55 lat temu, 25 września 1967 r., w Londynie zmarł generał Stanisław Sosabowski, organizator i dowódca słynnej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, na czele której walczył w 1944 r. w operacji „Market Garden”. Po klęsce był obwiniany za jej niepowodzenie.
„Może on być wzorem, jak postępować powinien wyższy Dowódca na obczyźnie, a więc w warunkach z natury rzeczy drażliwych i skomplikowanych, które w naszym wypadku stały się trudniejszymi ponad zwykłą miarę. W obliczu niepomyślnego dla nas rozwoju sytuacji politycznej i stosunków międzysojuszniczych” – napisał w 1967 r. we wstępie do wspomnień Sosabowskiego jego dowódca, wódz naczelny gen. Kazimierz Sosnkowski. Należeli do tego samego pokolenia, które miało za sobą doświadczenie walki o niepodległość w czasie I wojny światowej. Ostatnie lata jego życia naznaczyły gorzkie doświadczenia życia na emigracji, z dala od kraju rządzonego przez komunistów.
Przyszły dowódca polskich spadochroniarzy urodził się 8 maja 1892 r. w Stanisławowie. Gdy miał zaledwie cztery lata zmarł jego ojciec. Był wychowywany przez matkę w niezwykle skromnych warunkach. Bardzo wcześnie zarabiał na życie korepetycjami z matematyki i francuskiego. Angażował się także w działalność kształtującego się w Galicji polskiego życia społecznego. Od 1905 r. działał w Związku Młodzieży Polskiej „Zet”, a kilka lat później w ruchu harcerskim i drużynach strzeleckich. Podobnie jak dla wielu innych harcerzy i strzelców był to okres przygotowania do przyszłej walki o niepodległość.
Poprosił o przeniesienie do Lublina. Tam, wraz z kilkoma innymi oficerami polskimi, utworzył organizację konspiracyjną, która umożliwiała polskim żołnierzom dezercję oraz przygotowywała się do przejęcia kontroli nad magazynami broni. Udało im się bezkrwawo przejąć władze w mieście i już 1 listopada 1918 r. na placu katedralnym w Lublinie polscy żołnierze dawnej armii austriackiej złożyli przysięgę na wierność odradzającemu się państwu.
Władze austriackie nie zgodziły się na jego służbę w Legionach. Walczył w Galicji, między innymi podczas niezwykle ciężkich walk zimą 1915 r. 15 czerwca tego samego roku został ciężko ranny podczas boju pod Brześciem nad Bugiem. Postrzał w kolano na kilka lat pozbawił go pełnej sprawności prawej nogi. Kilka miesięcy później, za męstwo w walkach z Rosjanami i doświadczenie zdobyte w ruchu strzeleckim otrzymał awans oficerski. Od 1917 r. pracował w archiwum wojskowym. Dzięki wiedzy na temat sytuacji na froncie wiedział, że klęska państw centralnych jest bardzo bliska. Poprosił o przeniesienie do Lublina. Tam, wraz z kilkoma innymi oficerami polskimi, utworzył organizację konspiracyjną, która umożliwiała polskim żołnierzom dezercję oraz przygotowywała się do przejęcia kontroli nad magazynami broni. Udało im się bezkrwawo przejąć władze w mieście i już 1 listopada 1918 r. na placu katedralnym w Lublinie polscy żołnierze dawnej armii austriackiej złożyli przysięgę na wierność odradzającemu się państwu. Dwa tygodnie później otrzymał awans do stopnia kapitana.
