Joanna Zatorska-Rosen, badaczka z Uniwersytetu Sztokholmskiego, znalazła w XVII-wiecznej książce polskiego szlachcica opłatki. Fot. Uniwersytet Sztokholmski.
O najstarszym zachowanym opłatku znalezionym w książce polskiego szlachcica Władysława Konstantego Wituskiego (1605-1655) oraz jego bibliotece zagrabionej przez Szwedów w XVII wieku opowiada w rozmowie z PAP dr Joanna Zatorska-Rosen, badaczka z Uniwersytetu Sztokholmskiego.
Zatorska-Rosen jest autorką rozprawy na temat biblioteki Wituskiego, wywiezionej z Polski przez wojska Szwecji podczas potopu szwedzkiego i przechowywanej do dziś na zamku Skokloster pod Uppsalą.
Badaczka przeanalizowała łącznie 83 pozycje należące do Polaka, napisane po łacinie, w języku polskim, francuskim i włoskim. Wśród nich są książki na temat historii, geografii i prawa, które ekspertka odnalazła w wielotysięcznym księgozbiorze właściciela zamku, Karola Gustawa Wrangla, szwedzkiego feldmarszałka i dowódcy podczas potopu szwedzkiego. Identyfikacja prawowitego właściciela woluminów była możliwa dzięki notatce proweniencyjnej, czyli podpisowi zawierającemu jego imię i nazwisko oraz funkcję.
Znaczną część biblioteki Wituskiego stanowią druki z zamkowej skrzyni z 208 polonikami, skatalogowanymi już wcześniej przez polskich badaczy. Według Zatorskiej-Rosen Wrangel, prawdopodobnie nie znając polskiego, mógł je zachować jako egzotyczny zbiorek, wpisujący się w XVII-wieczną modę na tworzenie gabinetów osobliwości. Badaczka dotarła również do źródeł w szwedzkim Archiwum Państwowym.
– Wituski był postacią absolutnie fascynującą z tego względu, że był jednym z pierwszych Polaków w historii, który wybrał się do Brazylii, co w latach 30. XVII w. nie było typową rozrywką polskiej szlachty – opowiada Zatorska-Rosén.
Do Ameryki Południowej Polak dotarł dzięki służbie w Holenderskiej Kompanii Zachodnioindyjskiej, w której zajmował się budową fortyfikacji. Na ekspertce duże wrażenie zrobiła relacja z jednej z podróży morskich szlachcica. Kiedy zmarł jego towarzysz, Wituski napisał: „Sprawiliśmy mu pogrzeb w rybich żołądkach”. – Pokazuje to także, jak niebezpieczne były wówczas podróże i jak odważnym musiał być człowiekiem – wnioskuje badaczka.
Z listów Wituskiego z Europy wynika natomiast, że jako dworzanin królewicza Aleksandra Karola Wazy odwiedzał europejskie dwory królewskie. W Kopenhadze miał nadzieję spotkać się z królem Chrystianem IV, do czego jednak nie doszło. W Anglii został przyjęty na dworze Karola I Stuarta.
Zdaniem Zatorskiej-Rosen najbardziej zaskakującym odkryciem było przetrwanie między kartkami jednego z woluminów opłatków, które według obecnego stanu wiedzy są najstarszymi zachowanymi, czyli pochodzą sprzed potopu szwedzkiego (1655-1660).
– Mogły być to, jak wspominał prof. Maciej Eder, autentyczne opłatki wigilijne, takie, którymi rodzina Wituskiego zamierzała się podzielić. Tradycja ta zaczyna się gdzieś w XVII wieku – podkreśla badaczka. Zwraca jednak uwagę, że należy wziąć pod uwagę również dwie inne możliwości, co było przedmiotem jej analizy. – W kancelariach szlacheckich opłatki były wykorzystywane do zabezpieczania listów na zasadzie odcisku, podobnie jak lakiem. Alternatywnie były traktowane jako przekąska, moczono je w miodzie i podawano dzieciom albo (serwowano - PAP) jako przekąskę do wina – wymienia.
Opłatki, białe mimo upływu czasu, zostały wyjęte z książki i są obecnie przechowywane w gablotce.
