50 godzin, jedną minutę i 13 sekund grali w Katowicach dwaj uczestnicy maratonu szachowego. Pobili tym samym rekord Guinnessa, wynoszący 48 godzin, ustanowiony w maju przez Holendrów.
Bicie rekordu towarzyszyło rozgrywanym w katowickim Spodku mistrzostwom Europy w szachach szybkich i błyskawicznych. Podczas tych 50 godzin zawodnicy rozegrali 515 partii. W dzień były to partie błyskawiczne (3 minuty do namysłu na gracza) w nocy dłuższe. Po każdej pełnej godzinie przysługiwała pięciominutowa przerwa, która mogła być kumulowana.
„Najtrudniej… było przez 21 lat zainteresować kogoś tym moim pomysłem. Na szczęście dzięki prezydentowi Katowic udało się go zrealizować. Mnie w drugiej dobie ok. 5 nad ranem złapał lekki kryzys, z którym musiałem walczyć” – powiedział jeden z rekordzistów Jacek Gajewski, na co dzień nauczyciel WF w jednej z katowickich szkół podstawowych, który po zakończeniu gry ze wzruszenia się rozpłakał.
On ratował się podczas gry kawą, rywal, Wojciech Waruga z Gliwic – herbatą.
„Całe dorosłe życie czekałem na ten rekord. W niedzielę było bardzo ciężko, ale zadecydowała determinacja i wola walki. Ja w ogóle nie spałem, kolega na chwilę się zdrzemnął” – dodał Gajewski, który przerwy wykorzystywał na krótkie spacery.
Po zakończeniu gry strzelił korek szampana.
„Jeszcze to do mnie nie dotarło. Nawet nie jestem senny, czuję się dobrze. Mógłbym zagrać jeszcze turniej, ale w klasyczne szachy. Jednak trzeciej doby bym nie wytrzymał. Musiałbym się lepiej przygotować. Dla mnie najgorsza była pierwsza noc, potem było już lepiej” – ocenił Waruga, cywilny pracownik wojska.
Przyznał, że zdrzemnął się na chwilę na fotelu.
„Ale to było pięć minut, bo trwało sprzątanie i tak dłużej by się nie dało” – dodał.
Piotr Girczys (PAP)
gir/ krys/