80 lat temu, od 12 do 15 października 1942 r., niemieccy okupanci przeprowadzili w Radomiu i Rożkach cztery publiczne egzekucje, w których zamordowali 50 Polaków. Wśród nich byli konspiratorzy związani z Fabryką Broni w Radomiu, aresztowani po nieudanej akcji podziemia.
W połowie 1942 r. wykryto, że szef Referatu II (wywiadu) Komendy Obwodu AK Końskie Maksymilian Szymański „Relampago” vel "Maks" podjął współpracę z Niemcami. Po zebraniu dowodów winy Dowództwo Obwodu podjęło decyzję o likwidacji konfidenta.
19 września 1942 r. z Radomia wyruszyła pociągiem grupa likwidacyjna pod dowództwem ppor. AK, Jerzego Ewarysta Żetyckiego „Andrzeja” w składzie: Mieczysław Wrona „Szymon”, Józef Grabosz „Bill”, Zbigniew Gołębiowski „Budrys”, Tadeusz Stelmaszczyk „Aron” oraz Mieczysław Kapel „Wróbel”. Na stacji kolejowej w Rożkach k. Radomia doszło do wymiany ognia z niemieckim patrolem. „Bill” zastrzelił jednego z żandarmów. W walce poległ jednak „Andrzej”, pozostałym członkom patrolu udało się zbiec. Na stacji aresztowano kilkanaście osób.
W pociągu, którym jechał patrol likwidacyjny, Niemcy odnaleźli dwa należące do niedoszłych zamachowców pistolety VIS kal. 9 mm. Uwagę badających miejsce zdarzenia techników Kriminalpolizei przyciągnęły numery seryjne broni, które okazały się identyczne z istniejącymi już numerami pistoletów służbowych funkcjonariusza niemieckiej Schutzpolizei oraz granatowego policjanta z Radomia. Niemcy zorientowali się, że to tzw. dubel – podwójna numeracja broni – a znalezione w Rożkach pistolety wyniesiono z Fabryki Broni w Radomiu. Śledztwo nadzorował komendant hitlerowskiej policji bezpieczeństwa (Sipo) na dystrykt radomski, SS-Sturmbannführer(major) Fritz Wilhelm Liphardt.
"Podczas wojny Niemcy kontynuowali montaż pistoletów VIS Radomiu, natomiast lufy do nich produkował austriacki koncern Steyr-Daimler-Puch AG w Oberdonau. Konspiratorzy mieli jednak dostęp do zapasu co najmniej kilkudziesięciu luf do VIS-ów, pochodzących jeszcze z 1939 r., i mogli je zamontować w egzemplarzach wyniesionych z radomskiej fabryki. Błąd polegał na tym, że z pistoletów znalezionych w Rożkach nie usunięto numerów seryjnych. To naprowadziło Niemców na ślad konspiracyjnej komórki w radomskiej Fabryce Broni" - powiedział PAP dr Sebastian Piątkowski z Delegatury IPN w Radomiu.
Historyk zaznaczył, że grupa likwidacyjna nie posiadała właściwych dokumentów, co miało tragiczne konsekwencje.
"Początkowo szło im fantastycznie, jednak ich czujność osłabła. Jeden z zamachowców miał przy sobie prawdziwą kenkartę (okupacyjny dokument tożsamości). Por. Żetycki „Andrzej” miał kenkartę z fałszywym nazwiskiem Walczak, lecz niestety wpisano do niej jego prawdziwy adres" - wyjaśnił dr Piątkowski.
W nocy z 24 na 25 września 1942 r. gestapowcy aresztowali 40 robotników Fabryki Broni w Radomiu. Wielu z nich należało do konspiracji. Osadzono ich w więzieniu przy ul. Malczewskiego, a następnie przesłuchiwano w siedzibie gestapo przy ul. Kościuszki 6, poddając torturom. W ciągu kilkunastu dni Niemcy zebrali kolejne dowody w sprawie i przystąpili do krwawego odwetu.
12 października 1942 r. przy stacji kolejowej Rożki na linii Radom–Skarżysko-Kamienna–Kraków zbudowano szubienice i powieszono ponad dziesięciu skazanych. Ciała zamordowanych wisiały tam przez cały dzień. Według relacji świadków każdy pociąg osobowy zatrzymywał się tam na piętnaście minut. Przerażający widok miał przemówić do wyobraźni polskiego społeczeństwa i je zastraszyć.
