
Pozostaje jednym z najbardziej wpływowych ludzi w Polsce. Mimo jednoczącego już kilka pokoleń Polaków uwielbienia jego twórczości Edmund Niziurski nie doczekał się jeszcze Narodowego Czytania swoich książek. Pisarz – wychowawca, a nie skandalista – zmarł 9 października 2013 roku.
„Niziurski był jednym z wielkich polskich pisarzy XX wieku – wielkich poprzez swój wpływ formacyjny. Należę do pokolenia, w którym każdy chłopak znał Niziurskiego. Jeżeli można do czegokolwiek porównać ten fenomen, to chyba tylko do oddziaływania Barei w zakresie kinematografii” – ocenił filozof i historyk idei Dariusz Gawin („Teologia Polityczna”, 2017). „Niziurskiego czytali wszyscy, za jego sprawą ustanowiły się punkty odwoławcze, które zawsze są istotne w rozpoznawaniu przez pokolenie własnej tożsamości. Jak na pisarza jest to bardzo dużo, ponieważ trudno dziś o taki wpływ w kulturze” – podkreślił.
„Był wybitnym pisarzem” – powiedział PAP Jerzy Pilch w 2016 roku. „Jego najbardziej znana praca, »Sposób na Alcybiadesa«, która jest dla mnie wzorem powieści, wykracza wysoko ponad konwencję literatury młodzieżowej. Przypuszczam, że jego książki ukształtowały mnie w jakiejś mierze, czytałem go bowiem zachłannie. Moje kryterium literatury jest takie, że do literatury należy książka, do której się wraca. Reszta to obiekty jednorazowego użytku. Do większości się nie wraca, do Niziurskiego wracało się wielokrotnie” – podkreślił.
– To był mój ukochany, najwspanialszy dziadek, jakiego mogłam mieć, bardzo ciepły, serdeczny, troskliwy… Nie zapomnę spacerów po Łazienkach, wypadów do Powsina, wyjazdów do Zakopanego – to właśnie on zaraził mnie miłością do gór – mówi PAP dziennikarka Sonia Sobczyk-Grygiel. – Opowiadał mi niezwykłe baśnie, które sam wymyślał – nie występowali w nich co prawda Wieńczysław Nieszczególny, doktor Bogumił Kadryll czy Chryzostom Cherlawy, ale były porywające, słuchałam ich z zapartym tchem. Moim ulubionym bohaterem tych opowieści był Odyseusz.
"To był mój ukochany, najwspanialszy dziadek, jakiego mogłam mieć, bardzo ciepły, serdeczny, troskliwy… Nie zapomnę spacerów po Łazienkach, wypadów do Powsina, wyjazdów do Zakopanego – to właśnie on zaraził mnie miłością do gór" – mówi PAP dziennikarka Sonia Sobczyk-Grygiel.
Wnuczka Edmunda Niziurskiego wspomina, że w domu dziadków było zawsze żywe zainteresowanie sferą publiczną, czytano dużo prasy. – To też w dużej mierze przesądziło o tym, że zostałam dziennikarką – dodaje. Pierwszą książką dziadka, którą przeczytała, były „Niewiarygodne przygody Marka Piegusa”.
– Wciąż pozostaje moją ulubioną, zarówno ze względu na tytułową „niewiarygodność”, niezrównany humor, jak i warszawskie realia. Z dzisiejszej perspektywy doceniam też to, jak ujmował realia społeczno-polityczne – na przykład w „Pięciu melonach na rękę”, w których opis transformacji ustrojowej jest prawdziwy i dość bolesny, a zarazem okraszony czarnym humorem – mówi Sonia Sobczyk-Grygiel.
Ukochanym pisarzem kilku pokoleń Polaków Edmund Niziurski pozostaje do dziś. Co niestety odciska się na jego postrzeganiu, ponieważ twórczość dla dzieci i młodzieży nadal bywa traktowana jako aktywność wyłącznie zarobkowa – podobnie jak pisanie kryminałów. W wielu wywiadach dziennikarze zarzucali Edmundowi Niziurskiemu „chowanie się w apolitycznej młodzieżowej niszy”. Za czasów realnego socjalizmu niektórzy taki rodzaj pisarstwa postrzegali jako formę eskapizmu – i ten stereotyp wciąż się dobrze miewa.
„W ogóle jestem bałaganiarz nie z tej ziemi i żyję bez planu, a tu trzeba z ołówkiem w ręku, jak wujek Ciołkosz, który jest planistą Miejskiego Zakładu Pogrzebowego. Wujek twierdzi, że podstawą dynamicznego rozwoju jego przedsiębiorstwa jest gospodarka planowa” – pisał „schowany w apolitycznej młodzieżowej niszy” autor w wydanej w 1975 roku – a więc samym środku dekady gierkowskiej – powieści „Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego”.