Ciężka rana odniesiona w 1915 r. uniemożliwiła mu walkę w wojnie z bolszewikami. Pracował w Ministerstwie Spraw Wojskowych. Dopiero w 1927 r. powrócił do służby liniowej. Dowodził m.in. 3 Pułkiem Strzelców Podhalańskich. Był oceniany jako oficer o ogromnej inicjatywie i niezależności od przełożonych, ale także stawiający swoim podkomendnym bardzo wysokie wymagania. Pod koniec lat trzydziestych rodziną Sosabowskich wstrząsnęła tragedia. Jego młodszy, szesnastoletni syn Jacek postrzelił się śmiertelnie z pistoletu ojca. Był to nieszczęśliwy wypadek lub samobójstwo spowodowane niesprostaniem surowym wymaganiom, które stawiał przed nim jego ojciec.
W ostatnich miesiącach, awansowany do stopnia pułkownika, przygotowywał do wojny 21 Warszawski Pułk Piechoty „Dzieci Warszawy”. Na początku września jego pułk walczył na północnym Mazowszu w ramach 8 Dywizji Piechoty. Zdaniem innych dowódców dywizji swoją postawą i inicjatywą uchronił całą jednostkę przed rozbiciem. Po niemal tygodniu ciężkich walk odwrotowych na czele pułku dotarł do Modlina. Od 13 września pułk Sosabowskiego bronił wschodniego odcinka obrony Warszawy. Był inicjatorem wielu ataków nocnych na pozycje niemieckie. Polecił wykorzystywać zabudowania miejskie do organizowania ufortyfikowanych punktów obrony. Z ogromną niechęcią przyjął decyzję o kapitulacji Warszawy. Rozważał przebicie się ze swoim pułkiem w stronę sił Armii Czerwonej, ponieważ zakładał, że są wrogie wobec Niemców.
Hasłem brygady stało się zawołanie: „Najkrótszą drogą!”. Spadochroniarze marzyli, że w kluczowym momencie wojny wylądują w okupowanej Polsce i wesprą jej wyzwolenie. Symbolem tych nadziei było nadanie w czerwcu tego roku sztandaru brygady, który został użyty w okupowanym kraju, a następnie przewieziony do Wielkiej Brytanii w ramach operacji „Most I”
Na czele swoich żołnierzy udających się do niewoli dotarł do Żyrardowa. Tam, wraz z synem, podjęli decyzję o ucieczce i powrocie do Warszawy. Niemal natychmiast rozpoczął pracę konspiracyjną w Służbie Zwycięstwu Polski. Na polecenie dowódcy podziemia gen. Michała Karaszewicza-Tokarzewskiego pod koniec października udał się do Łodzi, aby zainicjować powstanie struktur SZP. Znacznie trudniejszym zadaniem był wyjazd do okupowanego przez sowietów Lwowa, a następnie do Budapesztu. Sosabowski miał stworzyć szlak przerzutu środków finansowych na budowę struktur konspiracyjnych. Pod koniec grudnia 1939 r. dotarł do Paryża. Brał udział w pracach sztabowych, w których rozważano wykorzystanie wojsk spadochronowych do wsparcia przyszłego powstania powszechnego w okupowanym kraju. Wiosną został dowódcą piechoty w ramach 4 Dywizji Piechoty. W momencie niemieckiego ataku na Francję tylko 1/3 żołnierzy dywizji była uzbrojona. W połowie czerwca dowódca dywizji gen. Rudolf Dreszer podjął decyzję o przebijaniu się dywizji do portów nad kanałem La Manche. Do Wielkiej Brytanii dotarło 6 tysięcy żołnierzy. Wśród nich był płk Sosabowski.
