Święta Bożego Narodzenia w okupowanej Warszawie były obchodzone w tragicznym nastroju. Warszawiacy starali się jednak kultywować jak najwięcej tradycji bożonarodzeniowych – mówi PAP Michał Tomasz Wójciuk, historyk z działu historycznego Muzeum Powstania Warszawskiego.
Święta Bożego Narodzenia obchodzone w Warszawie podczas okupacji były naznaczone tragizmem i smutkiem. "Działania Niemców, m.in. przemoc i terror wymierzone w ludność polską i żydowską, powodowały ogromne spustoszenie w psychice Polaków. Niełatwo było o tym wszystkim zapomnieć, nawet w święta Bożego Narodzenia" – powiedział Michał Tomasz Wójciuk. Historyk wskazał również, że wiele rodzin spędzało święta w rozłące. "Należy pamiętać, że część żołnierzy Września ’39 przebywała w obozach jenieckich. Również część rodzin pozostała na terenie, który znalazł się pod okupacją sowiecką" – przypomniał.
Pomimo rzeczywistości wojennej warszawiacy starali się jednak spędzić ten czas wyjątkowo. "Chciano zachować chociaż iskierkę nadziei. Starano się sprawić, żeby te święta naprawdę były świętami" – podkreślił historyk.
Rozmówca PAP zaznaczył, że "tragizm był wyczuwalny podczas obchodów Bożego Narodzenia w każdym roku okupacji". "Wielka niepewność odnośnie do tego, co przyniesie nadchodzący czas, nie dawała o sobie zapomnieć. Były to zatem smutne święta" – zwrócił uwagę Wójciuk. Pomimo rzeczywistości wojennej warszawiacy starali się jednak spędzić ten czas wyjątkowo. "Chciano zachować chociaż iskierkę nadziei. Starano się sprawić, żeby te święta naprawdę były świętami" – podkreślił historyk.
Przygotowanie wigilii w sytuacji kryzysu oraz niemożności kupienia różnych produktów spożywczych nie było jednak łatwym zadaniem. "Produkty starano się mimo wszystko zdobywać, chociażby na czarnym rynku, bądź zastępować tradycyjne potrawy czymś innym" – zaznaczył Wójciuk.
Podczas wigilii niewątpliwie nie mogło zabraknąć opłatka. "W zdobyciu opłatka pomagały chociażby parafie. Jeżeli natomiast opłatka zabrakło, to do podzielenia się z najbliższymi mógł posłużyć chleb" – wyjaśnił historyk. "Znamy też relacje o pieczeniu opłatków w rodzinach. Tradycja dzielenia się opłatkiem – niezależnie od wojny – jest trwałym elementem wigilii i symbolem jedności" – dodał badacz.
W rozmowie z PAP historyk zwrócił także uwagę na to, że wygląd stołu wigilijnego zależał od sytuacji finansowej gospodarzy. "Część warszawiaków, która miała możliwości wynikające ze statusu finansowego, była w stanie pozyskać różne produkty, które nie były jednak dostępne dla większości mieszkańców miasta" – powiedział. Jak jednak dodał, "nawet zamożniejsza część warszawiaków ograniczała się do podstawowych potraw". Osoby mniej zamożne również starały się pozyskiwać produkty do przygotowania wigilijnych potraw na czarnym rynku, a także od znajomych lub korzystając z pomocy pośredników.
"Ciekawym zjawiskiem jest zastępowanie tradycyjnych potraw zamiennikami" – wskazał Wójciuk. Bardzo często na wigilijnym stole gościły rybki stynki, które smażono. Historyk powiedział, że "smażono również placki ziemniaczane, a także gotowano ziemniaki, które następnie zjadano z cebulą, gotowano też soję". "Mamy również jedną z relacji, z której dowiadujemy się, że zakonspirowany Związek Artystów Scen Polskich przygotował wigilię. To o tyle niesamowite wydarzenie, że uczestniczyło w niej 150 osób – jak wspominał aktor i reżyser Zbigniew Koczanowicz – a podczas wieczerzy podano zupę grzybową z kluskami, czarną kawę zbożową, a nawet po kawałeczku smażonego karpia, co było wysokiej klasy rarytasem" – zaznaczył rozmówca PAP.
Na świątecznym stole nie mogło zabraknąć słodyczy. Były pierniczki, pojawiały się także cukierki. "Pieczono też ciasto z marchwi. Było to pewnego rodzaju ciasto marchewkowe, choć smakowało ono inaczej niż nam dzisiaj znane. To ciasto było jednak substytutem słodkiego, które pojawia się na stole wigilijnym. Znamy też relację o pieczeniu piernika, do którego dodawano jako aromat napar kwiatu lipowego, co dawało niesamowite wrażenia zapachowe" – powiedział Wójciuk.
W czasie okupacji spotkania wigilijne były jednak utrudnione ze względu na godzinę policyjną. "W różnym okresie była ona wyznaczana na różne godziny. W 1939 r. obowiązywała bardzo wcześnie, ponieważ od godz. 20. W 1940 r. została wyznaczona później, ponieważ obowiązywała od godz. 23, a rok później – od godz. 22. Z kolei w latach 1942-1943 znów obowiązywała od godz. 20" – przypomniał rozmówca PAP. "To sprawiało, że tradycja spotkań rodzinnych w Wigilię jest zachwiana" - dodał. W tej sytuacji przy wigilijnym stole spotykano się na krótkie spotkanie po południu bądź przychodziło się przed godziną policyjną i zostawało na noc u gospodarzy wieczerzy.
