22 listopada 1963 r. prezydent Stanów Zjednoczonych John F. Kennedy udał się z wizytą do Dallas. Podczas przejazdu otwartą limuzyną po tym mieście został postrzelony. Niestety śmiertelnie – zmarł w wyniku postrzału, po przewiezieniu do szpitala. Informacja o tym wydarzeniu dotarła oczywiście również za żelazną kurtynę.
Tak na marginesie do Polski jako pierwsza przekazała ją – tak znienawidzona przez władze PRL – Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa. Te tragiczne zdarzenie szybko zresztą stało się przedmiotem komentarzy, spekulacji i plotek. Tym bardziej, że zabójca Kennedy’ego – Lee Harley Oswald – dwa dni później również został zastrzelony. Dyskusja o tym, czy był on jedynym zabójcą 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych i czy w ogóle nim był, trwa zresztą do dzisiaj.
Szeroko komentowano je również przed ponad pięćdziesięciu laty – przede wszystkim w samych Stanach Zjednoczonych, ale nie tylko. Dzięki mediom – zwłaszcza telewizji – zamach na Johna Kennedy’ego stał się wydarzeniem wręcz światowym, przekraczającym nawet podział na Wschód i Zachód.
To, co zdarzyło się w Dallas komentowano również w Polsce. Również w polskich mediach – temu tematowi poświęcono np. całą, 15-minutową audycję „Przeglądu” z 1 grudnia 1963 r., który wyemitowano w Programie I Polskiego Radia. Nic, zatem dziwnego, że zabójstwo 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych stało się przedmiotem komentarzy i spekulacji również w PRL. Wyrazem tego była m.in. korespondencja wysyłana do Biura Listów Komitetu ds. Radia i Telewizji „Polskie Radio I Telewizja”. W ciągu dwóch tygodni od tych tragicznych wydarzeń na Woronicza nadesłanych zostało siedemnaście listów w tej sprawie. Tam podzielono je na dwie grupy – do pierwszej zaliczono te „będące rzeczywistym odzewem na śmierć prezydenta”, do drugiej natomiast te, których autorzy „wykorzystali wypadki w Dallas jako pretekst do uzewnętrznienia swego stanowiska w innych sprawach”. Do tej pierwszej zaliczono również trzy listy „o charakterze kondolencyjnym”. Specjaliści z Komitetu ds. Radia i Telewizji stwierdzali przy tym, że ogólną cechą” nadesłanych listów jest „prymitywizm w potraktowaniu tematu”. Podkreślali również ich niewielką ilość, a także niską jakość, która – jak dodawali – „nie odpowiadała randze wydarzenia”. Paradoksalnie wszystkie te czynniki spowodowały, że listy te zostały przedrukowane – w specjalnym „Biuletynie Wewnętrznym” – w całości, bez skrótów i zmian. Dzięki czemu są dzisiaj cennym świadectwem reakcji Polaków, a przynajmniej tych, którzy zdecydowali się sięgnąć po pióro wobec tragicznych wydarzeń, do których doszło za oceanem.
I tak np. „stała słuchaczka z Gołdapi” pisała: „Nie mogę się do chwili obecnej pogodzić z myślą, że J. Kennedy, który był tak bardzo wartościowym człowiekiem zginął z ręki strasznego wroga”. Inny autor, który podpisywał się „Chelikopter z Łodzi” i pisał o sobie, że „jest zwykłym człowiekiem pracy”, stwierdzał, iż jest „wstrząśnięty do głębi” śmiercią prezydenta Stanów Zjednoczonych. A także wyrażał „wielkie wyrazy współczucia i szacunku dla narodu amerykańskiego”. Również Joanna Cisek z Wrocławia stwierdzała, że bardzo nią wstrząsnęła wiadomość o śmierci Kennedy’ego. Zwracała się ona przy okazji o nadesłanie jego fotografii, gdyż jak pisała: „był on wielkim przyjacielem Polski”. Tak był zresztą postrzegany również przez autorów innych listów.
„Inwalidka z Łodzi” wyrażała z kolei wdzięczność dla Polskiego Radia za „utrzymaną żałobę w tych bolesnych pierwszych dniach”. A „zbolałemu sercu Pani Kennedy” składała – w imieniu inwalidów łódzkich, którzy są „pogrążeni w głębokim żalu” – „najboleśniejsze współczucie”. Do małżonki Kennedy’ego zwracał się też Ryszard Włodarczyk – uczeń siódmej klasy z Bronkowa w powiecie Grójec. Pisał on – list w oryginalnym brzmieniu – „Kenedi, to nie prawda, że ciebie już nie ma. To nie prawda, że jesteś już w grobie. Chociaż płacze dziś cała Polska ziemia. Cała Polska ziemia jest w żałobie. Byłeś dla nas posągiem ze stali. Byłeś dla nas sztandarem wspaniałym. Tyś, co świat bronił i ocalił. I dźwignął na wieczny szczyt chwały. Już usnąłeś po trudach nadludzkich. Niezwycięży cię już ból żaden Ukochany Dżonie Henedi, my żyjemy twoim śladem”. Z kolei Danuta Bojakowska uczennica ósmej klasy z Wrocławia, która stwierdzała „tak jak inni gorzko opłakuję śmierć prezydenta”, zwracała się do Polskiego Radia o udostępnienie adresu wdowy po Johnie Kennedy’m, aby do niej napisać. A gdyby to okazało się niemożliwe prosiła przynajmniej o fotografię zamordowanego prezydenta – człowieka zacnego, postępowego i pokojowo usposobionego.
