Jeden z najbardziej znanych i oryginalnych polskich trenerów piłkarskich Franciszek Smuda, były selekcjoner reprezentacji, skończył w czwartek 75 lat. W czasie kariery prowadził – z sukcesami – największe polskie kluby. Z Widzewem Łódź awansował w 1996 roku do fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Smuda urodził się 22 czerwca 1948 roku w miejscowości Lubomia, niedaleko Wodzisławia Śląskiego. Jako piłkarz grał m.in. w tamtejszej Odrze, Stali Mielec, Piaście Gliwice, Legii Warszawa oraz w różnych zespołach w Stanach Zjednoczonych.
Wielkiej kariery piłkarskiej nie zrobił, ale nadrobił to z nawiązką jako szkoleniowiec.
Jest jedynym trenerem, który pracował w czterech wielkich polskich klubach: Legii, Widzewie, Lechu Poznań i Wiśle Kraków (spora grupa polskich szkoleniowców ma w swoich CV pracę z trzema zespołami z tej listy).
Może pochwalić się trzema tytułami mistrza Polski - w 1996 i 1997 roku z Widzewem, a w 1999 z Wisłą. Natomiast z "Kolejorzem" sięgnął w 2009 roku po Puchar Polski.
Pracował również m.in. we wspomnianej Odrze Wodzisław, Zagłębiu Lubin, Górniku Łęczna, cypryjskiej Omonii Nikozja i niemieckim Jahn Regensburg.
Z Widzewem awansował w 1996 roku do fazy grupowej Ligi Mistrzów, po słynnym dwumeczu z duńskim Broendby i golu w Kopenhadze w doliczonym czasie gry na 2:3. Pierwsze spotkanie, w Łodzi, piłkarze Smudy wygrali 2:1. Wówczas obowiązywał przepis premiujący gole na wyjeździe, więc przy łącznym remisie 4:4 lepsi byli widzewiacy.
W latach 2009-2012 był selekcjonerem pierwszej reprezentacji. Biało-czerwonych prowadził podczas Euro 2012, które współorganizowały Polska i Ukraina. Jego podopieczni nie wyszli z grupy (1:1 z Grecją, 1:1 z Rosją, 0:1 z Czechami) i po turnieju zastąpił go Waldemar Fornalik.
Przez lata mówiono o Smudzie, że ma wyjątkową umiejętność mobilizowania zawodników, wyzwalania w nich dodatkowej motywacji.
"W mobilizowaniu jest świetny, potrafi jak nikt utrzymać dyscyplinę w zespole, no i ma piłkarskiego farta, a to najważniejsze. W ogóle Smuda ma to +coś+ w sobie... Jest sportowym iluzjonistą, piłkarskim Davidem Copperfieldem" - powiedział kiedyś o trenerze Andrzej Grajewski, który w połowie lat 90. ściągnął go do Widzewa.
Po raz pierwszy do łódzkiego klubu Smuda trafił w 1995 roku (ze Stali Mielec) i właśnie wówczas jego trenerska gwiazda rozbłysła na dobre.
Do Widzewa wracał później jeszcze kilka razy. Nawet w 2017 roku, gdy odbudowujący się po sportowo-organizacyjnej zapaści klub grał w 3. lidze, czyli na czwartym poziomie rozgrywek. Jak tłumaczył, trzecia liga to nie emerytura, ale wyzwanie, a dobro Widzewa leży mu na sercu.
"Każdy może sobie myśleć, co chce. Najczęściej pytają mnie, czy znalazłem sobie miejsce na trenerską emeryturę. Ale ja uważam, że emerytura jest wtedy, kiedy człowiek nie może się już ruszać. Dopóki nogi niosą, a głowa pracuje normalnie, można jeszcze w życiu wiele osiągnąć" - tłumaczył wówczas.
W Widzewie pracował do czerwca 2018 roku. Później ponownie został zatrudniony w Łęcznej. W latach 2021-2022 prowadził Wieczystą Kraków, którą wprowadził do 3. ligi, lecz po kilku kolejkach sezonu 2022/23 jego kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron.
Smuda od lat słynie z oryginalnych wypowiedzi.
"Szkoda mi mojej głowy, ale dam ją, że w niedzielę awansujemy na mistrzostwa świata" - powiedział PAP w październiku 2017 roku przed meczem Polski z Czarnogórą. Prowadzeni wówczas przez Adama Nawałkę biało-czerwoni wygrali 4:2 i zakwalifikowali się na mundial 2018 w Rosji.
A kilka lat wcześniej, gdy jeszcze jako selekcjoner reprezentacji udzielał PAP wywiadu (w lutym 2012 roku), przyznał, że miał propozycje pracy w Bundeslidze, np. w Hansie Rostock.
"Kiedy pracowałem w Widzewie, menedżer Hansy Rostock przyjechał kupić Sławka Majaka i chciał również mnie zabrać. Ówczesny prezes Andrzej Grajewski kazał mu jednak wziąć krótki rozbieg i z całej siły walnąć w ścianę. A byli w niewielkim pomieszczeniu" - wspominał.
O trenerze Smudzie pamiętała m.in. krajowa federacja. Na portalu PZPN "Łączy nas piłka" poświęcono trenerowi osobny materiał.
"Powiedzieć o nim +osobowość+ to zdecydowanie za mało. Z pewnością trudno znaleźć w polskim futbolu w ostatnich trzech dekadach postać równie barwną, a zarazem kontrowersyjną. Trenera, którego jedni uwielbiają, a inni kontestują jego warsztat i umiejętności. Który na krajowym podwórku osiągnął wszystko. Przeżywał chwile chwały, ale także wielkiego rozczarowania. I mimo że Franciszek Smuda obchodzi właśnie 75. urodziny, można być pewnym, że jeszcze nie raz o nim usłyszymy" - napisano na "Łączy nas piłka".
Autor: Maciej Białek (PAP)
bia/ cegl/