
3 września 1990 r. zmarł Mieczysław Fogg, piosenkarz, wykonawca m.in. „Tanga milonga”, „Ostatniej niedzieli”, „Jesiennych róży” i „Pieśni o matce”. Podczas niemieckiej okupacji wspierał przyjaciół pochodzenia żydowskiego, za co w 1989 r. otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
„Mieczysław Fogg to estradowy fenomen i jedna z największych gwiazd polskiej piosenki, ikona kultury XX wieku” – mówił PAP Wojciech Dąbrowski, twórca autorskiego kabaretu muzycznego, dyrektor artystyczny Ogólnopolskich Festiwali Piosenki Retro im. Mieczysława Fogga, autor „Gwiazdozbioru Polskiej Piosenki XX wieku”. „W okresie międzywojennym stworzył własny styl, któremu pozostał wierny aż do końca kariery, trwającej ponad 60 lat! Fogg występował na scenie do 86. roku życia: był najstarszym czynnym zawodowo piosenkarzem świata, nawet krążyły o tym żarty” – przypomniał.
Fogg słynął z pracowitości. „Jako solista nagrał dwa tysiące piosenek, a w repertuarze miał ich ponad trzy tysiące! Ulubieniec publiczności, dwukrotnie zajmował I miejsce w ogólnopolskim plebiscycie Polskiego Radia na najpopularniejszego piosenkarza (1937,1958). Miał przedwojenny rekord sprzedanych płyt: 100 tys. egzemplarzy singla »Ta ostatnia niedziela«. W 1938 r. Telewizja Polska transmitowała jego występ estradowy podczas prób technicznych nowego medium. Płyty z nagraniami Fogga osiągnęły nakład ponad 25 milionów egzemplarzy. Dał 16 tysięcy koncertów” – dodał Dąbrowski.
Fogg, właściwie Mieczysław Fogiel, urodził się 30 maja 1901 roku w Warszawie. Matka, Anna Apolonia z domu Beck (1877–1967), prowadziła sklep w domu na rogu ulic Długiej i Freta. Ojciec Antoni (1874–1924) był maszynistą kolejowym pierwszej klasy. „Prowadził nawet ekspresy do Petersburga” - wspominał Fogg w „Od palanta do belcanta” (1971). „Czy zapowiadałem się na cudowne dziecko? Nie sądzę. Chociaż w spojrzeniach moich rodziców pewno można było wyczytać zachwyt, gdy już jako pięcioletni brzdąc potrafiłem – podobno nie bardzo fałszując – odśpiewać popisowo przed gośćmi sławetne »Góralu, czy ci nie żal«. To był mój pierwszy wielki szlagier” - napisał. Uczył się w gimnazjum realnym przy ul. Jezuickiej. W 1910 r. wstąpił do polskiego skautingu. Wejście w dorosłość rozpoczął od ochotniczej służby w Wojsku Polskim (1919–21) i udziału w wojnie polsko-bolszewickiej w 23. Polowej Autokolumnie. Uczestniczył w wyzwalaniu Wilna i w walkach na froncie litewsko-białoruskim.
W 1922 r. rozpoczął pracę w Warszawskiej Dyrekcji Polskich Kolei Państwowych. „Był to rodzaj zadośćuczynienia ambicjom ojca, który widział w nim inżyniera, specjalistę od dróg i komunikacji” - napisał Janusz R. Kowalczyk (culture.pl, 2025). „Mietek będzie budował nowe szlaki kolejowe – lubił mawiać – a ja tamtędy poprowadzę pociąg. Niemile brzmiały dla mnie te ojcowskie rojenia, skoro moim właściwym pociągiem był… pociąg do śpiewania. Zresztą byłem pod tym względem prawdziwie wyrodnym dzieckiem. Nikt bowiem z rodzeństwa (…) nie objawiał najmniejszego zainteresowania profesją śpiewaczą, która dawała wówczas tak niepewny chleb. Nie mieli zresztą w tym kierunku uzdolnień. A ja w te uzdolnienia u siebie święcie wierzyłem” - wspominał Fogg.
