Sąd Okręgowy w Warszawie ma w piątek (22 listopada) ogłosić wyrok w sprawie o zabójstwo w 1992 r. b. premiera PRL Piotra Jaroszewicza oraz jego żony. Prokuratura chce dożywocia dla głównego oskarżonego Roberta S. oraz 7 i 5,5 lat więzienia dla oskarżonych o współudział w zabójstwie. Obrońcy wnieśli o uniewinnienia.
Sprawa dotyczy jednej z najbardziej bulwersujących zbrodni początku lat 90. Piotr Jaroszewicz - premier PRL w latach 1970-1980 - został zamordowany wraz z żoną Alicją Solską-Jaroszewicz w ich domu w Aninie w nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. Byłemu premierowi bandyci zacisnęli na szyi rzemienną pętlę; przedtem go maltretowali. Jego żona zginęła od strzału w głowę z bliskiej odległości ze sztucera męża.
Wokół zbrodni powstało wiele teorii, wśród wielu osób zajmujących się sprawą panuje przekonanie, że jej tłem musiała być polityka. Jednocześnie weryfikowane były motywy rabunkowe. Pierwotnie w kwietniu 1994 r. zatrzymano cztery osoby, kryminalistów z Mińska Mazowieckiego - Krzysztofa R. "Faszysta", Wacława K. "Niuniek", Henryka S. "Sztywny" i Jana K. "Krzaczek".
Wówczas zatrzymani od początku twierdzili, że są niewinni, a prokuratura bezzasadnie przypisuje im zabójstwo Jaroszewiczów. W 1998 r. ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił całą czwórkę z braku dowodów - wnosiła o to nie tylko obrona podsądnych, ale też oskarżyciel. W 2000 r. wyrok uniewinniający utrzymał Sąd Apelacyjny w Warszawie.
Sprawa nie została jednak zamknięta. W 2017 r. prokuratura zdecydowała o podjęciu kolejnego śledztwa, a postępowanie nabrało rozpędu po wyjaśnieniach Dariusza S. Mężczyzna złożył je w lutym 2018 r. w toku innego śledztwa - groziła mu wówczas surowa kara w sprawie uprowadzenia dla okupu. Dariusz S. przyznał się do udziału w zbrodni i wskazał na swoich byłych kolegów z grupy - Roberta S. i Marcina B. Ten drugi też przyznał się do obecności na miejscu zabójstwa.
O przełomie w sprawie prokuratura informowała w 2018 roku. "To nie jest pudło, jak było kiedyś, to jest trafienie, jesteśmy co do tego przekonani, choć oczywiście ostatecznie tę sprawę będzie rozstrzygał sąd" - mówił w marcu 2018 roku ówczesny minister sprawiedliwości, prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
Według prokuratury oskarżeni mieli w 1992 roku dokonać napadu na dom w Aninie, a Robert S. udusić Piotra Jaroszewicza oraz zastrzelić Alicję Solską-Jaroszewicz. Ponadto Robert S. został oskarżony o zabójstwo małżeństwa S. w 1991 r. w Gdyni oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w Izabelinie w 1993 r. Dariusz S. i Marcin B. zostali oskarżeni o współudział w zabójstwie b. premiera PRL. Wszyscy byli członkami tzw. gangu karateków, który w latach 90. dokonał kilkudziesięciu napadów rabunkowych.
Proces przed Sądem Okręgowym w Warszawie trwał ponad cztery lata - rozpoczął się latem 2020 r. Przez ponad rok przed sądem trwał etap szczegółowego wysłuchiwania oskarżonych i weryfikacji ich wersji zdarzenia. Następnie sąd przesłuchiwał świadków.
W mowach końcowych prokuratura zażądała łącznej kary dożywocia dla głównego oskarżonego Roberta S., a także 7 i 5,5 lat więzienia dla Dariusza S. oraz Marcina B.
Zdaniem prok. Katarzyny Płończyk, Dariusz S. oraz Marcin B. zasługują na zastosowanie nadzwyczajnego złagodzenia kary. "Bez wyjaśnień tych osób, sprawy objęte tym aktem oskarżenia pozostałyby niewyjaśnione, a rodziny nie poznałyby nigdy prawdy" - podkreśliła.
Pełnomocniczka syna zamordowanego premiera - Andrzeja Jaroszewicza - mec. Beata Czechowicz oceniła, że to Robert S. był pomysłodawcą napaści. Przyznała przy tym, że nie czuje satysfakcji. "Panowie już są beneficjentami tego, że ten proces bierze swój finał przed sądem I instancji 32 lata od zdarzeń" - mówiła o oskarżonych.
Jak jednak dodała, dzięki temu procesowi jej mocodawca dowiedział się o tym, "co chciał wiedzieć przez całe życie, kto zabił mu ojca". "W tym sensie ten proces realizuje ważne społecznie zadanie - daje bliskim odpowiedź na pytanie, w jakich okolicznościach stracili życie ich rodzice, dziadkowie, bracia, siostry. Jest jeszcze jeden ważny aspekt tej sprawy, że zbrodnię spotka kara" - mówiła.
Z kolei obrońcy trójki oskarżonych wnioskowali w swoich mowach o uniewinnienie całej trojki oskarżonych. Mec. Dawid Dąbrowski - obrońca Roberta S. - ocenił, że prokuratura chce w sprawie "przekonać do hipotezy, która zwyczajnie jest sprzeczna z prawdą", a jej działania w śledztwie "były próbą złamania niewinnego człowieka". Zdaniem obrońcy, jego klienta Roberta S. w ogóle nie było na miejscu zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów.
Zwrócił przy tym uwagę, że wersje wydarzeń, podawane jako podstawa faktyczna aktu oskarżenia, nie pokrywają się z materiałem prowadzonego w latach 90. śledztwa dotyczącego zabójstwa b. premiera.
Jego zdaniem czynności dowodowe wykonywane w śledztwie wobec oskarżonych w tej sprawie były "wyreżyserowane" i de facto chodziło o "polowanie na Roberta S.".
Również pozostali obrońcy twierdzili, że postępowanie dowodowe nie wniosło nic nowego do tej sprawy w porównaniu do lat 90., a jedynym nowym elementem były wyjaśnienia Dariusza S. i Marcina B., w których mówili oni o swoim udziale w napadzie w 1992 r. Te jednak, zdaniem ich obrońców, nie wynikały z faktu udziału oskarżonych w zbrodni tylko z kalkulacji procesowych związanych m.in. z pragnieniem złagodzenia kar w innych sprawach.
"Siedem lat za bujną fantazję, to dużo" - ironizował obrońca Dariusza S. mec. Tomasz Ode.
Zdaniem mec. Małgorzaty Ochwat, obrończyni Marcina B., proces "z całym szacunkiem dla bliskich pokrzywdzonych - był pewną farsą". Jak argumentowała, od lat 90. sprawa zabójstwa Jaroszewiczów była szeroko przedstawiana w mediach - w internecie można obejrzeć reportaże, w których dokładnie przedstawiono miejsce zbrodni i inne okoliczności. W jej ocenie Dariusz S. i Marcin B., relacjonując swój rzekomy udział w tym napadzie, mogli znać tamte materiały.
Sąd Okręgowy w Warszawie ma ogłosić wyrok w piątek, 22 listopada, o godz. 14. (PAP)
autorzy: Nina Leszczyńska, Marcin Jabłoński
nl/ mja/ sdd/ mow/