zdjęcie jest w posiadaniu rodziny I. Iredyńskiego, zostało przekazane na podstawie licencji Warszawskiej Firmie Wydawniczej, CC BY-SA 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0>, via Wikimedia Commons
9 grudnia 1985 r. zmarł Ireneusz Iredyński, pisarz, dramaturg, scenarzysta radiowy, filmowy i telewizyjny, autor piosenek i skandalista, skazany na trzy lata więzienia za usiłowanie gwałtu. Był ofiarą czasów, w których żył – powiedziała PAP Małgorzata Raducha, autorka biografii Iredyńskiego.
„Trochę bandyta, trochę wariat, duży alkoholik. Ale niesłychanie zdolny chłopak. Całe lata go znałem” – wspomniał Stefan Kisielewski w swoim „Abecadle” (1991). „Pobił w Bristolu prokuratora, który mu zajął stolik. Dał po mordzie. Potem zaczął się cykl awantur. On twierdził, że to jest wszystko nieprawda, intryga i tak dalej, rzekomo jakąś dziewczynę uwiódł, która była córką tego prokuratora, jak się okazało. Potem w sądzie udowodniono, że on jej nie mógł uwieść, bo zdjęła kozaczki, a nikt siłą nikomu nie zdejmie kozaczków - no w ogóle takie śmieszne rzeczy” – dodał.
„Ja byłem u niego w więzieniu, w Sztumie i on mi dał list do Starewicza. Ja mu ten list dałem nie czytając… No i Starewicz do mnie mówi: »Proszę pana, gdyby on błagał o łaskę, to mógłbym coś zrobić, ale on napisał, że prokurator jest łajdakiem, oskarżenie jest kłamliwe - ja nie mogę nic zrobić«. No i przesiedział trzy lata” – napisał Kisiel. „A umarł… właściwie chciał umrzeć. Przecież zapił się już tak śmiertelnie, że jeszcze w karetce pogotowia wyjął butelkę i pił” – dodał. „Bardzo go żałuję, lubiłem go. Byłem na procesie, byłem jego rzecznikiem w Związku Literatów, ale wiele mu nie pomogłem” – podsumował.
„Iredyński należał do pierwszego powojennego pokolenia, które wyrosło w realiach Polski Ludowej; okres socrealizmu przeżył w szkole, a po »odwilży« znalazł się już w zupełnie innym świecie. Jego dojrzewanie było niezwykle gwałtowne. Lejący się strumieniami alkohol i burzliwe, pełne ekscesów zachowania były jednym z elementów kreacji środowiska, w którym się obracał, jego sposobem na życie. Sam Iredyński podsycał swoją legendę polskiego Geneta, »demona zła«” - czytamy w programie jego sztuki „Kreacja” (Teatr Narodowy, 2010).
- Był ofiarą czasów, w których żył – powiedziała PAP Małgorzata Raducha, autorka biografii Iredyńskiego pt. „Gra w butelkę” (2015). - Doprowadzono go do skrajności. Po sfingowanym gwałcie został skazany w wyreżyserowanym, pokazowym procesie, a następnie osadzony w jednym z najcięższych więzień w Polsce – Sztumie, w którym nadal kilka osób bezpośrednio go inwigilowało i donosiło władzom, jak się zachowuje i co robi - dodała.
Urodził się w Stanisławowie 4 czerwca 1939 r. Unikał rozmów o rodzinnym domu. „Jakby wychynął z przestrzeni bezimiennej, z nieistniejącego krajobrazu, nikt go nie wychował, a nawet nikt go nie urodził. To znaczy nikt, do kogo chciałby się przyznać” - napisał Roman Śliwonik („Portrety z bufetem w tle”, 2001).
Był synem Antoniego Iredyńskiego – oficera Oddziału II Sztabu Generalnego WP, który przeszedł szlak bojowy z Andersem, a w 1948 r. wrócił do Bochni, gdzie Ireneusz mieszkał pod opieką jego matki i sióstr. Bo żona, Aleksandra z domu Ziołecka, w połowie wojny oddała syna pod ich opiekę.
Ojciec, „bojąc się, czy wychowywany przez baby wyrośnie na mężczyznę, sadystycznie go bił”. „Gdy odwiedziłem go kiedyś z Irkiem, miał kolekcję kijów i dyscyplin, którymi ćwiczył syna, choć jednocześnie też poświęcony mu »ołtarzyk« - recenzje, wywiady” - wspominał poeta Krzysztof Mrozowski (1943-2017), w książce Joanny Siedleckiej pt. „Obława. Losy pisarzy represjonowanych” (2005).
- Iredyński był postacią bardzo złożoną i skomplikowaną. Porzucenie przez matkę we wczesnym dzieciństwie oraz wychowanie przez surowe ciotki i ojca-oprawcę na pewno wpłynęło na jego sposób funkcjonowania w świecie, a także relacje z kobietami – oceniła Małgorzata Raducha.