Sukcesem Zatorskiej-Rosen było rozszyfrowanie własnoręcznych adnotacji Wituskiego. – W książce o tematyce politycznej jest taki ustęp, że Rzeczpospolita nie potrzebuje fortyfikacji, do jej obrony wystarczą cnoty obywateli. Wituski nie wytrzymał i napisał na marginesie po łacinie: lepiej (bronić się - PAP) na dwa sposoby, czyli zarówno (przez) fortyfikacje, jak i dobre prowadzenie się – parafrazuje.
Ekspertka natknęła się również na notatki innych osób, co świadczy, że Wituski mógł książki nabyć lub odziedziczyć. – Wiele tekstów ma charakter gospodarski, umożliwiają one wgląd w rzeczywistość dworku szlacheckiego. Na przykład jak tworzyć proch, w jakich proporcjach łączyć składniki – wymienia.
Na pytanie, do czego służyła Wituskiemu biblioteka, Zatorska-Rosen odpowiada, że być może była przydatna w pracy politycznej. – Po powrocie do Polski był bardzo zaangażowanym politykiem, był wielokrotnie posłem na Sejm. Przy czym nigdy nie udało mu się uzyskać żadnego urzędu, który dałby mu dostęp do Senatu, co czyni jego postać interesującą w kontekście badań nad stanem kulturowym średniej szlachty – zauważa.
Dlaczego ten zbiór jest ważny?
– W Polsce w większości przypadków księgozbiory tej klasy społecznej rekonstruowane są na podstawie zachowanych inwentarzy, a nie wiemy, czy są one kompletne, a po drugie nie dostarczają one informacji o materialnych aspektach książek. Gdy obcujemy z fizycznymi książkami, to możemy w nich znaleźć opłatki, listy, notatki itd. Dodatkowo udało mi się zidentyfikować oprawę wykonaną przez krakowskiego introligatora Kaspra Rajmana – podkreśla.
Według Zatorskiej-Rosen w niektórych przypadkach biblioteka Wituskiego i jego życiorys się zazębiają. Z okresu studiów na Akademii Krakowskiej pochodzą druki okolicznościowe, mowy pisane przez studentów dla profesorów i odwrotnie oraz między studentami. – To jest trochę tak, jak my zapraszamy ludzi na Facebooku czy LinkedIn; tu można było się wymieniać druczkami. Potrzeby ludzkie nie zmieniają się, tylko środki – zauważa badaczka. Jej zdaniem interesujące są również cztery zeszyty szkolne szlachcica, dzięki którym udało się ustalić, że pobierał on nauki w kolegium jezuickim w Pułtusku.
Pytana o liczbę książek na zamku Skokloster, Zatorska-Rosen twierdzi, że nawet tamtejsza dyrekcja nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. Dawniej podawano, że może to być nawet 30 tys. woluminów, teraz uważa się, że jest ich mniej, ale prace inwentaryzacyjne wciąż trwają. Obecnie około 20 tys. tytułów jest zarejestrowanych w bazach zamkowych. Nie wiadomo, ile jest wśród nich poloników – przyznaje naukowczyni, która kontynuuje własne badania w tym kierunku.
Zatorska-Rosen w semestrze jesiennym uruchomiła pierwsze na Uniwersytecie Sztokholmskim zajęcia poświęcone polonikom w Szwecji. Badaczka omawia na nich ze studentami nie tylko dzieła literackie, ale też dzieła sztuki zachowane w muzeach i kościołach. – Przykładem jest Skokloster, gdzie na zamku możemy zobaczyć polskie książki, broń i dzieła sztuki, a obok w kościele jest polska ambona, chrzcielnica i ołtarz, wszystkie przywiezione z katedry w Oliwie (w Gdańsku - PAP) – przypomina.
Zwraca uwagę, że warto pamiętać, że nie wszystkie poloniki są łupami wojennymi - część trafiła do Szwecji ze względu na relacje obu państw. Mogły to być dary albo na przykład książki, które gromadził Zygmunt III Waza.
Ze Sztokholmu Daniel Zyśk (PAP)
zys/ akl/
