W sobotę, 20 lipca mija 40 lat od śmierci Bruce’a Lee. "Ludzie wciąż wspominają Bruce'a i żałują, że nie miał szansy nakręcić więcej filmów" – mówi PAP Mateusz Rakowski ze szkoły Jeet Kune Do Warszawa.
Bruce Lee urodził się 27 listopada 1940 roku w San Francisco. Ojciec Bruce’a - Hoi Chuen Lee, aktor, gwiazda chińskiej opery, przebywał akurat na tournee po Stanach. Dziecko otrzymało na imię Jun Fan, ale w amerykańskim akcie urodzenia wpisano imię Bruce.
Mały Bruce – w związku z ciągłymi wyjazdami ojca – był wychowywany przez matkę. Chłopak nie przepadał za szkołą – o wiele bardziej wolał spędzać czas włócząc się po Hong Kongu. W związku z tym niejednokrotnie brał udział w bójkach i miał kłopoty z policją. Rodzice opłacali synowi lekcje kung fu w stylu Wing Chun u mistrza Yip Mana.
Lee niezwykle szybko zaangażował się w treningi. Pod okiem Yip Mana, Bruce rozwijał umiejętności walki, ale także doskonalił umysł – zainteresował się chińską filozofią, oprócz sztuki walki, trenował taniec. Ukoronowaniem tych zainteresowań było zdobycie przez niego mistrzostwa Hong Kongu w tańcu cha-cha.
"W latach 70 tak naprawdę nie istniał w Ameryce gatunek filmów walki. Bruce był pierwszym, który wprowadził go do Stanów Zjednoczonych. Było to coś zupełnie nowego, świeżego. W połączeniu z niesamowitymi umiejętnościami Bruce'a nie mogło nie zostać zauważone. Lecz tak naprawdę dopiero po gigantycznym sukcesie +Wejścia Smoka+ filmy walki zyskały wielką popularność" – podkreśla Mateusz Rakowski.
Rodzice postanowili wysłać Bruce'a do Ameryki. 18-letni Lee zamieszkał u znajomych rodziny w Seattle, gdzie ukończył szkołę średnią, a następnie zaczął studiować filozofię. Aby dorobić, udzielał lekcji kung fu: z początku tylko Azjatom, ale z czasem wszystkim zainteresowanym. Wraz z rosnącą liczbą uczniów założył własną szkołę sztuk walki.
Na treningach Bruce poznał Lindę Emery. Mimo niechęci rodziny dziewczyny, młodzi pobrali się w 1964 roku. Rok później na świat przyszło pierwsze dziecko pary: syn Brandon, a w 1969 roku córka Shannon.
Lee rozwijał swoją szkołę i zakładał jej filie w kolejnych miastach. Udoskonalał także własny styl walki - Jeet Kune Do. "Bruce Lee podczas swoich studiów nad sztukami walki skoncentrowany był na poszukiwaniach najbardziej efektywnego, ekonomicznego sposobu walki odrzucając wszystkie zbędne, mało skuteczne, nieraz tylko efektowne elementy. Według Lee sztuka walki musi być maksymalnie prosta i skuteczna. Jeet Kune Do to po prostu naukowa walka uliczna" – podkreśla Mateusz Rakowski ze szkoły Jeet Kune Do.
Dzięki pokazom na imprezach sportowych, wieść o Lee dotarła do środowiska filmowego. W 1965 roku otrzymał propozycję zagrania szofera głównego bohatera w serialu telewizyjnym "Green Hornet". Dla Bruce’a praca przed kamera nie była niczym nowym.
"Ojciec Bruce'a Lee był zawodowym aktorem. Zatem Bruce od najmłodszych lat miał kontakt z branżą filmową. Już wtedy Bruce pokazał swój talent aktorski i niezwykły temperament" – mówi instruktor ze szkoły Jeet Kune Do Warszawa. Dzięki serialowi Lee stał się rozpoznawalny w Hollywood i zaczął dawać prywatne lekcje sztuk walk znanym osobom, m.in. Romanowi Polańskiemu.
"Mimo licznych przyjaciół, jakich miał w Hollywood, Bruce nie zaspokoił jeszcze wtedy swych ambicji aktorskich i reżyserskich. Wytwórnie widziały w nim jedynie czołowego instruktora i eksperta od walk wschodnich. (…) Mimo wszystkich zalet fizycznych człowieka-gumy miał pewien drobny handicap: był krótkowidzem i nosił okulary lub soczewki kontaktowe" – wspominał Polański w swojej autobiografii "Roman".