Już latem 1940 r. Sosabowski postanowił, że dowodzona przez niego nowa 4 Kadrowa Brygada Strzelców będzie w przyszłości jednostką spadochronową. Przez wiele miesięcy jej głównym zadaniem było jednak zabezpieczenie wschodniego wybrzeża Szkocji przed ewentualnym desantem niemieckim. We wrześniu 1941 r. zapadła formalna decyzja o przekształceniu jednostki w 1 Samodzielną Brygadę Spadochronową. „Gdy przyjdzie chwila, jak orły zwycięskie spadniecie na wroga” – powiedział wówczas do swoich żołnierzy. Wśród przyszłych spadochroniarzy wzbudzał ogromny szacunek. „Średniego wzrostu, o atletycznej budowie, z pochyloną do przodu głową jak u żubra z Białowieży, krzaczaste brwi, spod których patrzyła para czujnych oczu z błyskiem wilka” – wspominał jeden z jego podkomendnych. Twardy charakter Sosabowskiego sprawiał, że popadał w konflikty z sojusznikami, między innymi dowódcą brytyjskiej dywizji spadochroniarz gen. Frederickiem Browningiem, który chciał włączyć brygadę w skład swojej dywizji. Uniemożliwiłoby to użycie polskich spadochroniarzy do walki o wyzwolenie okupowanego kraju.
Hasłem brygady stało się zawołanie: „Najkrótszą drogą!”. Spadochroniarze marzyli, że w kluczowym momencie wojny wylądują w okupowanej Polsce i wesprą jej wyzwolenie. Symbolem tych nadziei było nadanie w czerwcu tego roku sztandaru brygady, który został użyty w okupowanym kraju, a następnie przewieziony do Wielkiej Brytanii w ramach operacji „Most I”. Dowódca spadochroniarzy został zaś awansowany do stopnia generała brygady. Jednocześnie polscy spadochroniarze znaleźli się pod zwierzchnictwem Naczelnego Dowódcy Alianckich Sił Ekspedycyjnych.
W niezwykle trudnej operacji mieli wziąć udział Polacy. Generał Stanisław Sosabowski, po zapoznaniu się z założeniami operacji Market Garden, zgłosił poważne wątpliwości co do szans jej zrealizowania. Jego głos został zlekceważony. Polacy musieli po prostu wykonać wydany im rozkaz.
Wciąż jednak żywiono nadzieję na walkę o wyzwolenie Polski. W okupowanym kraju gen. Tadeusz „Bór” Komorowski, na kilka dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego depeszował do Londynu: „Jesteśmy gotowi w każdej chwili do walki o Warszawę. Przybycie do tej walki Brygady Spadochronowej będzie miało olbrzymie znaczenie polityczne i taktyczne”. Gdy polskie Naczelne Dowództwo zwróciło się do Anglików z prośbą o wysłanie brygady nad Wisłę, spotkało się z odmową. Po wybuchu powstania wśród polskich spadochroniarzy narastało rozgoryczenie, spowodowane postawą sojuszników. Sosabowskiemu udało się jednak utrzymać dyscyplinę w szeregach. Z wojskowego punktu widzenia przerzucenie tak wielkiej jednostki do Polski byłoby możliwe jedynie w wypadku całkowitego załamania Niemiec. Zrzut do płonącego miasta był wykluczony.
Pod koniec sierpnia 1944 r., po wyzwoleniu północnej Francji i Belgii, sprzymierzeni stanęli u granic Holandii. Niedawno osiągnięte sukcesy zrodziły jednak wśród alianckich dowódców przekonanie, że wystarczy jedno śmiałe natarcie, by ostatecznie rozbić Niemców i zmusić ich do kapitulacji. Tak zrodził się pomysł operacji Market Garden. Przygotowany przez marszałka Bernarda Montgomery’ego plan zakładał przebicie w niemieckich liniach przeszło stukilometrowego korytarza, wiodącego ku mostom na Renie. Amerykańskim, brytyjskim i polskim spadochroniarzom powierzono zadanie opanowania przepraw nad plątaniną holenderskich rzek i kanałów. W utworzony w ten sposób korytarz miały się wedrzeć brytyjskie jednostki pancerne, które przekroczywszy Ren, rozpoczęłyby natarcie w kierunku Berlina. „Monty” miał nadzieję, że dzięki operacji wojna zakończy się przed Bożym Narodzeniem.