„Patriota Polak i słuchacz +Fali 56+” stwierdzał m.in. „My Polacy bardzo ubolewamy i współczujemy […] Ból świata pracy Ameryki, to nasz ból”. Przypominał, że w Polsce również przed laty został zamordowany prezydent – Gabriel Narutowicz. Twierdził przy tym: „Gdyby każda rodzina w swoim państwie uczyła miłości bliźniego swoje dzieci, gdyby rodzice w zaraniu czynili dobrze i w sercach swoich nosili miłość ojczyzny i poszanowanie władzy w swoim państwie, to na pewno nie byłoby rozboi, morderstw i zbrodni”. O zamordowanym pisał: „Prezydent John Kennedy był dobrze chowany. Mimo, że był miljonerem, ale miał dobre serce i dobre zalety”. I dodawał: „Zbrodni dokonał jeden człowiek, ale za tym jednym zbrodniarzem kryło się dużo innych zbrodniarzy miljonerów i multi miljonerów”. Po czym stwierdzał, że niezależnie od tego, kto by był tym zbrodniarzem (np. biedny czy bogaty), to nie ukryje się on, gdyż „krew niewinna wyda zbrodniarza”. W tym kontekście przytaczał osoby skazane za dwa głośne zabójstwa w pierwszej połowie XX wieku paulina Damazego Macocha – zabójcę swego kuzyna, który wziął ślub (fikcyjny) z jego kochanką i Ritę Gorgonową – miała ona zamordować Elżbietę (Lusię) Zarembę, córkę lwowskiego architekta Henryka, któremu prowadziła dom.
Z kolei „Przyjaciel +Fali+” z Warszawy stwierdzał: „Skrytobójczy, ohydny mord dokonany na osobie prezydenta Kennedy’ego powinien stać się przestroga i +memento+ przede wszystkim dla nas – narodu polskiego”. Nie pisał tego, co prawda wprost, ale z jego listu ewidentnie wynika, że w jego ocenie śmierć ta była efektem szerzącego się w Stanach Zjednoczonych pospolitego bandytyzmu. Miało to zresztą nie być – według autora przytaczanego listu – jedynie zagrożenie amerykańskie. Jak bowiem dodawał „U nas, w naszym kraju hulającym prawie bezkarnie bandytyzmem i chuligaństwem”, który „zaczyna już wywierać uciążliwy wpływ na życie i spokój obywateli”. Ostrzegał, że mogą one stać się „elementem niszczącym całe nasze ciężkie wysiłki”, a nawet „nasze zdobycze socjalistyczne”. I proponował rozwiązanie – przymusowe obozy pracy dla przestępców, a w przypadku morderców karę śmierci.
Oddzielną kategorią były listy od osób ewidentnie chorych, niezrównoważonych psychicznie. I tak np. autor z Tczewa stwierdzał: „Przyśniło mi się, że zbrodniarz znajduje się w londyńskich kołach politycznych i jest w szpitalu”. Powoływał się przy tym na swoje prorocze sny dotyczące agresji Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 r. czy zdarzeń, do których doszło w jego rodzinie. Z kolei autor z Bytomia pisał: „Jestem więcej niż pewny, ze zamachu […] dokonali neohitlerowcy amerykańscy spod znaku Rockwola, dla których Kennedy był w pewnym sensie solą w oku”.
Zdarzały się również listy wrogie. Jeden z autorów – oczywiście anonimowych – „do wszystkich komunistów w Polsce” zwracał się: „To wy też jesteście winni śmierci Kennedy’ego”. Swe stanowisko uzasadniał: „Wychowali żeście komunistę, który potrafił zrobić takie potworne zabójstwo. Zabił człowieka, który był potrzebny całemu światu”. Inny z kolei autor – również anonimowy – z jednej strony składał „wyrazy hołdu dla zamordowanego” oraz wyrażał przekonania, że „morderca powinien być surowo ukarany”. Z drugiej strony zaś przypominał: „Ale w Polsce jest jeszcze zbrodnia, która woła o pomstę do nieba. To sprawa Oficerów Polskich zamordowanych bestialsko w Katyniu”. Pytał: „Dlaczego o tej sprawie tak cicho?”. I dodawał: „Zemsta zbrodniarzom i kara”.
Z kolei nadawca listu z Krakowa nie silił się na długie wywody. Pytał tylko: „Odpowiedzcie, kiedy wreszcie przyjdzie kolej na Chruszczowa i jego wychowanków, to jest Gomółkę i Cyrankiewicza”? Cóż dygnitarze komunistyczni mieli więcej szczęścia od prezydenta Stanów Zjednoczonych i w ich przypadku zamachy okazały się nieskuteczne...
Autor: Grzegorz Majchrzak (autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN)
Źródło: MHP