Godzina policyjna uniemożliwiała również uczestniczenie w mszy św. pasterskiej. "Oczywiście w trakcie wojny pasterki były, ale nie w tym czasie, do którego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli o północy" – wyjaśnił Wójciuk. Pasterki były odprawiane o godz. 6 rano 25 grudnia, czyli w czasie, kiedy godzina policyjna była zakończona, a po ulicach można już było chodzić.
Tradycyjnym elementem świąt Bożego Narodzenia jest choinka, której mimo okupacyjnej rzeczywistości nie mogło zabraknąć. "Choinka nie mogła być jednak jakoś spektakularnie oświetlona, ponieważ obowiązywało zaciemnienie i był zakaz oświetlania z uwagi na ewentualne naloty lotnicze, a Niemcy tego ściśle przestrzegali" - zaznaczył rozmówca PAP. "Na okupacyjnych zdjęciach z mieszkania dziennikarza i varsavianisty Olgierda Budrewicza widzimy zapaloną świeczkę przymocowaną do choinkowej gałązki i zimne ognie. Zdjęcia z czasu okupacji pozwalają nam zobaczyć, jak choinki ubierano. Używano do tego papierowych łańcuchów, zabawek wykonanych z papieru, zdarzały się także szklane bombki. Pięknie wyglądała np. choinka w mieszkaniu, gdzie świętował z przyjaciółmi Zbigniew Jasiński +Rudy+, który w Powstaniu Warszawskim był dziennikarzem +Błyskawicy+, autorem wiersza +Żądamy amunicji+. Niewielkie drzewko z dużą liczbą ozdób w większości wykonanych własnoręcznie" – powiedział historyk. Aby światło z choinek nie wydostawało się na zewnątrz, dodatkowo starano się obudowywać okna elementami ciemnymi, które pozwalały na wyciemnienie pomieszczenia.
W okupacyjnej Warszawie starano się również kultywować zwyczaj kolędowania. "Śpiew jednak kojarzy się z radością, o której w wojennej niepewności o los bliskich znajdujących się w obozach koncentracyjnych czy w aresztach śledczych, a także członków partyzantki i konspiracji trudno było mówić" – podkreślił Wójciuk. W trakcie okupacji nie zaprzestano także spotkań jasełkowych, mimo że Niemcy zabronili tego rodzaju przedstawień z udziałem dzieci. "Takie spotkania się jednak odbywały, m.in. na Mokotowie. Ludzie po prostu potrzebowali kultywowania świątecznych tradycji" – zwrócił uwagę badacz.
W 1944 r., w opuszczonym i zniszczonym po Powstaniu Warszawskim mieście, święta Bożego Narodzenia wyglądały jednak zupełnie inaczej. "W tym roku warszawiacy obchodzili święta rozproszeni po różnych miejscach – po upadku zrywu część została przesiedlona na inne tereny Generalnego Gubernatorstwa, części przypadł los pracowników przymusowych w III Rzeszy, a jeszcze inna część trafiła do obozów jenieckich i koncentracyjnych" – wyjaśnił historyk.
Święta Bożego Narodzenia w czasie okupacji znalazły swoje odzwierciedlenie w czarnym humorze i w konspiracji satyrycznej. "W trakcie wojny narodził się nurt tworzenia utworów, które określilibyśmy dzisiaj jako paraświąteczne i parapastorałkowe. Były one śpiewane na melodię tradycyjnej kolędy lub pastorałki, jednak słowa były zmienione, zwłaszcza prześmiewcze, i dotyczyły panującej wówczas sytuacji. Wyśmiewano niemiecki terror, mając jednocześnie nadzieję, że wojna się kiedyś skończy" – powiedział Wójciuk. Częstym "bohaterem" tych piosenek był Adolf Hitler. Jak wyjaśnił rozmówca PAP, "był on w różny sposób przedstawiany jako element komiczny tych piosenek". W okresie okołoświątecznym w ścisłej konspiracji organizowano spotkania, na których takie utwory były prezentowane. Rysowano także karykatury diabła ze swastyką. "Miał on również rogi, które wyglądały jak SS-mańskie błyskawice" – wskazał historyk. "Rodziła się zatem sfera kultury, która była też sferą komiczną. Wyśmiewała okupanta, lecz i dawała nadzieję" – podkreślił.
W 1944 r., w opuszczonym i zniszczonym po Powstaniu Warszawskim mieście, święta Bożego Narodzenia wyglądały jednak zupełnie inaczej. "W tym roku warszawiacy obchodzili święta rozproszeni po różnych miejscach – po upadku zrywu część została przesiedlona na inne tereny Generalnego Gubernatorstwa, części przypadł los pracowników przymusowych w III Rzeszy, a jeszcze inna część trafiła do obozów jenieckich i koncentracyjnych" – wyjaśnił historyk. W Warszawie zostali jedynie robinsonowie. "Z ich wspomnień dowiadujemy się, że kultywowali oni tradycję Bożego Narodzenia, szczególnie Wigilii" – zaznaczył Michał Tomasz Wójciuk.(PAP)
Autorka: Anna Kruszyńska
akr/ skp/