40 lat temu letnie igrzyska olimpijskie po raz pierwszy odbywały się w tzw. kraju demokracji ludowej, na dodatek w ojczyźnie światowego proletariatu – ZSRS. Oficjalnie miały to być igrzyska przyjaźni. Rzeczywistość była inna – moskiewskie zawody odbywały się w cieniu sowieckiej interwencji w Afganistanie z grudnia 1979 r. Spowodowało to ich bojkot przez część państw kapitalistycznych, na czele z USA.
Sami gospodarze zaś czynili wszystko, aby sowieccy czempioni wypadli jak najlepiej. W wielu więc konkurencjach trudno mówić o uczciwej sportowej rywalizacji. W końcu olimpiada była kolejną okazją do konfrontacji Wschodu z Zachodem.
Jednak igrzyska to nie tylko zmagania sportowe, ale również okres wytężonej pracy „smutnych panów”, czyli bezpieki państw socjalistycznych. W przypadku polskiej Służby Bezpieczeństwa zresztą największej tego rodzaju imprezy sportowej w jej dziejach. A wszystko to dlatego, że obawiano się „podejmowania różnorakich akcji propagandowych” skierowanych przeciwko krajom wschodniej Europy. Nic więc dziwnego, że w „operacyjną ochronę” moskiewskiej olimpiady zaangażowanych było 228 funkcjonariuszy SB, a także 954 tajnych współpracowników. Całej zaś tej wielkiej operacji nadano kryptonim „Moskwa 80”. Oczywiście rozpoczęto ją kilka miesięcy przed rozpoczęciem zmagań sportowych i prowadzono w ścisłej współpracy z sowieckim KGB.
Zadania resortu spraw wewnętrznych (SB była wspierana przez inne resortowe służby, na czele z MO) było „szybkie uzyskiwanie danych o działalności ośrodków dywersji politycznej i ideologicznej, ośrodków nacjonalistyczno-terrorystycznych oraz rezydentur wywiadowczych”. Nie zapominano oczywiście też o „wszechstronnym rozpoznawaniu” zamierzeń opozycji politycznej w kraju, którą określano mianem „elementów antysocjalistycznych”. Kolejną grupą do „pełnego rozeznania” były wszystkie osoby wyjeżdżające na moskiewską olimpiadę. Zakładano ponadto „głębokie rozpoznanie elementów kryminalnych i marginesu społecznego”, głównie w celu wychwycenia potencjalnych przestępców celno-dewizowych i przemytników. Zamierzano „uaktywnić pracę ze wszystkimi [osobowymi – przyp. G. M.] źródłami informacji” w celu przejmowania „wrogich wydawnictw politycznych kierowanych z Zachodu, z przeznaczeniem dla kolportażu lub przewozu na teren ZSRR”, a także prowadzić „wzmożone działania ograniczania bazy poligraficznej grup antysocjalistycznych”. Wszystkie jednostki organizacyjne SB biorące udział „w zabezpieczeniu” grup polskich wyjeżdżających na moskiewską olimpiadę zobowiązano do podjęcia „aktywnych działań operacyjnych” dla pełnego rozpoznania i kontroli zachowania członków poszczególnych grup.
