80 lat temu, 28 czerwca 1943 r., Niemcy zamordowali 25 mieszkańców wsi Cisie oraz co najmniej troje ukrywających się tam Żydów. Osoby oskarżone o udzielanie pomocy Żydom zostały rozstrzelane. Ich domy spalono - powiedziała PAP historyk z Muzeum Getta Warszawskiego oraz IPN dr Martyna Grądzka-Rejak.
"W momencie wybuchu II wojny światowej w Cegłowie i Cisiach mieszkało ok. 1000 osób, w tym ok. 20 rodzin żydowskich. W czwartym roku okupacji gromada Cisie liczyła 113 mieszkańców. Obecnie Cisie są częścią miasta Cegłów" - powiedziała PAP sekretarz gminy Cegłów Justyna Cholewińska-Michalczyk.
Po rozpoczęciu akcji deportacyjnej (tzw. Grossaktion) w warszawskim getcie w lipcu 1942 r. zlikwidowano również mniejsze getta na terenie Mazowsza. Działania te prowadzono w ramach Akcji „Reinhardt”, której celem była zagłada Żydów z Generalnego Gubernatorstwa. Część mieszkańców Niemcy zamordowali na miejscu, pozostałych zgładzono w obozie w Treblince. Co najmniej kilku polskich Żydów znalazło schronienie w oddalonych o niecałe 70 km od Warszawy Cisiach i Cegłowie. Nie wiemy, czy byli przedwojennym mieszkańcami tych terenów, czy też przypadkowymi uciekinierami z transportów.
"Jak w przypadku zbrodni popełnionych na innych polskich rodzinach, np. Książków, Kucharskich, Kowalskich, Obuchiewiczów, Skoczylasów i Ulmów, także w przypadku gromady Cisie prawdopodobnie zbrodnię poprzedził donos o fakcie udzielania pomocy Żydom. Rzadziej zdarzało się, że Niemcy wykrywali szukających ratunku Żydów przy okazji innych akcji, np. podczas obław przeciwpartyzanckich lub w innych okolicznościach" - wyjaśniła PAP historyk z Muzeum Getta Warszawskiego oraz IPN dr Martyna Grądzka-Rejak.
W niedzielę 27 czerwca 1943 r. w Cegłowie i Cisiach uroczyście obchodzono odpust św. Jana.
"Tradycję tę kultywowano mimo wojny i okupacji na terenie całego Generalnego Gubernatorstwa. To był już czwarty rok wojny, ludzie w pewnym stopniu przywykli do tej sytuacji i starali się żyć dalej. Niemcy wybrali termin pacyfikacji nieprzypadkowo, wykorzystali element zaskoczenia" - wskazała.
O świcie 28 czerwca 1943 r. wieś Cisie otoczyła grupa 120-150 niemieckich żandarmów z Mińska Mazowieckiego, w tym prawdopodobnie tzw. własowców - b. sowieckich żołnierzy, którzy przeszli na stronę niemiecką i kontynuowali służbę w oddziałach Wehrmachtu gen. Andrieja Własowa.
Na czele ekspedycji karnej stał komendant gestapo na powiat Mińsk Mazowiecki SS-Obersturmführer (porucznik) Johann Schmidt.
"Zarówno mieszkańców wsi, jak i gości, którzy przyjechali na uroczystości odpustowe, wyciągnięto z domów. Osoby oskarżone o udzielanie pomocy Żydom zostały rozstrzelane. Dla zastraszenia pozostałych przy życiu mieszkańców spalono co najmniej kilka domostw i zabudowań gospodarczych" – opowiadała dr Grądzka-Rejak.
28 czerwca 1943 r. Niemcy zamordowali 25 Polaków. Na liście ofiar byli: Aleksandra Araszkiewicz, Henryk Ceregra, Marcin Dąbrowski, Franciszek Fiutkowski, Aleksander Gąsior, Aleksandra Jaworska, jej dwuletnia córka Wiktoria, Tadeusz Lipiński, Zygmunt Małus, Stanisław Peżyk, Tomasz Płatek, Sylweriusz Płatek, Edward Rżysko, Władysław Sask, Eugeniusz Skwieciński, Marian Smater, Piotr Smater, Jan Szczęsny, Józefa Szyperska, Jan Wąsowski wraz z żoną Aleksandrą i synem Mieczysławem, Władysław Wójcicki, Jan Zagańczyk oraz Ludwik Zając. Wiesław Walczewski osadzony na Pawiaku i rozstrzelany 9 stycznia 1944 r. był dwudziestym szóstym zabitym mieszkańcem spacyfikowanej gromady.