Jako 14-latek „rozpoczął samodzielne życie, chwytał się różnych zajęć, dlatego właśnie tak wcześnie zaczął pić; zapijać biedę” – przypomniał Mrozowski. Podkreślił, że chociaż Iredyński nie zrobił matury, to był bardzo oczytany. Przyjaźnił się z ks. Karolem Wojtyłą, wikarym kościoła św. Floriana w Krakowie. Poznali się zresztą wcześniej - gdy Ireneusz miał siedem lat, Wojtyła ochrzcił go w Niegowici.
W 1955 r. debiutował wierszem „Podhale zimą” w „Dzienniku Polskim”. Kolejne wiersze wydał w tomie pt. „Wszystko jest obok” (1959). W tym samym roku jako „Umberto Pesco” opublikował kryminał „Ryba płynie za mordercą”. Jako autor dwóch książek, mógł wstąpić - 12 czerwca 1959 r.- do Związku Literatów Polskich.
Przeniósł się do Warszawy, gdzie znalazł się w kręgu pisma „Współczesność”. W 1960 r. Teatr Wybrzeże wystawił „Męczeństwo z przymiarką” – debiut dramaturgiczny 21-letniego Iredyńskiego. W 1961 r. sztuka trafiła do warszawskiego Teatru Ateneum. „Z 25 dramatów, jakie napisał, wszystkie zostały wystawione” – czytamy w „Encyklopedii Teatru Polskiego”. Grano je w latach 60. i 70. na scenach całej Polski i za granicą; prezentowano w Teatrze Telewizji. Dla Teatru Polskiego Radia napisał kilkadziesiąt słuchowisk.
„Iredyński był jednym z nielicznych pisarzy, dla których gatunek literacki nie stanowił żadnej bariery” – napisał Piotr Müldner-Nieckowski w posłowiu do „Dzieł zebranych Iredyńskiego” (2009), przywołując przykład słuchowiska „Okno”, w którym autor „stworzył niezwykle nośną metaforę tajemnicy ludzkiego życia, fascynującej, ale z natury rzeczy niedostępnej i niepojętej”. Utwór stał się później opowiadaniem, sztuką teatralną i filmem fabularnym. „Nie były to zwykłe przeróbki, ale raczej »wariacje na temat«, każda oryginalna i zajmująca” – ocenił Müldner-Nieckowski.
Trauma dzieciństwa, doświadczenie ojcowskiej przemocy, miała wpływ na życie pisarza. „Kiedyś moja przyjaciółka Anna M., lekarz psychiatra, będąc w nastroju liryczno-refleksyjnym powiedziała mi, że jestem pisarzem jednego tematu, a właściwie jednej sytuacji: przemocy. I miała rację” - napisał w programie do „Żegnaj, Judaszu” wyreżyserowanego przez Konrada Swinarskiego w Starym Teatrze (1971).
Pisał też teksty piosenek, m.in. dla Jerzego Połomskiego, Alicji Majewskiej, Joanny Rawik i Czesława Niemena. Tworzył scenariusze filmów, m.in.: „Śmierć w środkowym pokoju” (1965), „Kardiogram” (1971), „Przejście podziemne” (1973 – we współpracy z Krzysztofem Kieślowskim) i „Magiczne ognie” (1983).
Jego powodzenie kłuło w oczy wielu. „Ci ludzie, którzy gdzieś tam walczyli o jakiś ryczałt, o kawalerkę, o jakiś samochodzik z dykty – zazdrościli mu” – powiedziała Joanna Siedlecka w „Erracie do biografii Iredyńskiego” (TVP, 2010). Niechęć do Iredyńskiego - wyrażoną z użyciem wulgaryzmów - można też znaleźć w korespondencji Stanisława Lema ze Sławomirem Mrożkiem („Listy 1956–1978”, 2011).
Powieścią „Dzień oszusta” (1962) Iredyński rozwścieczył I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułkę. „Za przykładem niektórych ekstremistów znad Sekwany zaczęto i u nas lansować tzw. antypowieść i antyfilm, a co gorsza, zaczęto głosić filozofię beznadziejności i rozpaczy, zagubienia i samotności człowieka, filozofię bezsensu życia, zaczęto przenosić bezkrytycznie na nasz grunt poglądy z innego świata, ze świata kapitalizmu skazanego przez historię na zagładę” - pienił się Gomułka na XIII Plenum KC PZPR w lipcu 1963 r. „Jaskrawym przykładem może tu służyć twórczość młodego pisarza — Ireneusza Iredyńskiego. W niektórych jego utworach mamy ekstrakt cynizmu. Osiągnął on dno rynsztoku” - ocenił tow. „Wiesław”.