Początkowo śpiewał w chórach kościelnych – w katedrze św. Jana, kościele św. Antoniego, u sióstr Wizytek. W grudniu 1922 r. Bolesław Szych, organista kościoła św. Anny i sufler w Operetce, zaprosił na próbę kolęd Ludwika Sempolińskiego. „Ten, po wysłuchaniu »Bracia, patrzcie jeno«, powiedział chórzyście Mietkowi: „Powinien się pan wziąć poważnie do nauki śpiewu. Będą z pana ludzie” - przypomniał Janusz R. Kowalczyk.
Sempoliński skierował go do Jana Łysakowskiego, profesora na Wydziale Wokalistyki Szkoły Muzycznej im. Fryderyka Chopina. Ambicja i talent zostały wsparte godzinami żmudnych ćwiczeń: nuty, przepona, nuty, przepona. Muzycznymi mentorami początkującego artysty byli: Eugeniusz Mossakowski, Michał Ardatti, Anna Floriani-Zbierzchowska, Wacław Brzeziński, Ignacy Dygas, Stefan Belina-Skupiewski, Stanisław Kopf i Adam Didur. „Mieczysław Fogiel zaczął zarabiać śpiewaniem na ślubach i pogrzebach. Do Opery wchodził »na pięćdziesięciogroszówkę« – wręczaną woźnemu za wpuszczenie na galerię, gdzie spotykał Jana Kiepurę” - dodał Kowalczyk.
„W 1926 roku Mieczysław Fogiel przyjął pseudonim artystyczny Fogg. Jako solista po raz pierwszy wykonał publicznie kilka arii operowych 10 grudnia 1928 roku w sali koncertowej przy ul. Kredytowej 14. Od 1928 roku był w Chórze Dana (Władysława Daniłowskiego). Z tym kwintetem, skrytym pod hiszpańską nazwą Coro Argentino V. Dano, zadebiutował 29 marca 1929 roku w legendarnym warszawskim teatrzyku Qui Pro Quo. Później Danowcy śpiewali góralskie czy łowickie piosenki w jazzowej aranżacji” - powiedział.
Pierwszych nagrań płytowych Fogg dokonał z Chórem Dana w lipcu 1929 roku, a jako solista – w marcu 1930 roku. Kontrakt na wyłączność nagrywania swego głosu przez Syrenę Record odnawiał co roku, aż do wybuchu wojny. W 1931 roku zdał egzamin eksternistyczny Związku Artystów Scen Polskich z prawem występów solowych. W Berlinie nagrał z Chórem Dana piosenkę „Flisacy” do filmu „Dziesięciu z Pawiaka”(1931). Wtedy też Danowcy podpisali dwumiesięczny kontrakt z największym w Europie berlińskim variété Scala. Koncertowali w Estonii, na Łotwie, w ZSRR, Finlandii, Szwecji, Norwegii, Austrii, Czechosłowacji, Rumunii, Francji, we Włoszech. „W drodze do USA na transatlantyku »Ile de France« doszło do pojedynku Chóru Dana z najlepszymi amerykańskimi rewelersami – Mill Brothers. Polscy artyści wygrali na bisy 3:1” - przypomniał Janusz R. Kowalczyk.
Mniej znany jest udział Fogga w konspiracji - pod pseudonimem Ptaszek - oraz to, że podczas Powstania Warszawskiego, jako starszy strzelec I Batalionu Szturmowego Odwet, dał ponad 100 koncertów dla powstańców i ludności miasta. Nazywany „bardem Powstania” był trzykrotnie ranny i został odznaczony Krzyżem Walecznych oraz Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami. Jego powstańczą opaskę można zobaczyć w Muzeum Powstania Warszawskiego.
