160 lat temu, w nocy z 14 na 15 stycznia 1863 r., reżim carski przeprowadził brankę polskiej młodzieży. Ten akt terroru miał stłumić nastroje patriotyczne i pragnienie walki o niepodległości, a stał się iskrą, która doprowadziła do wybuchu Powstania Styczniowego.
„Pan margrabia wciąż kroczy po linie / Choć niezgrabny i posturę ma dzika / A gdy spadnie, to zyska jedynie / Miano zdrajcy zamiast pomnika. / Że spadłeś, to zwykły los Polski / Każdy w końcu z liny tej spadnie / Tylko czemuś zapomniał, Wielopolski, / Że upadać też trzeba ładnie?” – śpiewał Przemysław Gintrowski w balladzie „Margrabia Wielopolski”. W pierwszych wersach pieśni, autor tekstu Jerzy Czech, wspomina także o „czerkieskich sotniach” pędzonych przez plac Saski oraz rosyjskich namiotach wojskowych rozbitych pod murami Zamku Królewskiego. Te utrwalone przez ówczesnych warszawskich fotografów widoki stały się symbolem polityki Wielopolskiego i ówczesnego napięcia politycznego, które zawisło nad Warszawą i całym Królestwem Polskim.
Dramatyczne wydarzenia kilkunastu miesięcy poprzedzających Powstanie Styczniowe pokazały również rosnący podział wśród opinii publicznej Królestwa Polskiego. Przeważały dwie postawy. Obóz „czerwonych” był zwolennikiem zbrojnej walki o niepodległość i wzywał do przygotowania powstania narodowego. „Biali” byli zwolennikami osiągnięcia porozumienia z Petersburgiem. Swoje nadzieje wiązali z najbardziej wpływowym politykiem Królestwa Polskiego Aleksandrem Wielopolskim.
W czasie Powstania Listopadowego potomek wielkiego rodu magnackiego służył w dyplomacji Królestwa Polskiego, pełniąc między innymi misję dyplomatyczną do Londynu. Był także jednym z przedstawicieli tzw. ziem zabranych delegowanych na Sejm Królestwa Polskiego. W przeciwieństwie do większości posłów latem 1831 r. zdawał sobie sprawę z braku szans na zwycięstwo. „Wielopolski należał do nielicznych - bardzo nielicznych - ludzi w tej Warszawie, którzy już wiedzieli, że na pomoc Zachodu nie ma co liczyć - w każdym razie nie w tych warunkach i nie w tych rozmiarach, o jakich marzą jego rodacy” – pisał Ksawery Pruszyński w biografii „Margrabia Wielopolski”. Prawdopodobnie doświadczenia roku 1831 r. wpłynęły na poglądy Wielopolskiego w kolejnych dekadach. Jego niechęć do insurekcji pogłębiła się wraz z Rzezią Galicyjską w 1846 r. oraz w czasie Wiosny Ludów, gdy na jego oczach zachwiały się trony rodów panujących Europą. Jego niewiarę w możliwość wywalczenia przez Polskę niepodległości pogłębiło zlekceważenie sprawy polskiej przez zwycięskie mocarstwa po wojnie krymskiej.
Pod koniec lat pięćdziesiątych wydawało się, że Wielopolski nie odegra już jakiejkolwiek roli w życiu politycznym Królestwa Polskiego i resztę życia spędzi w swoim majątku ziemskim. Na scenie pojawiali się już przedstawiciele pokolenia, które nie doświadczyło klęski Powstania Listopadowego i jego skutków. W czerwcu 1860 r. pogrzeb wdowy po bohaterze Powstania Listopadowego gen. Józefie Sowińskim w Warszawie przekształcił się w narodową demonstrację narodową i zapoczątkował kolejne manifestacje patriotyczne. W lutym 1861 r., trzydzieści lat po bitwie pod Olszynką Grochowską, zorganizowano pochód, którego uczestnicy nieśli chorągiew z Orłem i litewską Pogonią. Na Rynku Starego Miasta został rozpędzony przez żandarmów. Dwa dni później na Placu Zamkowym odbyła się wielka manifestacja żądająca uwolnienia aresztowanych i przyznania praw narodowych. Rosjanie zaatakowali zabijając pięciu jej uczestników.