– Mam wrażenie, że Niziurskiemu nigdy nie zostanie oddana należna sprawiedliwość, bo on nie pisał dla snobów, krytyków ani autorytetów przyznających rozmaite nagrody; pisał dla nas, to znaczy dla ludzi, których dzieciństwo i młodość przypadły na II połowę XX wieku. Budował naszą wiarę w sens dobra i przyjaźni – mówi PAP dramaturg Wojciech Tomczyk, scenarzysta filmu „Spona”, nakręconego przez Waldemara Szarka na podstawie „Sposobu na Alcybiadesa”. – Myślę, że pewnym „zadośćuczynieniem” dlań mogłoby być „Narodowe czytanie” którejś z jego książek – setna rocznica urodzin Niziurskiego przypadająca w lipcu tego roku była niewątpliwie dobrą do tego okazją. Niestety niewykorzystaną – odium „pisarza dla dzieci i młodzieży” wciąż mu szkodzi – podsumowuje.
Ciepły, a nawet entuzjastyczny stosunek do książek Edmunda Niziurskiego łączy już dzisiaj kilka pokoleń. Realia z jego powieści tworzą kod, dzięki któremu miłośnicy jego twórczości potrafią się rozpoznać, przywołując nazwiska bohaterów, powieściowe sytuacje, cytując całe fragmenty – niewątpliwie odtworzenie z pamięci wiersza Wątłusza ze „Sposobu na Alcybiadesa” „Zachodzi Słońce nad Wędzarnią krwawo” świadczy o wyższym – „siódmym wtajemniczeniu”. Krzysztof Varga, autor biografii Niziurskiego zatytułowanej „Księga dla starych urwisów”, powszechny entuzjazm dla jego twórczości nazwał: „Wspólnotą Polaków ponad podziałami”.
Jego zdaniem życie Edmunda
ego nie dostarczyło zbyt wiele dramatycznego materiału. „To było życie spokojne, rodzinne, uładzone i pracowite. Niziurski czas dzielił między pisanie a rodzinę, kompletnie nie brał udziału w życiu literackim, podobnie jak właściwie nie angażował się za bardzo w życie społeczne, a nawet towarzyskie. On nie miał kawiarnianych przygód, burzliwych romansów, nie zdarzyły się w jego życiu jakieś poważniejsze zaangażowania polityczne ani po stronie władzy, ani opozycji” – wyjaśnił Varga. „W knajpach nie przesiadywał – nie da się wycisnąć z tego barwnej biografii” – narzekał z pewną taką – chyba jednak? – przewrotnością.
Przyszły pisarz urodził się 10 lipca 1925 r. w Kielcach. Uczył się w gimnazjum im. Jana Śniadeckiego.
„Przed wojną wykształcenie automatycznie dawało awans. Uczeń w mundurku gimnazjalnym był w każdych okolicznościach, nawet w zwykłym sklepie, poważniej traktowany niż jego nieumundurowany rówieśnik. Bo już należał do elity i było to dlań powodem do dumy. Pamiętam, że pierwszą rzeczą, którą zrobiłem po zdaniu egzaminu do gimnazjum, była wizyta u czapnika. Kupiłem sobie czapkę gimnazjalną, bo nie stać mnie było na cały mundur. Paradowałem w tej czapce przez całe wakacje, mimo że były upały, aby wszyscy wiedzieli, że jestem gimnazjalistą” – wspominał Niziurski w rozmowie z „Rzeczpospolitą” (2000). „Sprawa wykształcenia była bezdyskusyjna, bo decydująca o całym życiu. Moi rodzice nie dojadaliby, ale na pewno opłaciliby moją szkołę” – podkreślił.
Pisarzem postanowił zostać, gdy miał lat 13, po przeczytaniu „Szatana z siódmej klasy” Kornela Makuszyńskiego. „Nabył gruby zeszyt i pieczołowicie zaczął go wypełniać treścią. Kiedy dotarł do 70. strony, stwierdził, że dalej nie ma już o czym pisać, bo na wcześniejszych kartach uśmiercił kolejno wszystkich bohaterów. Tę lekcję literackiej niedojrzałości zapamiętał na długo” – przypomniał Janusz R. Kowalczyk (culture.pl).
Naukę przerwała wojna. Wraz z rodziną został ewakuowany na Węgry. Tam po raz pierwszy wystąpił w roli nauczyciela. „Mając piętnaście lat, uczyłem pierwocin francuskiego ludzi, którzy potem przedzierali się do armii Sikorskiego we Francji” – wspominał Niziurski.