„Pradziadek nie opowiadał nam o powstaniu ani swoim udziale w ratowaniu Żydów. Sam teraz badam dogłębniej tę sprawę” – powiedział Iwonie Koniecznej z PAP (2019) Michał Fogg, prawnuk piosenkarza i opiekun jego spuścizny. „Przez 40 lat ten temat leżał, nieruszany, niedotykany, na czym zapewne zaważyły stosunki polityczne w kraju. Kiedyś nie mówiło się o takich sprawach” – wyjaśnił.
W „Od palanta do belcanta” Mieczysław Fogg napomknął jednak o wsparciu dla żydowskich przyjaciół podczas wojny. M.in. napisał „Któregoś wieczoru - był to rok 1943 - gdy wróciłem po występie w jednej z warszawskich kawiarń do domu, zastałem żonę mojego przyjaciela (…) Ivo Wesbiego z dzieckiem. Pani Wesby, tancerka z »Qui pro quo«, i ośmioletnia córeczka uciekły z getta w okresie jego likwidacji. Były bezdomne i nie wiedziały, co dalej robić. Sam Wesby podczas ucieczki gdzieś się zgubił. Uspokajałem jak mogłem żonę przyjaciela, oczywiście zaproponowałem jej, żeby razem z córeczką skorzystała z mojej pełnej gościny” - napisał.
Jak wynika z informacji na stronie sprawiedliwi.org.pl, Ignac Singer (pseudonim artystyczny Ivo Wesby), przed wojną pracował z Foggiem jako kompozytor, kierownik muzyczny kabaretu „Qui Pro Quo” oraz dyrygent orkiestry w studiach nagrań wytwórni Odeon i Syrena Rekord, gdzie piosenkarz nagrywał płyty.
Wesbiemu też udało się wydostać z getta – i pojawił się u Fogga, który ukrywał całą trójkę przez pewien czas, po czym znalazł im inne mieszkanie - na Bednarskiej. Artysta był zaangażowany w konspirację, w jego domu odbywały się tajne komplety gimnazjum „Batorego”, codziennie przychodziło kilkunastu chłopców na naukę - nie było warunków do ukrywania uciekinierów z getta. Fogg pomógł Wesbim wyrobić fałszywe dokumenty. Ivo dostał kenkartę na nazwisko Stefan Kowalski, po czym „zgłosił się na roboty do Wiednia, gdzie udało mu się zahaczyć w komunikacji miejskiej”. „Tak więc Wesby tra?ł niemal wprost z warszawskiego getta za pulpit wiedeńskiego tramwaju” – wspominał Mieczysław Fogg. Kapelmistrz „Qui pro quo” ukończył konserwatorium w Wiedniu i znał perfekcyjnie język niemiecki. Jego żona ukrywała się z dzieckiem do ostatnich dni wojny u pewnej rodziny na Okęciu – Fogg kilka razy, jak pisał, „zawoził im tam bieliznę”. Rodzina połączyła się w Wiedniu w 1945 roku.
W „Od palanta do belcanta” jest opis spotkania z rodziną Wesbich podczas występu Fogga w Nowym Jorku na imprezie Stowarzyszenia Żydów Polskich w Stanach Zjednoczonych. „Tuż po koncercie, który odbył się w sali jednego z eleganckich hoteli, Wesby wszedł na podium i powiedział: +To jest człowiek, który w czasie okupacji niemieckiej uratował mi życie+. Wtedy i ja zwróciłem się do publiczności, mówiąc: »A to jest człowiek, który kiedyś dobrym słowem potra?ł mnie w ciężkiej chwili podtrzymać na duchu«”. Fogg nawiązał w ten sposób do faktu sprzed wielu lat, gdy po jego pierwszych, nieudanych przesłuchaniach w branży, to właśnie Wesby powiedział: „Niech pan się nie martwi i nie poddaje. Ma pan ładny głos. Na pewno czeka pana kariera artystyczna”.
