Zabójstwo arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w 1914 r. sprowadziło na Europę koszmar wojny – największej i najkrwawszej od czasów napoleońskich. Polakom stworzyło jednak okoliczności, na które z upragnieniem czekali. Mocarstwa zaborcze stanęły po dwóch stronach barykady, co dawało szanse na zburzenie starego porządku świata i przywrócenie Polski na mapy po 123 latach zaborów.
Mieszkali z dala od ojczyzny, ale mieli to samo pragnienie, co rodacy żyjący pod zaborami – doczekać odrodzenia niepodległej Polski. Wybuch I wojny światowej zmobilizował nie tylko Polaków mieszkających pod jurysdykcją państw zaborczych, lecz także wywołał niemałe poruszenie wśród tych przebywających na emigracji. I nie ograniczało się ono do symbolicznego wsparcia. Dowodem tego był tzw. Camp Kościuszko – obóz w Kanadzie, który przeszkolił tysiące Polaków do walki o odzyskanie niepodległości.
Wieść o wybuchu konfliktu zbrojnego wywołała na ziemiach polskich duże poruszenie. Wojskowi, z Józefem Piłsudskim na czele, zaczęli pospiesznie formować oddziały zbrojne i wysyłać je do walki z zaborcą. W podobny sposób postanowili zaangażować się Polacy na emigracji – choć w ich przypadku droga na front była nieco dłuższa.
Polscy ochotnicy na Zachodzie
Niemal od razu po wybuchu Wielkiej Wojny polskie koła we Francji zgłosiły się do tamtejszych władz z prośbą o wyrażenie zgody na stworzenie własnych sił zbrojnych. Otrzymały ją, więc działacze mieszkający w tym kraju przystąpili do formowania polskich jednostek. Tworzone one były na zasadzie zaciągu ochotniczego – zgłaszali się do nich Polacy służący we francuskiej armii, jeńcy wojenni z wojsk państw centralnych oraz członkowie środowisk emigracyjnych z Francji, Stanów Zjednoczonych czy Kanady.
Początkowo oddziały te wchodziły w skład wojska francuskiego. Tak było chociażby z bajończykami – ochotnikami przeszkolonymi w Bajonnie, którzy stali się jednym z pododdziałów Legii Cudzoziemskiej. Paryż nie chciał tworzyć samodzielnych polskich jednostek ze względu na stanowczy sprzeciw Rosji, która była w tej wojnie sprzymierzona z Francją. Ale sytuacja się zmieniła.
4 czerwca 1917 r. ówczesny prezydent Francji Raymond Poincaré podpisał dekret powołujący uzbrojoną przez Paryż armię polskich ochotników. A 5 października tegoż roku przywódca Stanów Zjednoczonych Thomas Woodrow Wilson – w dużej mierze dzięki staraniom Ignacego Jana Paderewskiego – wydał podobny dekret zezwalający Polakom na sformowanie własnej armii. Sprawy nabrały rozpędu.
Camp Kościuszko
Agitacją polskich ochotników, napływających głównie z Francji, Stanów Zjednoczonych, Kanady i Brazylii, zajęło się Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” (Polish Falcons Gymnastic Society). Koszty szkolenia, wyposażenia i transportu armii wziął na siebie rząd francuski. Chętnych do walki o odrodzenie Polski zgłaszało się coraz więcej. Pojawił się jednak problem z miejscem ich przeszkolenia – ze względu na obowiązujące układy międzynarodowe nie można było tego zrobić na ziemi amerykańskiej. Z pomocą przyszła Kanada.
Udostępniła ona na ten cel przygraniczne miasto Niagara-on-the-Lake. To właśnie tam, w dawnym forcie obronnym, powstał obóz szkoleniowy dla polskich ochotników. Pomysł na jego patrona pojawił się niemal od razu – nikt nie pasowałby do tej roli lepiej niż Tadeusz Kościuszko, bohater walk o niepodległość zarówno Polski, jak i Stanów Zjednoczonych. Tak właśnie powstał The Tadeusz Kosciuszko Polish Army Training Camp – w skrócie: Camp Kosciuszko.
Historycy szacują, że łącznie liczyła ona w Stanach Zjednoczonych blisko cztery miliony ludzi. Niektórzy byli uciekinierami z ziem polskich zagarniętych przez zaborców, inni potomkami Polaków przybyłych do Ameryki przed wieloma laty.
Obóz zajmował powierzchnię 444 akrów, jednorazowo przebywało w nim od trzech od czterech tysięcy Polaków. Docierali głównie z nieodległego Buffalo w stanie Nowy Jork, w którym znajdowało się duże skupisko Polonii amerykańskiej. Historycy szacują, że łącznie liczyła ona w Stanach Zjednoczonych blisko cztery miliony ludzi. Niektórzy byli uciekinierami z ziem polskich zagarniętych przez zaborców, inni potomkami Polaków przybyłych do Ameryki przed wieloma laty.