W niezwykle trudnej operacji mieli wziąć udział Polacy. Generał Stanisław Sosabowski, po zapoznaniu się z założeniami operacji Market Garden, zgłosił poważne wątpliwości co do szans jej zrealizowania. Jego głos został zlekceważony. Polacy musieli po prostu wykonać wydany im rozkaz.
Pierwsze polskie oddziały zostały włączone do walki 18 września. „Było uczucie goryczy, bowiem wszystkim było wiadome, że do Polski nie lecimy, tylko na front zachodni” – wspominał ten moment gen. Sosabowski.
17 września amerykańscy spadochroniarze opanowali mosty w rejonie Eindhoven i Nijmegen. Brytyjska 1 Dywizja Powietrzno-Desantowa, zrzucona w rejonie Arnhem, znalazła się jednak w pułapce. Część oddziałów otoczona została przez Niemców w samym mieście, a pozostałe siły, nie dysponujące odpowiednim sprzętem i środkami transportu, nie mogły im przyjść z odsieczą.
Pierwsze polskie oddziały zostały włączone do walki 18 września. „Było uczucie goryczy, bowiem wszystkim było wiadome, że do Polski nie lecimy, tylko na front zachodni” – wspominał ten moment gen. Sosabowski. Wobec załamania pogody, kolejne desanty dotarły dopiero 21 i 23 września. W walkach wzięło udział ponad 1000 polskich żołnierzy – wśród nich gen. Sosabowski. Polakom powierzono karkołomne zadanie sforsowania Renu i przyjścia z odsieczą brytyjskiej dywizji, walczącej na północ od rzeki. Ponieważ nie dostarczono łodzi, które umożliwiłyby przeprawę, jedynie 250 żołnierzy zdołało pokonać Ren w gumowych pontonach. Pozostali, okrążeni przez przeciwnika, bronili się w miasteczku Driel. Nie nadchodziła pomoc brytyjskich wojsk pancernych. Spadochroniarze, stale atakowani przez Niemców, byli w krytycznej sytuacji. 25 września postanowiono ewakuację na południowy brzeg Renu. Odwrót z ogromnym poświęceniem osłaniali Polacy. Brytyjska 1 Dywizja została unicestwiona. Aliantom nie udało się zdobyć przyczółków, umożliwiających przeprawę przez Ren. Generał Frederick Browning, dowódca brytyjskiego I Korpusu Powietrzno-Desantowego z chłodnym cynizmem podsumował porażkę: „poszliśmy o jeden most za daleko”.
Straty polskiej brygady wyniosły 378 poległych, rannych i zaginionych. Najwyżsi dowódcy alianccy, nie chcąc wziąć na siebie odpowiedzialności za porażkę, zrzucili winę na gen. Sosabowskiego. Zapominając o formułowanych przezeń przed bitwą zastrzeżeniach, zarzucali mu niechęć do współpracy na polu walki. Generał wkrótce pozbawiony został dowodzenia.
Zmarł w 1967 roku. Dwa lata później jego prochy spoczęły na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. W stulecie niepodległości prezydent Andrzej Duda odznaczył generała Orderem Orła Białego.
Po wojnie pozostał na emigracji. Mimo że służył pod brytyjskimi rozkazami, nie przyznano mu należnej wojskowej emerytury. Musiał pracować jako skromny magazynier. Działał w środowisku kombatantów swojej brygady. W 1957 r. opublikował wspomnienia „Najkrótszą drogą”. Tuż przed śmiercią ukończył kolejną książkę – „Droga wiodła ugorem”. „Twarde i ugorne było całe moje życie, ale było też w nim wiele jasnych chwil. Wtedy, gdy naocznie przekonywałem się, iż wysiłek mój i tych, którzy mi zawierzyli i szli za mną nie był daremny” – pisał.
Zmarł w 1967 roku. Dwa lata później jego prochy spoczęły na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. W stulecie niepodległości prezydent Andrzej Duda odznaczył generała Orderem Orła Białego.(PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/ dki/