Wdzięczność ocalonego nie ograniczyła się do publicznych podziękowań. Pismo Wesbiego z 10 listopada 1949 r., poświadczone przez „rejenta Twardowskiego z Nowego Jorku oraz przez Konsulat PRL w Nowym Jorku w dniu 24 listopada 1949” podał do druku Dariusz Michalski w biografii „Poletko pana Fogga” (2015).
„Ja - niżej podpisany, Ignacy Singer, pseud. Ivo Wesby, zamieszkały 570 W. 172. Str. N.Y. 32 N.Y. - oświadczam, że mój przyjaciel Mieczysław Fogg, zamieszkały w Warszawie, ul. Koszykowa 69, okazał pomoc mnie, mojej żonie i córce przy ucieczce z ghetta warszawskiego i przechował nas w swoim mieszkaniu, co równało się uratowaniu nam życia. W dowód wdzięczności za wyżej wymieniony czyn, wiedząc ze Mieczysław Fogg zamierza uruchomić wytwórnię płyt gramofonowych, o?arowałem mu w r. 1945 następujące maszyny i aparaty będące bezsporną moją własnością: 1/ jedną maszynę do polerowania wosków, do nagrywania płyt gramofonowych marki Telefunken, z automatycznym posuwem olejowym; 2/ dwa głośniki walizkowe marki Telefunken; 3/ mikserkę walizkową marki Telefunken; 4/ wzmacniacz marki Telefunken walizkowy; 4/ kompletny aparat do nagrywania płyt gramofonowych marki Neuman” - napisał kapelmistrz „Qui Pro Quo”.
Pomysł na „własną fonografię” pochodził sprzed wojny. W 1982 r. piosenkarz opowiedział Michalskiemu inną cząstkę historii Fogg Record. „Zawsze miałem pasję, żeby otworzyć wytwórnię płyt gramofonowych. I kiedy w 1939 roku byłem w Ameryce, tam kupiłem maszynę do nagrywania. Ale wybuchła wojna i - myślałem - wszystko szlag trafił. Rzeczywiście, wszystko w domu mi zniszczono, wszystko rozkradziono, ale tej maszyny nikt z piwnicy nie ruszył. A dochodziłem do pięćdziesiątki, już chciałem przestać śpiewać, więc mówię do siebie: Mieciu, ruszasz z wytwórnią! No i zacząłem montować prasy do tłoczenia to tu, to tam” - wspominał. „Skompletowałem urządzenie do galwanizacji, następnie do wszystkiego, co jeszcze musiałem robić. Nawet fortepian kupiłem i ładne studio urządziłem. Syna Andrzeja wykształciłem w tym kierunku: jest inżynierem elektrykiem ze specjalnością elektroakustyk. No i pomaleńku ruszyłem z tą wytwórnią… Po licencję poszedłem do ministerstwa kultury i dostałem” - opowiadał Fogg.
„Ta nagraniowa firma pradziadka została znacjonalizowana w 1951 roku” – przypomniał Michał Fogg. „Sprzęt od Wesbiego trafił najpierw do Muzy, a potem do Polskich Nagrań, gdzie stał się podwaliną narodowego koncernu. Ponieważ mój dziadek Andrzej pracował w Polskich Nagraniach, wiadomo, że ten sprzęt – porządny, niezawodny – pracował aż do lat 60. Alibabki twierdzą, że mogły się na nim się nagrywać” – dodał Michał Fogg.