Niespecjalnie popularny w USA, serial "Green Hornet" stał się znany w Hong Kongu. Lee dostał od tamtejszego producenta filmowego Raymonda Chowa propozycję wystąpienia w filmach: "Wielki szef" i "Wściekłe pięści". Obrazy stały się hitami w Chinach. W kolejnym filmie "Droga smoka" Lee wziął na siebie obowiązki: aktora, producenta, scenarzysty i reżysera. Oczywiście – podobnie jak w poprzednich tytułach – czuwał także nad choreografią walk.
"Bruce wyraźnie odróżniał walkę uliczną, walkę sportową i choreografię walki na potrzeby filmu. Dlatego wiele elementów z filmów mistrza nie ma nic wspólnego z Jeet Kune Do" – ocenia Mateusz Rakowski.
Kolejna produkcja, w którą zaangażował się Bruce nosiła tytuł "Gra śmierci". Lee podjął się wielu zadań na raz - był reżyserem, producentem, choreografem walk, scenarzystą, współtworzył scenografię, pomagał przy ustawianiu kamery i oświetleniu planu.
Wieści o sukcesach Bruce’a w produkcjach z Hong Kongu dotarły do Stanów Zjednoczonych i wytwórnia Warner Brothers zaproponowała mu wystąpienie w filmie "Wejście Smoka". Lee przerwał prace nad "Grą śmierci" i zaangażował się w pierwszą produkcję amerykańsko-chińską.
"W latach 70 tak naprawdę nie istniał w Ameryce gatunek filmów walki. Bruce był pierwszym, który wprowadził go do Stanów Zjednoczonych. Było to coś zupełnie nowego, świeżego. W połączeniu z niesamowitymi umiejętnościami Bruce'a nie mogło nie zostać zauważone. Lecz tak naprawdę dopiero po gigantycznym sukcesie +Wejścia Smoka+ filmy walki zyskały wielką popularność" – podkreśla Rakowski.
Podczas kręcenia filmu Bruce miał problemy ze zdrowiem. W maju 1973 roku wykryto u niego obrzęk mózgu, ale w krótkim czasie aktor wrócił do pracy. 20 lipca poczuł się gorzej i aktorka Betty Ting Pei podała mu lek na ból głowy. Lee zasnął i już się nie obudził. Według oficjalnych informacji zgon nastąpił na skutek obrzęku mózgu w wyniku nadwrażliwości na składnik środka przeciwbólowego.
Odbyły się 2 pogrzeby. W Hong Kongu na ulice wyszły tłumy fanów, które chciały pożegnać gwiazdora. W Seattle ciało złożono do grobu na cmentarzu Lake View w asyście najbliższych Lee. "Wejście smoka" miało swoją premierę 26 lipca w Hong Kongu.
Od chwili śmierci Lee pojawiały się teorie spiskowe, jakoby jego zgon miał być np. karą za ujawnienie tajemnic kung fu. Hipotezy te nabrały siły, gdy syn Bruce’a – Brandon, który również został aktorem, zginął w wypadku na planie filmu "Kruk".
"Zawsze przedwczesna śmierć wielkich gwiazd wiąże się z teoriami spiskowymi. Bruce w tych opowieściach nie jest osamotniony. Linda Lee Cadwell, po śmierci swojego męża oficjalnie prosiła, żeby nie doszukiwać się w śmierci Bruce'a żadnych teorii spiskowych. Tak samo uczyniła po śmierci swojego syna Brandona. Oficjalne przyczyny śmierci są powszechnie znane" – mówi znawca Jeet Kune Do.
Mimo upływu dekad, postać Bruce’a Lee nie zostaje zapomniana. Ostatnio wykorzystano jego cyfrowo "ożywiony" wizerunek w reklamie alkoholu, ale akurat charakter promowanego produktu wzbudził najwięcej protestów ze strony fanów. Na całym świecie – także w Polsce - działają liczne szkoły Jeet Kune Do.
"Do dzisiaj ludzie podziwiają niesamowite umiejętności Bruce'a. Bardzo często słyszę od początkujących, że zainteresowali się Jeet Kune Do ze względu na fascynację chińskim mistrzem. To niesamowite jak ludzie wciąż wspominają Bruce'a i żałują, że nie miał szansy nakręcić więcej filmów" – podkreśla Mateusz Rakowski ze szkoły Jeet Kune Do Warszawa. (PAP)
tpo/ mlu/