rolling Stone" informuje, że otoczenie Trumpa wypowiedziało jej "świętą wojnę". Jednocześnie, czytamy, były prezydent i kandydat Partii Republikańskiej jest pewny wygranej, nawet gdyby Swift poparła Bidena, jak w 2020 r.; "uważa, że jest sławniejszy, większy niż ona i ma bardziej zdeterminowanych zwolenników". Prezenterzy pro-trumpowskiego kanału Fox News upominają młodą wokalistkę, by dała sobie spokój z polityką i skupiła się na śpiewaniu. (PAP)
Piotr Jagielski
pj/ wj/