„Jakże dobrze być musi skrzypcom zapomnianym/Spać cicho w ciemnej trumnie z pachnącego drzewa/Gdybyż można – jak one – heblowane ściany/Wtedy tylko opuszczać, kiedy ma się śpiewać” – pisała, a jej wiersz opublikował „Skamander”. Halina Konopacka miała w rękach nie jeden talent. Rok 1926 był dla niej wyjątkowy – zadebiutowała jako poetka i po raz pierwszy oficjalnie pobiła rekord świata w rzucie dyskiem. Wysoka, szczupła, powszechnie uznawana za piękność. Właśnie w II Rzeczpospolitej wschodziła prawdziwa gwiazda.
Charakter od dzieciństwa
Wcale początkowo nie nazywała się Halina. Rodzice najmłodszej z trójki rodzeństwa dziewczynce nadali imiona Kazimiera Leokadia. Dziewczyna się z tym nie pogodziła. „Zaraz wracam. Lilka” – napisała na kartce, gdy wychodziła z domu.
Rodzice przystali na zmianę – zaczęli córkę nazywać Lilką, później musieli przyzwyczajać się do kolejnej zmiany – w miejsce Lilii pojawiła się Halina. Urodziła się w zamożnej rodzinie mieszczańskiej, która mieszkała w 150-metrowym mieszkaniu przy Grochowskiej w Warszawie. Ze sportem – co wcale nie było w owych czasach tak oczywiste – zetknęła się już w dzieciństwie. Ojciec, siostra i brat grali w tenisa. Ten ostatni Tadeusz, był prawdziwym pasjonatem sportu – został później piłkarzem, lekkoatletą i instruktorem Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego.
To właśnie brat spowodował, że pierwszy raz stanęła w sportowe szranki. Chodziła wówczas jeszcze do przedszkola. Tadeusz zabrał ją na plac zabaw, gdzie wzięła udział w konkursie rzutu piłki do celu. Okazała się najlepsza; w nagrodę dostała dużą kolorową piłkę. „Ten sukces był moją pierwszą sportową inspiracją” – wspominała po latach.
Ale do poważnych treningów było oczywiście jeszcze daleko. „W ogóle nie przypuszczałam kiedykolwiek, że zajmę się sportem (...) Uważałam się za niezmiernie zaszczyconą, kiedy w braku innego towarzystwa byłam nawoływana do odkopywania piłki. Kończyło się to jednak zawsze wyrokiem »nie masz o tym pojęcia«. Istotnie, i ja sądziłam, że nie mam o tym pojęcia i nigdy go mieć nie będę. »Sport« to było dla mnie takie okropnie męskie zajęcie, jak »wojna«, »pojedynek«, »kariera«”.
Tym bardziej, że sport był wówczas praktycznie domeną mężczyzn. „Kobiety potrzebne są na igrzyskach tylko po to, by na stadionie roztaczał się miły zapach i by pocieszać przegranych”, „Naszym zdaniem takie kobiece pół- olimpiady są niepraktyczne, nieinteresujące i nieeleganckie. Nie waham się dodać – niewłaściwe” – to słowa barona Pierre de Coubertina, twórcy nowożytnych Igrzysk. I nie było to zdanie odosobnione. W najlepszym razie kobiecy sport traktowano jako ciekawostkę.
Naturalny talent
Konopacka nie od razu trafiła do lekkoatletyki. Jej pierwszą miłością były narty. Na lekkoatletyczny stadion trafiła trochę przypadkowo. Jak mówiła, przyprowadził ją tam dziennikarz sportowy Tadeusz Semadeni. Leżały tam różne przyrządy, więc zaczęła skakać i rzucać. W 1924 r. wstąpiła do Akademickiego Związku Sportowego, co wywołało spore poruszenie: „To ta dziewczyna, która przepływa Wisłę?”.
„No, pomierzyli mnie, popatrzyli i kazali trenować” – opowiadała Halina. Tylko co? Trener klubowy Francuz Maurice Baquet nie miał wątpliwości: rzut dyskiem. Co prawda nie miała muskulatury, za to była niezwykle wysoka – mierzyła 181 cm przy wadze 66 kg i miała świetną koordynację ruchową. Już podczas pierwszych prób dyskiem o wadze 1,5 kg rzuciła 23 metry i 45 cm. Gry rok później obniżono wagę do 1 kg, poprawiła się o 10 metrów. „Po paru miesiącach treningów okazało się, że pobiłam rekord światowy, o czym nie miałam pojęcia” – wspominała.