W ciepłą, deszczową noc z 14 na 15 stycznia 1863 r. na ulicach Warszawy pojawiły się dziesiątki patroli złożonych z żołnierzy imperium. „Kołacą w bramy, na głos ich rozmykają się zawarte rygle, światło migoce na wszystkich piętrach, snać sołdaci przebiegają dom od piwnic do poddasza” – wspominała pisarka Seweryna Duchińska. Branka zakończyła się klęską. Zatrzymano tylko 1657 mężczyzn. Za zdolnych do służby uznano zaledwie 559. Reszta wróciła do domów.
W Petersburgu zdecydowano się na ustępstwa wobec „wrzącego” Królestwa Polskiego. 27 marca 1861 r. Wielopolski został nominowany przewodniczącym Komisji Rządowej Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w Królestwie Polskim. „Tytuł był skromny. Rola była olbrzymia. Zdumienie narodu największe” — podsumowywał Ksawery Pruszyński. Jego zdaniem, Wielopolski stanął na czele rządu Królestwa Polskiego w wyniku niezwykłego splotu okoliczności: zaufania Petersburga i namiestnika Królestwa Michaiła Gorczakowa, zakulisowych gier rosyjskich biurokratów oraz postawy Wielopolskiego. Już 10 dni później Wielopolski rozwiązał powstałe w 1858 r. Towarzystwo Rolnicze, uważane w Królestwie Polskim za swoisty sejm Kongresówki. 8 kwietnia tłum protestujący przeciw tej decyzji został ostrzelany przez Rosjan. Wielopolski rozpaczliwie interweniował, aby powstrzymać masakrę. W kolejnych miesiącach Wielopolski wprowadził wiele reform oświaty i zarządził wybory do władz samorządowych. Rozpoczął także polonizację struktur administracyjnych i przygotowania do otwarcia polskiego uniwersytetu – Szkoły Głównej. Nierozwiązana pozostawała sprawa uwłaszczenia chłopów.
Jesienią 1861 r. Wielopolski został wezwany do Petersburga. Przed carem i jego podwładnymi miał zreferować program reform. Nie uzyskał jednoznacznej odpowiedzi na swoje postulaty. Wrócił w czerwcu 1862 r. już jako naczelnik rządu cywilnego Królestwa Polskiego. Powrócił do Warszawy w której od 14 października 1861 r. obowiązywał stan wojenny. Na placach Warszawy pojawiły się obozy wojskowe wspomniane w piosence Gintrowskiego. Warszawskie elity powitały Wielopolskiego niezwykle chłodno. Już 7 i 15 sierpnia 1862 r. dokonano na Wielopolskiego dwóch nieudanych zamachów. Obu zamachowców stracono na stokach warszawskiej Cytadeli.
Wielopolski zniechęcił także środowisko „Białych”, z Leopoldem Kronenbergiem na czele, którzy złożyli mu ofertę współpracy. „Dla Polaków można czasem coś zrobić, z Polakami - nigdy” – miał powiedzieć szef rządu Królestwa Polskiego. Stopniowo zrywał kontakty z polską opinią publiczną. Z drugiej strony, jego działania nie znajdowały zrozumienia Rosjan, którzy postrzegali Wielopolskiego jako Wallenroda, potajemnie sprzyjającego radykałom, którzy konsekwentnie przygotowywali się do walki zbrojnej.
Jego reakcją na przygotowania powstańcze było ogłoszenie w październiku 1862 roku nowych zasad poboru do wojska rosyjskiego, tzw. branki. Po raz pierwszy od kilkunastu lat miała się ona odbyć nie przez losowanie, ale na podstawie imiennych list. Celem tych działań było rozbicie struktur konspiracyjnych. „Wrzód zebrał i rozciąć go należy. Powstanie stłumię w ciągu tygodnia i wtedy będę mógł rządzić” - mówił Wielopolski swoim zaufanym współpracownikom tuż przed podjęciem decyzji za sprawą, której przeszedł do historii. Rozumiał, że ogłoszenie branki sprowokuje powstanie, ale nie dostrzegał, że „bunt” zawiedzie nadzieje dworu petersburskiego, który liczył na „pokojowe” stłumienie ambicji niepodległościowych.