Nierzadko zdarzało się, że ochotnicy nigdy nie mieli okazji poznać kraju ojców. Dzięki prężnej działalności organizacji polonijnych – jak choćby Związek Narodowy Polski czy Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie – poznali jednak jego kulturę i zostali wychowani w poczuciu głębokiego patriotyzmu. To zaprocentowało.
Otwarte serca Kanadyjczyków
Każdego dnia do kanadyjskiego obozu przybywały dziesiątki, jeśli nie setki polskich ochotników. Niagara-on-the-Lake, jako stosunkowo małe, prowincjonalne miasto, nigdy wcześniej nie doświadczyło takiego napływu gości, dlatego początkowo młodzi mężczyźni o obcych, słowiańskich korzeniach, budzili pewne obawy. Richard D. Merritt, pisarz zajmujący się historią tej miejscowości, twierdzi jednak, że miejscowi szybko przekonali się do polskich przybyszów.
Odbywały się spotkania oficerów, na których reprezentowane były kraje: Polska, Francja, Stany Zjednoczone i Kanada. Przy każdej okazji znajdowali się oficerowie, którzy ze względu na swoje środowisko i wykształcenie mieli różne ideały. Wszyscy współpracowali jednak w ramach jednej wielkie idei […] – nie tylko utworzenia narodowej Polski, ale i uwolnienia świat od ucisku, o którym Polacy nie tylko słyszeli, jak my na tym kontynencie, ale także odczuwali go na ciele i duszy
„Wkrótce okazało się, że byli to najbardziej zdyscyplinowani żołnierze, jakich widziało to miasteczko. […] Przed Polakami otwierano domy i serca” – powiedział w stacji TVN w 2020 r. W słowach o kanadyjskiej gościnności nie ma cienia przesady. Choć rekruci mieszkali głównie w namiotach, a zimą – w naprędce zbudowanych barakach, to wielu z nich było kwaterowanych w nieczynnych fabrykach, hotelach, budynkach publicznych, a nawet domach prywatnych. Często Kanadyjczycy udzielali schronienia polskim ochotnikom zupełnie bezpłatnie. Mało tego – na lokalnej poczcie i innych budynkach zaczęły pojawiać się informacje w języku polskim.
Obozem dowodził Kanadyjczyk – podpułkownik Arthur D’Orr LePan. Wojskowy zżył się z polskimi podkomendnymi i niejednokrotnie podkreślał ich dyscyplinę. Mimo solidnego przygotowania nie wszyscy mieli okazję wykorzystać zdobyte umiejętności na froncie. Przyszło im zmierzyć się z niespodziewanym przeciwnikiem. W 1918 r., wraz z nadejściem zimy w pobliżu miasta Niagara-on-the-Lake wybuchła epidemia hiszpanki. Członkowie polskiego obozu otrzymali od Kanadyjczyków niezbędną pomoc – szczególnym zaangażowaniem wykazała się Elizabeth C. Asher, nazywana przez nich aniołem miłosierdzia. Mimo jej ofiarności kilkudziesięciu Polaków zmarło na grypę.
Ciała większości z nich zostały pochowane na terenie udostępnionym przez proboszcza lokalnej parafii. Tak powstał cmentarz hallerczyków – prawdopodobnie jedyny polski cmentarz wojskowy na terenie Ameryki Północnej.
Kuźnia niepodległości
Camp Kościuszko funkcjonował osiemnaście miesięcy – przez ten czas wyszkolił ponad dwadzieścia dwa tysiące polskich ochotników, którzy trafili do utworzonej we Francji Błękitnej Armii generała Józefa Hallera. W 1919 r. armia ta została przewieziona koleją przez Niemcy do Polski, gdzie zasiliła szeregi Wojska Polskiego.
Choć I wojna światowa dobiegła już końca, nowoczesne i świetnie wyszkolone oddziały odegrały nieocenioną rolę w zabezpieczeniu wschodnich granic odrodzonego państwa. Wzięły udział w wojnie polsko-ukraińskiej oraz polsko-bolszewickiej, w czasie której starły się ze słynną armią konną generała Siemiona Budionnego. Historycy oceniają dziś, że bez armii generała Hallera – a więc i bez ochotników przeszkolonych w Niagara-on-the-Lake – nie byłoby niepodległej Polski.
Odnosząc się do okresu pracy w Camp Kościuszko, podpułkownik Arthur D’Orr LePan tak napisał w swoim pamiętniku: „Odbywały się spotkania oficerów, na których reprezentowane były kraje: Polska, Francja, Stany Zjednoczone i Kanada. Przy każdej okazji znajdowali się oficerowie, którzy ze względu na swoje środowisko i wykształcenie mieli różne ideały. Wszyscy współpracowali jednak w ramach jednej wielkie idei […] – nie tylko utworzenia narodowej Polski, ale i uwolnienia świat od ucisku, o którym Polacy nie tylko słyszeli, jak my na tym kontynencie, ale także odczuwali go na ciele i duszy”.
Autor: Natalia Pochroń
Źródło: Muzeum Historii Polski