Złota dama polskiego sportu
Było niedzielne wiosenne popołudnie 1925 r. Na stadionie warszawskiej Agrykoli niewielu widzów. „Stoję nie na mizernych trybunach, lecz po przeciwnej stronie za barierą, na trawniku. (...) Startuje tam pośród innych obiecująca dyskobolka AZS Halina Konopacka. Jest bardzo wysoka, przystojna, pięknie zbudowana, nogi i ręce wydają się dłuższe, niż może są w rzeczywistości. (...) Przy rzucie nie znać żadnego wysiłku, wszystkie obroty, skłony, wychylenia, wreszcie sam rzut dysku zaskakująco proste, naturalne.(...) Jeden z rzutów szczególnie daleki. Może będzie rekord Polski. Oczywiście zainteresowanie. Wystarczyła chwila i zainteresowanie przeistacza się w podniecenie. Biegają, mierzą, biegają. Nagle sensacja – rekord świata! Konopacka pobiła dotychczasowy rekord świata! (...) Halina Konopacka stoi w kaskadach wiosennego słońca, w złocistym płaszczu heroiny kuli ziemskiej” –zachwycał się naoczny świadek Stefan Flukowski, poeta i dramaturg. 33,40 ten rekord jest jeszcze nieoficjalny. Na ten uznany oficjalnie Konopacka będzie musiała poczekać jeszcze rok.
„Wkroczyła na sportowe boisko leciutko i szczęśliwie jak tancerka, gdy wchodzi na scenę, ufna w siłę swojego talentu, urody, dojrzałej sztuki” – podsumował po latach Krzysztof Zuchora, wykładowca Akademii Wychowania Fizycznego, we wstępie do tomiku jej wierszy.
Konopacka nie ograniczała się wyłącznie do rzutu dyskiem – z sukcesami trenowała też inne rzuty, a także skoki i biegi.
Więcej niż sportowiec
Gdy bije rekord świata jest już prawdziwą gwiazdą. „Halina była piękna. Rysy regularne, duże orzechowe oczy ze złotawym połyskiem, świeża cera, ciemne lśniące włosy. (...) Trzymała się prosto jak trzcina, a smukłość pomniejszała wrażenie, jakie wywierał nadmierny w tamtych czasach wzrost. Na zdjęciach góruje nad każdą ze sportsmenek, zazwyczaj nieco pochylona, z jedną nogą wysuniętą do przodu. Stoją obok niej, takie niskie, pękate. (...) Halina miała sylwetkę dzisiejszej modelki” – opisuje ją daleka kuzynka i biografka Agnieszka Metelska.
„Z pewnością nie mieściła się ona w ciasnym stereotypie sportsmenki. Była piękną kobietą, nosiła się niesłychanie elegancko, stąd przy okazji różnego rodzaju zawodów była prawdziwą ozdobą stadionów. Wystarczyłoby przypomnieć z kroniki życia towarzyskiego II Rzeczypospolitej długą listę prominentnych osobowości, w tym jednego premiera, które szalały za tą – jak pisała ówczesna prasa – kobietą posągowej urody” – mówił o niej w radiowym wywiadzie historyk dr Janusz Osica. Dziennikarze nazywali ją „złotą damą polskiego sportu” lub „współczesną Dianą”.
Gwiazda Halina Konopacka
Ta „posągowa kobieta” rolę życia odegra w 1928 r. Komitet Olimpijski z Igrzysk na Igrzyska coraz szerzej uchyla kobietom drzwi do startów. W Amsterdamie po raz pierwszy mają wystąpić lekkoatletki. Konopacka jest prawdopodobnie największą polską nadzieją na złoty medal.
Sam talent jednak nie wystarczy. Konopacka bardzo mocno trenuje. „Sportu bez entuzjazmu nie rozumiem. Sport uprawia się 'con amore'. Z potrzeby, na chłodno można uprawiać gimnastykę zdrowotną. W sporcie konieczny jest zapał. Sport wymaga poświęceń i samozaparcia. Kształtuje charakter. Jest piękny”. Ale nie wszędzie była podziwiana. Gdy trenowała u rodziny na wsi, ludzie gromadzili się, by popatrzeć, na nadzwyczaj jak na owe czasy wysoką, ubraną w dres, poczochraną dziewczynę. „Patrzta na tego babochłopa!” – pokrzykiwali.
Ale Konopackiej to nie zrażało, tym bardziej, że zaczęła szybko odnosić międzynarodowe sukcesy. Już w 1927 r. wygrywa plebiscyt „Przeglądu Sportowego” na najlepszego polskiego sportowca. 90 proc. nadesłanych kartek zawiera jej nazwisko. Rok później powtarza sukces.
Na ile jest popularna pokazują kłopoty reportera „Przeglądu”, który na początku kolejnego roku ma zrobić z nią wywiad. Konopacka przebywa w Krynicy Górskiej. „Najmarniejszy chłopak na posyłki wiedział (...), że nasza sława mieszka w Stelli”. Wszyscy wiedzieli też, że do 14 Konopacka trenuje narciarstwo, a po 17 udaje się na dancing. Wywiad udaje się zorganizować dopiero po kilku dniach. „Wyglądała doskonale, opalona, pogodna i pełna zapału. Bez najmniejszej żenady poinformowała, że nie zgadza się z zakazem Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, aby letni olimpijczycy nie używali nart. –Niech mi pan wierzy. Narty to doskonała zaprawa dla lekkoatlety (...) „Ale pani, broń Boże, nie skacze?”. Konopacka zapewniła, że tylko biega w lekkim terenie i trenuje gimnastykę: „Żyję tylko olimpiadą. To słowo mnie absorbuje całkowicie”.