"W Cisiach zamordowano co najmniej trójkę ukrywających się tam Żydów. Było to rodzeństwo Jojne, Mendel i Estera Goldsteinowie. O ile ustalenie tożsamości polskich ofiar jest relatywnie łatwe, bo pozostają w pamięci rodzin, sąsiadów, a ich dane figurują np. w księgach meldunkowych, to znacznie trudniejsze jest to w przypadku ukrywających się Żydów. Jeśli nie byli to dawni mieszkańcy danej miejscowości lub okolicznych wsi, znano ich co najwyżej tylko z imienia. Wtedy nikt nie notował nazwisk ukrywających się osób, a po zamordowaniu tych, którzy im pomagali, ginęła też pamięć o tożsamości ukrywanych" - podkreśliła badaczka.
Po wojnie oprawcy i uczestnicy wielu pacyfikacji nieczęsto ponosili karę za zbrodnie popełnione na terenie GG. W RFN dożywali zwykle stabilnej policyjnej emerytury. Odpowiedzialny za mord na rodzinie Ulmów w Markowej, komendant niemieckiej żandarmerii w Łańcucie oberleutnant Eilert Dieken do 1960 r. był powszechnie szanowanym policjantem w Esens (Dolna Saksonia). Wyjątkowa okazała się sytuacja, gdy główny zbrodniarz z Cegłowa i Cisiów - SS-Obersturmführer Schmidt przeżył swoje ofiary zaledwie o niecały miesiąc - 22 lipca 1943 r. żołnierze patrolu likwidacyjnego Kedywu Armii Krajowej Obwodu Mińsk Mazowiecki ("Mewa")- Stanisław Gelo "Samouk"/"Robert" i Tadeusz Pasik "Zuch" ze wsi Redzyńskie (gm. Latowicz) wykonali na nim wyrok śmierci, zatwierdzony przez Wojskowy Sąd Specjalny.
"Wyszedłem na ulicę Warszawską i krok za krokiem poszedłem za nim. Widzę, że on trwożliwie ogląda się na mnie. Podejrzałem go, że cywil wysłał go na zwiady. W tym momencie zauważyłem, jak czarny +Opel+ wyjeżdża na ulicę Warszawską [...]. Widzę, że Schmidt siedzi za kierownicą, a obok z prawej jego strony siedzi jakiś cywil. Boczne szyby wozu są opuszczone. Wyjmuję błyskawicznie zza pasa swojego Visa i w tym momencie, kiedy gestapowiec otworzył drzwi samochodu i zamierza wysiąść strzelam celując pod łopatkę z prawej strony. On bełkocząc coś po niemiecku zrobił gwałtowny ruch, prawą ręką uderzając siedzącego obok niego cywila w tył głowy. Tamten zsunął się z siedzenia i błaga o litość, ale już po polsku. Celuję w kark Niemca, naciskam język spustowy i słyszę klaśnięcie kurka - niewypał, psiakrew! Błyskawicznie wprowadzam drugi nabój z boku celując w klatkę piersiową gestapowca. Dobiegam do auta [...] strzelam" - wspominał "Robert" po wojnie.
Akcja odbyła się o godz. 8 rano przy ul. Warszawskiej 183. Według relacji wykonawcy wyroku pomocy w przygotowaniach i rozpoznaniu udzielił współpracujący z AK posterunkowy granatowej policji Tadeusz Witek z Latowicza.
"W 1964 r. w Cegłowie odsłonięto tablicę z nazwiskami ofiar niemieckiej pacyfikacji z 28 czerwca. Została ona niedawno odnowiona, a w 80. rocznicę złożymy tam kwiaty. Mieszkańcy pamiętają o tragedii, która się wtedy wydarzyła" - wskazała sekretarz gminy Cholewińska-Michalczyk.(PAP)
Maciej Replewicz
mr/ skp/