18 grudnia 1965 r. ,„Życie Warszawy” doniosło, że Ireneusz Iredyński - literat, i Edward Bernstein - reżyser, „działając wspólnie i w porozumieniu, przy użyciu siły fizycznej usiłowali dokonać gwałtu na 19-letniej dziewczynie, którą doprowadzili podstępnie do mieszkania znajomych. Pokrzywdzonej udało się zbiec i powiadomić pogotowie MO”.
Środowisko uważało, że Iredyńskiego wrobiono - faktycznie jednak skazano go wówczas za coś innego.
„55 lat temu Ireneusz Iredyński pobił i zgwałcił moją narzeczoną Annę Mackiewicz i za to poszedł siedzieć” - mówił malarz, Witold Kaczanowski (1932-2025) w wywiadzie pt. „Losy Polski ważyły się w domu wariatów”, („Plus Minus”, 2015). „Ojciec Anny, od razu chciał pójść z tym na milicję, tylko że my – Ania i ja – nie chcieliśmy, żeby o sprawie dowiedzieli się wszyscy wokół nas. Mój ojciec rozumiał naszą decyzję, lecz mimo wszystko skontaktował doktora Mackiewicza z odpowiednią osobą w KC” - wyjaśnił. Wujem Kaczanowskiego był Zenon Kliszko. „Prawdopodobnie to on był tą figurą z Biura Politycznego, do której zwrócił się ojciec Anny. Uważam, że po nieudanej próbie oficjalnego śledztwa zapadła decyzja o przeprowadzeniu prowokacji wobec Iredyńskiego” – ujawnił Kaczanowski. „Opinia, że Iredyński cierpiał w więzieniu trzy lata z powodów politycznych, czyni go ofiarą reżimu komunistycznego, co jest kompletną bzdurą” - podkreślił.
Inny opis wydarzenia zawiera teczka Iredyńskiego, z materiałami Służby Bezpieczeństwa - był inwigilowany w latach 1958-75. „Z rozmów przeprowadzonych z Witoldem Kaczanowskim wraz z jego żoną Anną wynika, że w sierpniu ub. R. Iredyński umówił się z Kaczanowską na Starym Rynku, a następnie zaprowadził ją do mieszkania na Wiejskiej, gdzie przetrzymywał ją całą noc. Kaczanowska mówiła, że po wejściu do mieszkania Iredyński rozebrał się do naga, krzyczał, płakał, itp. Kaczanowska twierdzi, że nie miała z nim stosunku i poza nimi nikogo w mieszkaniu nie było. Kaczanowska poznała Iredyńskiego nieco wcześniej i spotykała się z nim po kawiarniach. Mąż Kaczanowskiej rozbił z tego powodu awantury” – czytamy w notatce służbowej z 15 marca 1962 r.
Stanisław Brejdygant powiedział autorce „Gry w butelkę”, że Anna była „największą miłością Iredyńskiego”. W 1978 r. Iredyński wykorzystał amerykańskie stypendium twórcze, by spotkać się z nią, mieszkającą wówczas w Sherbrooke w Kanadzie. Tam „przeżyli mieszczańskie pół roku sielanki”. „Stamtąd Irek pisał do Brejdyganta, pytając, czy ma się z Anną ożenić. Znając siebie, swój charakter i mając w pamięci także te najgorsze chwile z początku ich romansu jeszcze w Warszawie, zdawał sobie sprawę, że dalsze bycie razem nie jest możliwe. Wiedział o sile swojej autodestrukcji więc wrócił” – napisała Małgorzata Raducha.
27 stycznia 1966 r. Iredyński i Żebrowski dostali trzyletnie wyroki. Interwencja Jerzego Putramenta, członka KC PZPR, umożliwiła Iredyńskiemu pracę twórczą za kratami. Doświadczeń więziennych nie przywoływał w publikacjach ani rozmowach. Szydził z podejmowania w literaturze wątku zbrodni i kary. „Stalin wymordował dziesiątki milionów i pochowali go z honorami. Kara to sprawa wydumana” – miał rzec już po uwolnieniu.
19 listopada 1981 r. w stołecznym Teatrze Polskim miała prapremierę sztuka Iredyńskiego pt. „Ołtarz wzniesiony sobie”. „To rzecz o narodzinach cynizmu jako przyjętej podświadomie i świadomie zaaprobowanej zasadzie życia” – napisał w programie spektaklu Krzysztof Mętrak. „Cynik nie neguje istnienia wartości moralnych, tyle tylko, że traktuje je instrumentalnie, wedle własnego pożytku” – wyjaśnił. (PAP)
Paweł Tomczyk, Iwona L. Konieczna
ilk/ top/ lm/