Do okupowanej Polski wrócił w 1940 r. Pracował jako robotnik w suchedniowskiej Hucie Ludwików i praktykant rolny w majątku Jeleniec pod Ostrowcem Świętokrzyskim. Po zakończeniu wojny kontynuował studia prawnicze na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiował też dziennikarstwo w Wyższej Szkole Nauk Społecznych w Krakowie i socjologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Mieszkał i pracował w Katowicach i Kielcach, a od 1952 roku - w Warszawie.
Po raz drugi nauczycielem został już po wojnie.
„Kiedy pracowałem już jako aplikant w Kielcach, bardzo brakowało mi pieniędzy. Byłem żonaty, drugie dziecko było w drodze. Siostra żony, która chodziła do gimnazjum dla dorosłych, powiedziała, że tam brakuje historyka. Niewiele myśląc, udałem się do dyrektora szkoły, który początkowo osłupiał, ponieważ nie było zwyczaju, by nauczyciel przychodził z ulicy. Zaangażował mnie jednak bez żadnych pytań. Prawdopodobnie podejrzewał, że mogę być skierowany przez organy partyjne jako swoisty kontroler” – opowiadał Niziurski. „I tak do końca roku szkolnego uczyłem przerośniętą nieco, osiemnasto-, dziewiętnastoletnią, przeważnie pracującą młodzież. To były czasy powojenne, nadrabianie zaległości. Byłem całkiem poważnym profesorem. Rodzice przychodzili do mnie na wywiadówki, brałem udział w radach pedagogicznych” – dodał.
Po zakończeniu roku szkolnego zrezygnował, bo „to jednak były dosyć nędzne pieniądze”. A ponadto dyrektor gimnazjum zdążył wreszcie ustalić, że jednak „nikt za Niziurskim nie stoi”.
Zadebiutował w 1944 r. w wydawanym przez Armię Krajową „Biuletynie Informacyjnym”, w którym opublikował wiersz. Później współpracował z czasopismami: „Płomykiem”, „Światem Młodych”, „Wsią” oraz z Polskim Radiem jako autor słuchowisk. Był zawodowym pisarzem i traktował to raczej jako rzemiosło niż powołanie.
Napisaną w 1954 roku „Księgę urwisów” krytyk Michał Komar uznał za „jedyną powieść, która ocalała z socrealizmu”. „Niziurski to człowiek obdarzony nieprawdopodobnym zmysłem obserwacji, słuchem językowym i poczuciem humoru. To są najważniejsze cechy pisarskie. Przecież powieść dla młodych ludzi »Zwierzoczłekoupiór« Tadeusza Konwickiego jest arcydziełem literatury. Gdyby ktoś się nad tym zastanowił, toby to zauważył” – powiedział Komar „Rzeczpospolitej” w artykule „Świat ciepłych wzruszeń” (1998).
„Tak jest, świerszczyku mój” – jak powtarzał Chryzostom Cherlawy, najprawdopodobniej trawestując w ten sposób frazę z wiersza Marii Konopnickiej „Świerszczyk”.
Do fascynacji twórczością Niziurskiego przyznał się w tym samym artykule Jerzy Pilch, który swój felieton o Andrzeju Gołocie opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” – opatrzył w dwa motta. Jednym był fragment wiersza noblistki Wisławy Szymborskiej, drugim – ostatnia zwrotka z wiersza wspomnianego już wyżej Wątłusza: „Kiedy ci walka na pięści zbrzydła, Poezji rozwiń skrzydła!”.
„Mój sąsiad w rodzinnej Wiśle był przystojny, wysportowany i znikał gdzieś wieczorami. Uznałem więc, że może być szpiegiem. Nawet założyłem sobie specjalny zeszyt obserwacyjny, w którym notowałem wszystkie jego podejrzane zachowania” – opowiadał Pilch, wyjaśniając, że zrobił to pod wpływem „Księgi urwisów”. „Dziś wiem, że po prostu chodził na d…, ale wtedy byłem przekonany, że regularnie nadaje do Monachium” – wspominał ówczesny felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Młodszym miłośnikom Niziurskiego trzeba przypomnieć, że w Monachium mieściła się Rozgłośnia Polska Radia Wolna Europa, uznawana przez peerelowskie władze za „dywersyjną” i konsekwentnie – choć na szczęście niezbyt skutecznie – zagłuszana.