Komitet Centralny Narodowy ogłosił Wielopolskiego „wielkim nikczemnym zbrodniarzem i zdrajcą”. Ta opinia o Wielopolskim zdominowała polską pamięć historyczną na kolejne dziesięciolecia.
W ciepłą, deszczową noc z 14 na 15 stycznia 1863 r. na ulicach Warszawy pojawiły się dziesiątki patroli złożonych z żołnierzy imperium. „Kołacą w bramy, na głos ich rozmykają się zawarte rygle, światło migoce na wszystkich piętrach, snać sołdaci przebiegają dom od piwnic do poddasza” – wspominała pisarka Seweryna Duchińska. Branka zakończyła się klęską. Zatrzymano tylko 1657 mężczyzn. Za zdolnych do służby uznano zaledwie 559. Reszta wróciła do domów.
Następnego dnia Komitet Centralny Narodowy ogłosił Wielopolskiego „wielkim nikczemnym zbrodniarzem i zdrajcą”. Ta opinia o Wielopolskim zdominowała polską pamięć historyczną na kolejne dziesięciolecia. 19 stycznia Komitet uchwalił powierzenie dyktatury i naczelnego dowództwa planowanego powstania gen. Ludwikowi Mierosławskiemu. W tym czasie w lasach w okolicach Warszawy tworzyły się pierwsze oddziały powstańcze, złożone z młodych, którzy nawet za cenę życia pragnęli uniknąć wcielenia do armii zaborcy. Wielu, tuż przed wyjazdem z miasta spotykało się na mszach w warszawskich kościołach. „Gotowali się na śmierć, bo wszyscy wychodzili z tem świętem przekonaniem i postanowieniem, że muszą zwyciężyć lub zginąć” – wspominał jeden z mieszkańców miasta. Ku zaskoczeniu ogółu, na ulicach Warszawy nie przelano nawet kropli krwi. Wielu mieszkańców Warszawy mówiło, że brak oporu to plama na honorze warszawskiej młodzieży. Jednak większe oburzenie wywołała manipulacja reżimowego „Dziennika Rządowego”, który dwa dni później oświadczył, że wielu przymusowych rekrutów z „wesołym usposobieniem” mówiło, że służba wojskowa wyswobodzi ich z „bezczynności bałamutnego życia”. Niewolnicza służba w jednostkach armii rosyjskiej, na kresach imperium, mogła trwać nawet kilkanaście lat.
„Nadaremna ta branka w rekruty. Będzie to, co ma być – my zwyczajni: Bój bez broni, katorga i knuty!” – śpiewał Gintrowski. Zaledwie tydzień po brance Komitet Centralny Narodowy, działający jako Tymczasowy Rząd Narodowy, wezwał do walki z „dzikiem barbarzyństwem Azyi”. Wybuch Powstania Styczniowego przypieczętował opinię polskiej historiografii margrabiego. „Postać Wielopolskiego jako człowieka była antypatyczna: zimny, wyrachowany pieniacz, całkiem pozbawiony ludzkiego ciepła, wyniosły i zarozumiały arystokrata polski” – pisał Jerzy Wojciech Borejsza w książce „Piękny wiek XIX”.
W lipcu 1863 r. Wielopolski złożył podanie o urlop, które zostało natychmiast przyjęte przez cara. Wyjechał do Prus. Podczas podróży cudem uniknął śmierci, gdy powstańcy podjęli próbę wykolejenia jego pociągu. Na krótko zatrzymał się w Galicji. W jednym z wysłanych stamtąd listów określał oddziały powstańcze jako „bandy zbrojne”. Zmarł 30 grudnia 1877 r. w Dreźnie. Pół wieku później, w sierpniu 1914 r. w drodze na Kielce rezydencję Wielopolskiego zajęła I Kompania Kadrowa Józefa Piłsudskiego. „Gdym oczy na chwilę zamknął, wielka postać margrabiego stanęła przede mną. Opasłe cielsko, oparte na kiju ze wzgardliwym twarzy wyrazem” – wspominał Piłsudski.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ pat/