Księżną Daisy można nazwać celebrytką, chociaż miała problemy z niemiecką etykietą i ze sztywnymi zasadami towarzyskimi. Mawiano o niej „Daisy is crazy”, bo faktycznie była szalona i nieszablonowa – mówi PAP Iwona Kienzler, autorka książki „Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie”. Tytuł wkrótce trafia do księgarń.
Polska Agencja Prasowa: Najsłynniejsza lokatorka zamku w Książu, czyli księżna Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, zwana Daisy, była brytyjską arystokratką. Jak to się stało, że trafiła na Dolny Śląsk?
Iwona Kienzler: Wśród niemieckiej arystokracji, a szczególnie wśród jej męskich przedstawicieli, panowała istna anglomania – noszono się na angielską modłę, czytano angielską literaturę i zatrudniano angielskie guwernantki. W wielu niemieckich arystokratycznych domach na co dzień używano mowy Byrona. Wspomniana moda dotyczyła również żon, gdyż niemieccy kawalerowie właśnie na Wyspach szukali swoich przyszłych partnerek i matek swoich dzieci.
Anglomania dotarła też do Pszczyny, wszyscy czterej synowie Jana Henryka XI, magnata z Pszczyny i Książa, zdradzali anglofilskie zamiłowania. Jan Henryk XV w 1891 roku, kiedy pracował na stanowisku sekretarza, wziął udział w balu otwierającym sezon, na którym jego uwagę przykuła pewna olśniewająca panna, właśnie wchodząca w towarzystwo: Maria Teresa Oliwia Cornwallis-West, zwana przez najbliższych Daisy – Stokrotka.
Wprawdzie rodzina Hochbergów miała książęcy tytuł i była bardzo bogata, ale niezbyt ceniona w kręgach europejskiej arystokracji. Koligacje z rodziną mającą wśród przodków koronowanego monarchę, do jakiej należała Daisy, z pewnością otworzyłyby im drzwi do większości europejskich dworów.
PAP: Czy jej małżeństwo z księciem Hansem Heinrichem XV von Pless było szczęśliwe?
Iwona Kienzler: Daisy, decydując się na małżeństwo z niemieckim arystokratą, wiele ryzykowała, gdyż praktycznie nie znała swojego przyszłego męża, kultury niemieckiej ani niemieckiego języka. Do tego musiała wyjechać daleko od rodziny.
Rodzina męża, zwłaszcza teść, od razu ją zaakceptowali. Ojciec męża podarował Henrykowi i Daisy zamek w Książu, który rozbudowali, Daisy sprowadziła ogrodników z Wielkiej Brytanii, by zaprojektowali i wykonali dla niej ogród w angielskim stylu.
Jednak jej pożycie z mężem nie było usłane różami. Szczególnie, że młody książę był kobieciarzem. Oboje lubili wydawać pieniądze, przy czym Daisy głównie na stroje i biżuterię, jak również na wystawne przyjęcia czy inwestycje w rezydencje i ogrody. Zdrady męża i pogarszająca się z czasem sytuacja materialna pogorszyły relacje małżonków.
PAP: Czym zajmowała się Daisy?
Iwona Kienzler: Zajmowała się głównie życiem towarzyskim, prowadzeniem domu. O jej obecność na przyjęciach zabiegali członkowie wszystkich znaczących rodów Europy, udział w imprezie organizowanej przez Daisy nobilitował. Była nie tylko piękną kobietą, ale duszą towarzystwa. Do tego oboje – książę i jego piękna żona – wiele podróżowali.
PAP: W książce napisała pani, że księżna była celebrytką owych czasów…
Iwona Kienzler: Z pewnością można ją nazwać celebrytką, chociaż miała problemy z niemiecką etykietą i sztywnymi zasadami towarzyskimi. Mawiano o niej "Daisy is crazy", bo faktycznie była szalona i nieszablonowa.
Liczne grono wielbicieli otaczające piękną żonę księcia mile łechtało męską próżność Jana Henryka XV, który pozwalał księżnej na niegroźne flirty. Do tego wyglądała zawsze pięknie, mając do dyspozycji piękne stroje i biżuterię, na której zakup jej małżonek nie szczędził środków.
PAP: Księżnej przyszło żyć w epoce wielkich zmian historycznych i obyczajowych. Jak to wpłynęło na jej losy?
Iwona Kienzler: Księżna wychodząc za mąż 8 grudnia 1981 roku, została jedną z bogatszych kobiet Europy. W okresie poprzedzającym wybuch I wojny światowej Daisy przez większość roku mieszkała w Anglii, a jej mąż brylował na Riwierze albo doglądał długotrwałej i przeciągającej się przebudowy Książa. Na wakacje jeździli osobno – księżna wypoczywała w Normandii, a Jan Henryk bawił się w najlepsze na Lazurowym Wybrzeżu, zaś ich synowie, przebywający głównie pod opieką nianiek i opiekunek, dzielili czas pomiędzy rodziców, towarzysząc na zmianę matce lub ojcu.
Jan Henryk wprawdzie nie kochał już swojej żony, a być może nigdy nie darzył jej uczuciem, ale Daisy była mu nadal potrzebna jako przyjaciel i ozdoba towarzystwa, przecież to właśnie dzięki niej był przyjmowany w najświetniejszych domach i na dworach królewskich.
W 1914 roku niemieckie władze zainteresowały się poczynaniami Daisy, jej angielskim pochodzeniem i wizytami w obozie dla jeńców i podejrzewały ją o działalność szpiegowską. Również jej sytuacja w Wielkiej Brytanii, gdzie często bywała, przynajmniej raz na rok, okazała się dla niej niebezpieczna, bo nastroje angielskie były mocno antyniemieckie.
Podczas wojny księżna pracowała jako sanitariuszka. Na jej oczach rozpadała się monarchia austriacka i niemiecka. W swoich wspomnieniach odnotowała: „Nie wiem, co się stanie, jeśli Niemcy nie będą miały cesarza”. Najwyraźniej Daisy była tak samo zdeklarowaną monarchistką, jak pacyfistką. A tymczasem świat, który znała, dosłownie rozpadał się na jej oczach. „Austria rozpada się na części. Chorwaci, Czesi, Węgrzy i Polacy chcą uzyskać niepodległość” – pisała. Przerażona i nieco zdezorientowana postanowiła wrócić do domu, do Niemiec: po krótkim pobycie w rozpalonym rewolucyjnym wrzeniem Wiedniu, wyjechała do Monachium, ale i tam było niespokojnie. Daisy poszukała zatem schronienia w Partenkirchen. Marzyła o powrocie do domu, ale Jan Henryk jakoś nie zachęcał jej do tego w listach. Jej małżeństwo należało już do przeszłości.
PAP: Co w tej sytuacji stało się z Daisy?
Iwona Kienzler: Wielka Wojna nie tylko zrujnowała Europę, ale i obaliła istniejący porządek – zmiotła ze sceny Romanowów, Habsburgów i Hohenzollernów. Nieszczęsna księżna tak naprawdę nie miała się gdzie podziać – jej małżonek nie chciał, aby przyjeżdżała do Książa, ze względu, jak jej tłumaczył w listach, niestabilną sytuację na Śląsku, a do Anglii wyjechać nie mogła. Wprawdzie była Angielką z urodzenia, ale na skutek małżeństwa została obywatelką Niemiec, dlatego przynajmniej dopóki nie zostały podpisane układy pokojowe między Wielką Brytanią a Niemcami, nie mogła wrócić do ojczystego kraju.
Po pobycie w Partenkirchen, podróżowała, szukając jakiejś bezpiecznej przystani, ale wszędzie czuła się źle. Z niepokojem obserwowała sytuację międzynarodową, aczkolwiek kibicowała nowym państwom powstającym na gruzach dawnych mocarstw, wszak zawsze popierała prawo narodów do ich samostanowienia. Z uwagą przyglądała się także odradzającej się po latach z politycznego niebytu Polsce, a stojący na czele państwa Józef Piłsudski, którego znała przecież wyłącznie z relacji prasowych i opowieści znajomych, zrobił na niej bardzo dobre wrażenie.
Niemcy znalazły się w głębokim kryzysie: brakowało żywności, opału, cały kraj ogarnęła fala strajków. W 1919 roku mogła wreszcie wyjechać do Anglii i zobaczyć swoją rodzinę, w tym bardzo już schorowaną, matkę. Podobnie jak w kraju jej męża, na Wyspach co rusz dochodziło do strajków. Po pierwszej wojnie znacząco pogorszyła się również sytuacja finansowa jej męża, ich relacje także uległy znacznemu pogorszeniu, do tego pogorszyło się zdrowie księżnej.
PAP: Małżeństwo Daisy ostatecznie zakończyło się rozwodem…
Iwona Kienzler: Spośród ich trzech synów, średni Alexander w lutym 1921 roku kończył szesnaście lat, a najmłodszy, Bolko, miał niespełna jedenaście. Rozpad małżeństwa Henryka i Daisy był nieunikniony. Proces rozwodowy rozpoczął się w Sądzie Krajowym w Berlinie 4 października 1922 roku, natomiast 21 dni później orzeczono rozwód. Daisy pozbawiono praw rodzicielskich i to pomimo orzeczenia winy jej męża, ale jej były małżonek okazał się dla niej bardzo szczodry, bowiem zapewnił jej godziwy poziom życia. Księżna zatrzymała prawa do tytułu, apanaży, a Jan Henryk nadal ją utrzymywał, opłacał koszty ewentualnego leczenia byłej żony oraz jej służbę.
Na otarcie łez Daisy otrzymała samochód, a koszty jego utrzymania miał także opłacać książę, podobnie jak koszty utrzymania domu na Riwierze Francuskiej, w którym miała zamieszkać oraz nowej rezydencji w Monachium. Pozornie zatem księżna wyszła dość dobrze na rozwodzie, ale ani ona sama ani jej małżonek nie przewidzieli, że sytuacja ekonomiczna i kłopoty finansowe Hochberga dotkną także nieszczęsną Daisy.
PAP: Daisy była piękną kobietą, podróżowała po Europie, brylowała na salonach i dworach, a także słynęła z pięknych strojów oraz ze wspaniałej biżuterii. Czy była jednak szczęśliwa?
Iwona Kienzler: Tak jak to w życiu bywa, była bardzo szczęśliwa, zadowolona, ale doznała wielu krzywd, niesprawiedliwych oskarżeń, biedy. W pierwszych latach małżeństwa brylowała na salonach, mąż ją rozpieszczał, zaznała macierzyństwa, była uwielbiana przez wielbicieli, przez arystokrację, z którą miała kontakt. Działała społecznie, pracowała jako pielęgniarka i sanitariuszka podczas wojny.
Z czasem pogorszyły się jej relacje z mężem, do tego ich sytuacja finansowa po pierwszej wojnie znacznie się pogorszyła, a przede wszystkim Daisy zapadła na zdrowiu. W latach trzydziestych, po rozwodzie z mężem, była już poważnie chora, poruszała się na wózku inwalidzkim. Gdy jej syn Bolko wdał się w romans z żoną jej byłego męża, a więc swoją macochą i ta urodziła mu dwójkę dzieci – jej schorowany były mąż zażądał rozwodu ze swoją żoną i zmusił swojego syna, by poślubił swoją macochę i kochankę. Wtedy zaproponował Daisy, by wróciła do Książa, na co ta zgodziła się. Nie zamieszkała na zamku w swoich dawnych apartamentach, ale w oficynie budynku bramnego. Była już wówczas bardzo schorowana i wymagała stałej opieki, którą zapewniała jej niegdysiejsza opiekunka jej zmarłej matki, Walijka Dorothy Crowther, zwana po prostu Dolly.
Nieszczęsnej Daisy, borykającej się z coraz większymi problemami zdrowotnymi, nie dane było dożyć kresu swych dni w ukochanej rezydencji w Książu. Może i dobrze się stało, bo nie widziała dewastacji, jakiej z czasem dokonali hitlerowcy w zamku. Bohaterka naszej opowieści ostatnie lata swego życia przeżyła bowiem w Wałbrzychu, nie wiemy jednak, kiedy i dlaczego się tam znalazła. W zdecydowanej większości opracowań dotyczących najsłynniejszej mieszkanki Książa można przeczytać, iż Daisy opuściła zamek w październiku 1940 roku lub rok później, na skutek decyzji niemieckich władz, dość powszechna jest także pogłoska, jakoby był to tajny rozkaz Hitlera. Zmarła 29 czerwca 1943 roku, w noc po swoich siedemdziesiątych urodzinach.
PAP: Jak ukształtowała się legenda księżnej Daisy?
Iwona Kienzler: Legenda księżnej to pamięć o jej urodzie, jej bajecznym bogactwie, a przede wszystkim słynnym sześciometrowym naszyjniku z pereł. Nikt nie pamięta jej osiągnięć jako sanitariuszki czy ekologa działającego na rzecz miejscowych społeczności.
Za to odwiedzający zamek w Książu chętnie słuchają o duchu pani na Książu i Pszczynie, który regularnie nawiedza posiadłość: zjawę ponoć widywano na tarasach lub wśród rododendronów w otaczającym zamek parku, a z pałacowych komnat nocą dochodzi jej cichy śpiew. Kto wie, może komuś z czytelników uda się spotkać z duchem pięknej księżnej, zwanej przez bliskich Stokrotką, pochylającym się nad kwitnącymi różami, kwiatami, które Daisy za życia tak bardzo kochała…
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
Książka "Księżna Daisy. Pani na zamkach w Książu i Pszczynie" ukazuje się 24 maja nakładem wydawnictwa Lira.(PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ skp/