Do innych obserwacji przyznał się sam Niziurski. „Nudząc się nader często na lekcjach, zabawiałem się studiowaniem fizjonomii profesorów. Miałem zwyczaj upartego wpatrywania się w nich. Najpierw patrzyłem na obiekt przez okulary nieruchomo jak wąż, potem zsuwałem szkła na nos i ustawiałem pod kątem, zauważyłem bowiem, że pod pewnym kątem widzenia wszyscy wyglądają karykaturalnie” – opowiadał w „Ćwiartce losu”. „Być może niektórzy nauczyciele sądzili, że w ten sposób nabijam się z nich. Nauczyciel francuskiego, któremu też w końcu podpadłem, kiedyś nie wytrzymał tego spojrzenia, wyrzucił mnie za drzwi i wpisał pod moim adresem horrendalną uwagę do dziennika klasowego. Pamiętam, że wybronił mnie potem nasz wychowawca, polonista, któremu zawsze podobały się moje wypracowania” – opisywał swoje nieuświadomione jeszcze zapewne przygotowania do przyszłej pracy literackiej.
„Złoty okres” Niziurskiego zaczął się od „Niewiarygodnych przygód Marka Piegusa” (1959) i sięgał po powieść „Szkolny lud, Okulla i ja” (1982), obejmując książki, które ukazały się w latach 60. i 70. XX wieku: „Sposób na Alcybiadesa”, „Siódme wtajemniczenie”, „Awanturę w Niekłaju” oraz trylogię odrzywolską, czyli „Naprzód, wspaniali!”, „Kosmiczne awantury” i „Adelo, zrozum mnie”. Te powieści mają dynamiczną, często sensacyjną akcję – najbardziej ceniony przez czytelników w różnym wieku jest charakterystyczny dla Niziurskiego nieco absurdalny humor i językowa wirtuozeria.
„Jestem ogólnie sfrustrowany – wyjaśnił brodaty młodzieniec. – Jest to smutek ontologiczny, eschatologiczny i diaboliczny, który nie przeradza się w płacz, lecz kąsa mnie na sucho” – czytamy w „Klubie Włóczykijów”.
– „Twarz końska? Raczej muła” – Nikt chyba tak jak on nie wzbogacił mojego osobistego słownika języka polskiego – ocenia Wojciech Tomczyk, przypominając szczegół zdradzający Wieńczysława Nieszczególnego.
Sam Niziurski mówił, że pisząc historie o 13-, 14-latkach, dawał im mentalność nieco starszych chłopców, „naddatek intelektualny”, gdyż uważał, że czytelnik powinien aspirować do ich poziomu. W ten sposób próbował w sposób bardzo dyskretny wychowywać czytelnika. Zygmunt Miłoszewski stwierdził, że pisarz ten przeniósł w czasy PRL-u etos przedwojennej inteligencji. „Sposób na Alcybiadesa” oparty jest na prawdziwej historii z kieleckiego gimnazjum, naprawdę uczniowie opracowali sposoby na opanowanie profesorów i przekazywali je sobie z pokolenia na pokolenie. Ciamciara to młody Niziurski.
W opisanych przezeń peerelowskich szkołach nie uczą języka rosyjskiego – nie darmo ukochanym pisarzem Niziurskiego był Stefan Żeromski, autor „Syzyfowych prac”.
Edmund Niziurski zmarł 9 października 2013 roku w Warszawie. Pochowany jest na Starych Powązkach.
„To dzięki Niziurskiemu zaczęliśmy myśleć, a niektórzy z nas, o zgrozo, zaczęli pisać. I stało się tak, że wprawdzie my, Niziurszczycy, nie powołaliśmy własnej partii, stowarzyszenia czy, o ile wiem, nawet loży, ale jesteśmy obecni w polskim życiu publicznym. Czasem, rzadko, bo rzadko, ale nadajemy mu ton” – powiedział Wojciech Tomczyk na pogrzebie pisarza. „Co ciekawe, jesteśmy obecni po obu stronach barykady, zarówno wśród Blokerów, jak i wśród Matusów. Dzieje się tak dlatego, że dostąpiliśmy Siódmego Wtajemniczenia i dzięki temu wiemy, jak jest naprawdę. Edmund Niziurski we współczesnej Polsce był i jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi. To oczywiście nigdy nie znajdzie odbicia w żadnych rankingach” – ocenił.
Rok 2025 został ustanowiony Rokiem Edmunda Niziurskiego w Kielcach – szkoda, że tylko tam.
W sobotę, 11 października, w warszawskim Domu Spotkań z Historią odbędzie się „Dzień z Niziurskim”.
Agata Szwedowicz, Paweł Tomczyk (PAP)
aszw/ pj/ top/ miś/