14 marca 1989 r. Mieczysław Fogg napisał dla Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie oświadczenie w sprawie swej humanitarnej działalności podczas niemieckiej okupacji. Oprócz wsparcia dla Ignaca Singera (Wesbiego), wyliczył w punktach inne przypadki, np. pomoc dla inżyniera dźwięku Stanisława Templa: „przeszedł on granicę z Wilna, gdzie się ukrywał, z tęsknoty do Rodziny. Mieszkał u mnie parę dni i wbrew moim namowom i ostrzeżeniom poszedł do getta i nigdy go już więcej nie widziałem”. Był też Ignac Zalcsztain, który ukrywał się gdzieś za szafą – a któremu Fogg dostarczał żywność i pieniądze: „Z tym przyjacielem utrzymywałem kontakt już po wojnie. Mieszkał on w Brukseli i byliśmy bardzo zaprzyjaźnieni. Pisywaliśmy do siebie per bracie Mieciu i bracie Ignasiu. Ostatni jego list dałem do użytku dyr. Szymonowi Szurmiejowi (dyrektorowi Teatru Żydowskiego w Warszawie - PAP). Niestety, list zginął i nie mam żadnego” - pisał Fogg.
Przypomniał w tym piśmie także Tadeusza Gliksberga, który zbiegł z transportu do Treblinki i ukrywał się na przemian u swego kolegi przy ul. Emilii Plater oraz u niego. „Na jego usilne prośby dałem mu pewną sumę pieniędzy na opłacenie w Hotelu Polskim w W-wie przy ul. Długiej, wyjechał później i dostałem od niego kartkę z jakiejś miejscowości blisko granicy szwajcarskiej i to było wszystko” - opisał piosenkarz. Gliksberg przeżył wojnę.
Artysta wspomniał też o dokarmianiu nieznajomych głodnych dzieci, które codziennie przychodziły z menażką i obiady dla znakomitego profesora wokalistyki Stanisława Kopfa. O swoim ostatnim nauczycielu śpiewu Fogg napisał: „Lekcje u Kopfa brałem jeszcze w czasie okupacji. Przychodził do mnie z getta trzy-cztery razy w tygodniu na obiady, odwiedzał mnie również po likwidacji getta. Ukrywał się w Warszawie pod nazwiskiem Głowiński. Bywał moim gościem aż do powstania, później ślad po nim zaginął”.
Dariusz Michalski przypomniał, że to właśnie Fogg po likwidacji getta ułatwił Kopfowi ukrycie się pod nazwiskiem Głowiński. Gdy o to pomaganie Żydom zapytał Fogga podczas ich ostatniej rozmowy, jesienią 1989 roku piosenkarz żachnął się. „O czym tu mówić, proszę pana. Kto był w biedzie, temu należało pomóc. Każde nieszczęście wymaga wsparcia. Zwłaszcza takie. Getto! Pan sobie wyobraża! Miejsce, gdzie mordowano ludzi! Więc pomagałem, komu mogłem. Wciąż się zastanawiam, czy nie mogłem więcej. Nie mówmy już o tym” - podsumował Fogg.
Na wniosek Żydowskiego Instytutu Historycznego 26 października 1989 r. Instytut Yad Vashem przyznał Mieczysławowi Foggowi zaszczytny tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Sędziwy artysta nie zdążył go już odebrać osobiście.
„Medal Sprawiedliwego dla Mieczysława Fogga odbierały trzy pokolenia jego potomków: syn Andrzej, wnuk Michał i ja” – powiedział PAP Michał Fogg. „To była kameralna impreza, a nie taka huczna jak te organizowane dzisiaj: z prezydentem, z telewizją i tak dalej… Wręczono więcej tych medali - zwykle już rodzinom, bo sami bohaterowie nie dożyli. W naszym rzędzie siedzieliśmy tylko my, w każdym rzędzie siedziało po kilka osób” - wspominał.
„Drzewka w Ogrodzie Sprawiedliwych nie udało się już posadzić z braku miejsca, chociaż chcieli to zrobić moi rodzice - będąc w Izraelu jakieś 10 lat po śmierci pradziadka. Jego imię i nazwisko są natomiast wyryte na specjalnej ścianie” - dodał Michał Fogg.
Mieczysław Fogg zmarł 3 września 1990 roku i został pochowany na cmentarzu Bródnowskim w Warszawie.
Paweł Tomczyk (PAP)
iko/ top/ miś/