Poszukiwania „Mazurka”
Wielki dzień nadchodzi 31 lipca 1928 r.
Na pozór wydaje się, że jest opanowana. Na śniadanie wchodzi w swojej ażurowej czerwonej czapeczce. Legenda głosi, że emocje nią jednak targają. „Dlaczego ta jajecznica jest taka słona?” – miała krzyknąć i rzucić talerzem o podłogę.
Na stadionie jest już spokojna. „Z szatni przez długi tunel wychodzę na boisko. Dopiero teraz widzę przytłaczającą potęgę stadionu. Wokoło szary mur ludzi, wobec których sylwetki nasze na ślicznie strzyżonej murawie boiska gubią się. Z trudem odnajduję biało-czerwone chorągiewki na trybunach, wśród rozkołysanego tłumu widzów (...) Jestem ogromnie podniecona. Moja mała biało-czerwona chorągiewka z boiska musi wyrosnąć w wielki sztandar i zawisnąć na najwyższym maszcie.(...) Wreszcie rzucam. Już pierwszy rzut przekonywa mnie, jak bardzo »chcę« pomaga do »mogę«. Zwyciężyłam i nie miałam siły cieszyć się ze swego zwycięstwa”.
Rekordy Konopackiej
Jej najlepszy wynik 39,62 jest też nowym rekordem świata.
„Zaraz po zakończeniu rzutów przyszła do nas na trybunę – wspominała kulomiotka Maria Miłobędzka. – Jeszcze w szlafroku, nim zdążyła się przebrać. Ściskaliśmy ją i podrzucaliśmy do góry. Inni patrzyli na nas zaszokowani i zgorszeni. W jakiś czas nastąpiła konsternacja. Gospodarze igrzysk nie spodziewali się naszego zwycięstwa i nie przygotowali Mazurka. Na szczęście szybko wysłano umyślnego po płytę do ambasady”.
W Polsce euforia, zauważana nawet na szczytach władzy, wówczas rzadko zdarzało się, by prezydent reagował na wydarzenia sportowe. Ale tym razem Ignacy Mościcki wysyła specjalną depeszę. „Serdeczne pozdrowienia p. H. Konopackiej. Zwycięstwo i wielki tryumf Polki wobec całego świata jest dowodem żywotności i niespożytej energii naszego narodu”.
W Amsterdamie spotyka ją jeszcze jedno wyróżnienie – dziennikarze wybierają ją ex auquo najpiękniejszą zawodniczką Igrzysk.
Olimpijka Konopacka
W Warszawie niemal prosto z peronu – Konopacka wraz z innymi medalistami udaje się do Belwederu, gdzie przyjmuje ich Józef Piłsudski. „Ach, to pani gdzieś tam w Amsterdamie zdobyła dla nas złoty medal! To dobrze! To służy Polsce!”. Dodał jeszcze, że wolałby, by młodzi ludzie, zamiast bić rekordy, ćwiczyli na wszystkich boiskach Polski, bo chciałby swoją młodzież widzieć piękną i zdrową. Konopacka – jak wspominała znacznie później gryzie się w język. „Dreszcz buntu przeleciał mi po grzbiecie, chciałam powiedzieć, że nie ma zwycięstwa bez zmagania, (...) wysiłku bez rozkoszy pokonania siebie, warunków, przeciwnika”.
Konopacka nie schodzi z pierwszych stron gazet, używając współczesnych określeń można ją nawet nazwać „celebrytką”. Warto przytoczyć jeden z prasowych opisów sporządzonych przez dziennikarza Tadeusza Grabowskiego.
Konopacka i polskie złoto
„Wielu zapewne sądzi, że znakomita nasza lekkoatletka to kobieta mięśni i treningu, pozbawiona niewieścich słabości i kobiecego czaru, od świtu do nocy rzucająca dyskiem, oszczepem i kulą, zjadająca na śniadanie jajecznicę np. z piętnastu jaj. Otóż nieprawda, Halina Konopacka jest zgrabną, wiotką, uroczą, ba – czarującą kobietą o regularnych rysach twarzy, pięknych, wesołych oczach i… wielkich zdolnościach poetyckich.(...) Dysk, narty, rakieta i pędzel malarski. Pchanie kuli i pisanie wierszy. Oszczep i hafcik richelieu. Sport i poezja? Kontrasty czy harmonia? (...) Kobieta o wspaniałej sprawności fizycznej i duszy poetki. Ideał starożytnej Hellady w nowoczesne obleczony szaty”.
Konopacka karierę sportową zakończyła w 1931 r. Wygrała m.in. po raz drugi światowe Igrzyska Kobiet. W 1939 r. popisała się jeszcze jednym niezwykłym wyczynem – prowadziła jedną z ciężarówek, którą po ataku Niemiec, wywożone było złoto banku polskiego. Ta misja też zakończyła się sukcesem. Po wojnie osiadła w Stanach Zjednoczonych. Zmarła w 1989 r.
Autor korzystał z książki Agnieszki Metelskiej „Złota. Legenda Haliny Konopackiej”.
Łukasz Starowieyski
Źródło: Muzeum Historii Polski