Na potrzeby „zabezpieczenia” igrzysk utworzono (po raz kolejny zresztą) specjalną grupę operacyjną MSW. Tym razem jednak wyjątkowo liczną – w jej skład wchodziło ponad dwudziestu funkcjonariuszy, a na jej czele stanął zastępca dyrektora Departamentu III MSW Henryk Walczyński, co świadczyło o dużej wadze, jaką przykładano do jej działalności. Grupa ta miała działać w Moskwie. Dwóch funkcjonariuszy Departamentu III (Andrzej Kwiatkowski i Stanisław Chrapkowski) zostało umieszczonych w wiosce olimpijskiej. Kolejnych 10 odpowiadało za „zabezpieczenie” zorganizowanych grup turystycznych (po trzech „Juventuru” i „Almaturu” oraz po dwóch „Harcturu” i Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu). Nie zapomniano nawet o międzynarodowym obozie młodzieży, na który delegowano jednego esbeka. W odwodzie pozostawał dwuosobowy zespół sztabowo-koordynacyjny. Funkcjonariusze SB delegowani do Związku Sowieckiego ściśle współpracowali z towarzyszami radzieckimi – ci ostatni informowali ich np. o niewłaściwym zachowaniu Polaków. W tym celu polscy esbecy otrzymali telefony kontaktowe do pracowników KGB, którzy poza Moskwą pełnili całodobowe dyżury w takich miastach jak: Kijów, Leningrad, Mińsk czy Tallin. Z kolei w pociągach z polskimi turystami kontakty między funkcjonariuszami polskiej i sowieckiej bezpieki umożliwiali kierownicy pociągów.
Polscy sportowcy jeszcze przed wyjazdem na igrzyska zostali poddani bardzo wnikliwej kontroli. W wiosce olimpijskiej oprócz nich i osób towarzyszących znaleźli się – o czym już była mowa – dwaj funkcjonariusze SB (Kwiatkowski i Chrapkowski). Wspierała ich resortowa agentura umieszczona wśród działaczy sportowych, szkoleniowców i sportowców. I tak np. jeden z trenerów hokeja na trawie był zarazem tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Piotr”. Z kolei wśród naszych żeglarzy znalazł się agent o pseudonimie „Holender”. Głównym zadaniem agentury ze środowiska sportowego było „ustalanie postaw, zachowania się, nawiązywania kontaktów [przez polskich sportowców i działaczy – przyp. G. M.] z uczestnikami ekip z krajów kapitalistycznych”. Nie inaczej było w przypadku starannie dobranych dziennikarzy, w gronie których znalazło się również dwóch kadrowych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa, wspieranych oczywiście przez żurnalistów - agentów. Należeli do nich m.in. sprawozdawca radiowy i telewizyjny współpracujący z SB pod pseudonimem „Ampex” czy TW „Kostek”, korespondent katowickiej prasy. Podobnie było w przypadku pracowników technicznych – w ich gronie znalazł się np. kontakt operacyjny „Atos”, operator sprzętu filmowego, fotograficznego i telewizji użytkowej w Centralnym Ośrodku Sportu.
„Zabezpieczana” była oczywiście także najliczniejsza grupa w Moskwie, czyli polscy turyści. Już w kraju zadbano o odpowiedni dobór kibiców do grup wyjeżdżających do Związku Sowieckiego”, a zwłaszcza o „niedopuszczenie do udziału w nich osób nie gwarantujących zachowania właściwej postawy ze względów politycznych, natury kryminalnej lub moralnej”. Zastrzeżono możliwość wyjazdu za granicę ponad 3650 osobom. Nad zachowaniem rodaków wyjeżdżających w zorganizowanych, najczęściej 30-osobowych grupach, czuwać miało nie tylko kierownictwo wycieczek (w jego skład obowiązkowo wchodził funkcjonariusz SB, oczywiście pod odpowiednią „legendą”), ale również „opiekunowie” grup z ramienia resortu. Byli oni delegowani z terenu województwa, z którego wyjeżdżali turyści. Ponadto rozpoznaniu poddano wytypowanych pilotów grup olimpijskich, pod kątem ich ewentualnego „operacyjnego wykorzystania”. Natomiast ze wszystkimi przeprowadzono rozmowy „ukierunkowujące ich zainteresowania oraz wskazujące na potrzebę kontaktu [z funkcjonariuszami SB – G. M.] w kraju i na olimpiadzie”. Przy czym pilotów „nie spełniających wymogów” Służby Bezpieczeństwa miano zastąpić innymi.
