Działaliśmy od początku do końca strajku jak zgrany zespół i nie popełniliśmy - mówię absolutnie poważnie - żadnego błędu – podkreśla w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” historyk, działacz opozycji demokratycznej w PRL Bogdan Borusewicz.
"Gdybyśmy przegrali, co było prawdopodobne, nie byłoby o czym gadać. Ale wygraliśmy, więc sukces ma wielu ojców i matek, a najlepiej, żeby był tylko jeden. Przynajmniej tak uważają dzisiejszy związek i władza. Ale tak się nie dzieje w historii. Sierpeiń'80, strajk w stoczni, to była moja osobista decyzja. Lecz bez kolegów z opozycji, bez wieloletniej dłubaniny, bez warszawskiego +Robotnika+ i +Robotnika Wybrzeża+ nic by się nie udało. Działaliśmy od początku do końca strajku jak zgrany zespół i nie popełniliśmy - mówię absolutnie poważnie - żadnego błędu" - podkreślił Borusewicz w wywiadzie dla "GW".
"Wałęsa ciągnął strajk, ja pchałem, myślałem o taktyce i strategii oraz nie wychodziłem przed szereg. Do Sierpnia byłem liderem, w Sierpniu wiedziałem, że już niekoniecznie" - dodał obecny senator KO.
"Eksperci mądrze nam doradzali. Ludzie byli zdyscyplinowani i zdeterminowani. Nawet w Polsce zwyciężają czasem mądrość i rozwaga. Pilnowałem tego jak mogłem, bo szło w końcu o porozumienie. Siedzieliśmy na bujającej się łodzi nad wielką głębiną, na dodatek rozhuśtanej przez nas samych, więc musieliśmy ją uspokoić, żeby gdzieś dopłynąć" - podkreślił.
Borusewicz wskazał, że siłą "Solidarności" była jej otwartość. "Nigdy nie była ideologiczna, choć znajdowali się ludzie, którzy chcieli jej to narzucić jeszcze przed stanem wojennym" - stwierdził. Zwrócił też uwagę, że obecny związek zawodowy i obecna władza mają problem z "prawdziwą +Solidarnością+". "Powód pierwszy i zasadniczy - jej historyczni twórcy i przywódcy są dzisiaj po prostu gdzie indziej, również przez wierność zasadom, a władza i nowy związek nie mają żadnej biografii. Więcej - są zaprzeczeniem +Solidarności+ powstałej w Sierpniu '80. Boli ich to, więc przepisując historię, poprawiają sobie humor" - zaznaczył.(PAP)
kmz/ par/