Następnego dnia hitlerowcy ustawili drugą szubienicę, przy szosie wylotowej z Radomia do Kielc. Powieszono tam kolejnych dziewięciu zakładników. Wśród nich byli należący do AK bracia Józef i Stefan Bołdokowie, Bolesław Dłużewski - również żołnierz AK - oraz pracownicy Fabryki Broni: Tadeusz Gałązka, Władysław Jastrzębski, Józef Saramonowicz oraz jego syn Zbigniew.
14 października na szubienicy ustawionej przed halą radomskiej Fabryki Broni pozbawiono życia kolejną grupę Polaków. Na oczach pracowników zakładu powieszono piętnaście osób, m.in. Mieczysława Dąbrówkę, Jana Kurysa, Stanisława Łozickiego, jego syn Mariana, Edwarda Rajskiego i Adama Rzeszota.
W czwartek 15 października 1942 r. na szubienicy przy szosie Radom–Warszawa powieszono ponad dziesięć osób, m.in. Halinę "Olgę" Bretsznajder – aktywną działaczkę harcerską, żołnierza Szarych Szeregów i AK; Eugeniusza Kurasiewicza, Władysława Leśniewskiego, Pelagię Matuszewską, Jana Nadolskiego, Adę Winczewską i jej teściową Stanisławę Winczewską.
"Czwartek był w Radomiu dniem targowym. Niemcom zależało na tym, by powieszonych widzieli rolnicy i mieszkańcy podradomskich wsi jadący na targ. Ciała miały wisieć przez cały dzień. Widok musiał być naprawdę przerażający. W aktach Delegatury Rządu znajduje się, nie wiem, na ile prawdziwa informacja, że tego dnia przejeżdżali samochodem niemieccy oficerowie z żonami, jedna z kobiet dostała na widok powieszonych ataku nerwowego i oficerowie ci mieli interweniować w gestapo, by natychmiast zdjęto ciała" - tłumaczył dr Piątkowski.
W czterech egzekucjach stracono łącznie 50 osób. Byli to mężczyźni i kobiety w różnym wieku, w większości osoby zaangażowane w działalność konspiracyjną, a także ich rodziny. Wielu aresztowanych wysłano do obozów koncentracyjnych.
Warto wspomnieć o tragicznych losach Józefa Winczewskiego. W chwili aresztowania liczył zaledwie 14 lat. Choć na szubienicach stracono członków jego rodziny, Niemcy – starający się zawsze nadawać akcjom represyjnym formy działania w majestacie prawa – nie zdecydowali się na uśmiercenie tak młodego człowieka. Przetrzymując go przez wiele miesięcy w więzieniu, czekano, aż ukończy 15. rok życia i będzie mógł stanąć przed niemieckim „sądem” jako osoba odpowiadająca w pełni za swe czyny. W lutym 1943 r. Winczewski został wywieziony na miejsce straceń i zamordowany.
25 lub 26 grudnia 1942 r. w Końskich pchor. AK Zygmunt Wyrwicz „Cumulus” i kpr. Tadeusz Jencz „Ksiądz” wykonali wyrok śmierci na zdrajcy - Maksymilianie Szymańskim "Relampago" vel "Maksie" - w jego własnym mieszkaniu przy ul. 3 Maja. Akcją dowodził pchor. Kazimierz „Wacek” Chojniarz.
"Konsekwencje strzelaniny w Rożkach okazały się tragiczne i trwały wiele miesięcy, aż do początku 1943 r. Konspiratorzy z grupy egzekucyjnej ukrywali się w okolicy Lipska i Ciepielowa, kilkadziesiąt kilometrów od Radomia. Mimo to Niemcy kontynuowali ich poszukiwania. Gdy jeden z konspiratorów - por. Mieczysław "Szymon" Wrona - przyjechał do rodzinnego domu w Radomiu, został tam zamordowany wraz z rodzicami. Ponownie zgubna okazała się niefrasobliwość: miał przy sobie dokumenty, w których były dane mówiące o tym, u kogo mieszkał i gdzie pracował w Ciepielowie. To spowodowało kolejną falę aresztowań już poza Radomiem i powiększyło liczbę zabitych" - podsumowuje dr Sebastian Piątkowski.(PAP)
autor: Maciej Replewicz
mr/ skp/