Funkcjonariuszy SB interesowały wrogie i negatywne wypowiedzi, przewóz i kolportaż materiałów antyolimpijskich, nawiązywanie kontaktów z osobami z państw kapitalistycznych, przypadki niemoralnego i chuligańskiego zachowania się, wypadki przemytu, handlu czy kradzieży. Jak wynika z zachowanych materiałów głównymi problemami okazało się nadużywanie alkoholu oraz nielegalny handel.
Z kolei w kraju monitorowano reakcje Polaków na przebieg olimpiady. Szczególnie uważnie obserwowana była opozycja, która według raportów Służby Bezpieczeństwa miała nie przejawiać jednak zbyt dużej aktywności w związku z moskiewskimi igrzyskami. W każdym razie przypadki kolportażu ulotek czy plakatów antyolimpijskich – wbrew obawom MSW – należały do rzadkości. Najczęściej był to plakat przedstawiający czołg z czerwoną gwiazdą, którego lufy układały się w znak pięciu kół olimpijskich, widniał na nim u góry napis „Berlin 1936”, a u dołu „Moskwa 1980”. Od połowy lipca był on rozklejany (m.in. w Krakowie czy Warszawie) przez osoby związane z Komitetem Obrony Robotników oraz Studenckim Komitetem Solidarności. Wracając do działań bezpieki – nie zapominano również o inwigilacji innych grup czy środowisk, takich jak mniejszości narodowe czy – tradycyjnie – Kościół katolicki. Ponadto „zaktywizowano pracę operacyjno-rozpoznawczą” wobec przebywających w PRL cudzoziemców.
W kraju na szeroką skalę działania w związku z igrzyskami olimpijskimi w Moskwie prowadziła również Milicja Obywatelska. Jej funkcjonariusze w okresie od 20 maja do 20 sierpnia 1981 r. zebrali blisko 3100 informacji o „o osobach i faktach mogących stanowić zagrożenie dla porządku publicznego”, z czego ponad 10 proc. (dokładnie 330) zostało przekazanych Służbie Bezpieczeństwa. Aktywnym nadzorem operacyjnym objęto ponad 5 tys. osób, w których przypadku uznano, iż mogą one zaktywizować swoją działalność kryminalną. Przeprowadzono też szereg operacji np. przeciw hippisom, prostytutkom i narkomanom (kryptonim „Wrzos”), złodziejom samochodowym (operacja „Mustang”), recydywistom (akcja „Adres”), osobom nielegalnie świadczącym usługi hotelowe, gastronomiczne i inne cudzoziemcom przejeżdżającym tranzytem przez terytorium PRL (pod kryptonimem „Weekend”).
Wzmocniono obserwację hoteli i innych miejsc noclegowych (moteli, kampingów), parkingów i punktów usługowych w celu ujawnienia „nielegalnych transakcji dewizowych”. Prowadzono całodobowe kontrole tras drogowych i kolejowych do Związku Sowieckiego, a także wiele innych działań.
Igrzyska moskiewskie okazały się udane nie tylko dla polskich sportowców, którzy kończyli je z rekordowym dorobkiem medalowym (3 złote, 14 srebrnych i 15 brązowych), ale również dla funkcjonariuszy SB. Starannie dobrani polscy kibice poza – jak stwierdzano – sporadycznymi przypadkami mieli nie przynieść wstydu. A podczas igrzysk Służbie Bezpieczeństwa udało się uzyskać i wykorzystać około 500 istotnych informacji, w tym „szereg cennych” dot. „zamierzeń przedstawicieli krajów kapitalistycznych, szczególnie […] dziennikarzy, które przekazane w odpowiednim czasie KGB pozwoliły podjąć właściwe decyzje operacyjne”. Przy zastosowaniu tak poważnych sił i środków nie powinno to zresztą specjalnie dziwić. Nawet jednak „czujna” bezpieka nie była w stanie zapobiec słynnemu gestowi Kozakiewicza czy przejawom niechęci polskich widzów wobec sowieckich czempionów.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: MHP
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN