U mojego ojca znaleziono książeczkę po polsku, zrobiono z niego „wroga narodu” – opowiadała Wanda Bilecka, Polka z Odessy, w nagraniu udostępnionym PAP. Matka, by przekazać mu paczkę do więzienia, musiała nocować na cmentarzu – wspominała.
"Życia pani Wandy nie można nazwać łatwym: była ona córką zabitego przez NKWD +wroga narodu+, która razem z matką całe dzieciństwo spędziła na zesłaniu w głodzie i nędzy. Mimo trudnych życiowych losów, pani Wanda zawsze pozostawała prawdziwą Polką, dobrą katoliczką i, co najważniejsze, dobrym, otwartym, życzliwym człowiekiem" - napisał Związek Polaków na Ukrainie Oddział im. Adama Mickiewicza w Odessie, który przekazał PAP nagranie wspomnień Bileckiej.
"Pamiętam, że aresztowali go jakoś latem. (...) Wyjeżdżaliśmy z mamą i bratem na wakacje na wieś. Tata bardzo płakał, kiedy nas odprowadzał. Biegł za pociągiem i krzyczał: Frania, dbaj o dzieci!" - opowiadała Bilecka. "Byliśmy tam może tydzień, nagle dziadek przysyła telegram mamie: natychmiast wyjeżdżaj, Franca aresztowali" - dodała.
"Nocą wywozili zmarłych. Podjeżdżał woźnica, pełno zmarłych, wszyscy nadzy. Mama to widziała: była tam dziura, do której wrzucali rozstrzelanych i z wierzchu przysypywali" (...). "Każdej nocy wywozili tych zmarłych" - dodała. "I wśród nich był tata. Bo później paczek już nie przyjmowali..." - opowiadała. Urodzony w 1902 roku Franc Bilecki był ofiarą represji lat 30.
"Mama zbiera się, wyjeżdża razem z nami. Przyjeżdża, wchodzi do domu. W domu wszystko przegrzebane. Na stole leżał portret mamy i taty. Portret był cały we łzach, jakby ktoś go oblał wodą - widocznie tak biedny płakał, żegnał się... Aresztowali go. Za co? Znaleźli książeczkę, polski modlitewnik. Znaleźli modlitwy, pieśni. Wszystko to zebrali i zrobili z niego wroga narodu" - kontynuowała.
Jak dodała, w książce poświęconej represjonowanym Odessy, napisano, że jej ojciec zmarł w szpitalu z powodu choroby serca, jednak kobieta twierdziła, że to nieprawda. "Tatę zakatowano. A skąd wiedzieliśmy? Moja mama nosiła do niego (do aresztu) paczki. Mężczyźni nosili kalesony. Mama prała je, przekazywała tacie, tata oddawał, mama znowu prała i niosła do więzienia. I nadszedł okres świąteczny. Mama poszła wymienić jego bieliznę. Przychodzi do domu, namoczyła je. Patrzy na kalesony - co tam jest takiego? A tam na kalesonach napisano: (po polsku) +Ze świętami winszuję Bożego Narodzenia+. (po rosyjsku) Frania, chroń dzieci. Bardzo mnie torturują. Nie wytrzymam. Żegnaj". "Na kalesonach tata chemicznym ołówkiem napisał pożegnanie" - podkreśliła Bilecka.
Jak poinformowała, jej ojca pochowano na cmentarzu nr 2 w Odessie, naprzeciwko aresztu, w którym był więziony. "Mama nawet to widziała. (...) Bo mama, żeby przekazać ojcu paczkę, musiała nocować na cmentarzu - bo była długa kolejka, a po przekroczeniu pewnego czasu już paczek nie przyjmowali. Więc mama z siostrą taty szły tam na noc i nocowały na naszym, polskim cmentarzu, chowały się w wykopanym dole na trumnę, by ich nikt nie widział, bo chodziła milicja i sprawdzała" - opowiadała.
Bilecka spędziła dzieciństwo z matką na zsyłce. "Dobrze, że był to Kirowohrad, bo przecież na Sybir wysyłali! Tam pewnie byśmy nie przeżyli" - mówiła.
"Nocą wywozili zmarłych. Podjeżdżał woźnica, pełno zmarłych, wszyscy nadzy. Mama to widziała: była tam dziura, do której wrzucali rozstrzelanych i z wierzchu przysypywali" (...). "Każdej nocy wywozili tych zmarłych" - dodała. "I wśród nich był tata. Bo później paczek już nie przyjmowali..." - opowiadała. Urodzony w 1902 roku Franc Bilecki był ofiarą represji lat 30.
Bilecka spędziła dzieciństwo z matką na zsyłce. "Dobrze, że był to Kirowohrad, bo przecież na Sybir wysyłali! Tam pewnie byśmy nie przeżyli" - mówiła. "Przyjechaliśmy. Trzeba iść do rejonowego komitetu wykonawczego. Mama zostawiła nas na ławeczce. +Posiedźcie tu, ja zaraz wrócę+ - powiedziała. Poszła tam, wzięli od niej odciski palców, coś jeszcze zrobili, żeby nigdzie nie uciekła. Wychodzi mama, tak biedna płakała... Mówi: wzięli ode mnie odciski palców i napisali, że jestem wrogiem narodu" - wspominała Bilecka. Później przysłano po nich woźnicę z koniem; zawieźli ich do mieszczącej się za miastem cegielni. Dyrektor zakładu powiedział jednak matce, że nie ma dla niej pracy, bo jest wrogiem narodu i nie ma wakatów. Skierowano ich do drugiej cegielni.
"Przywożą nas. Pod drzewem, jeśli dobrze pamiętam, był to piękny, ogromny kasztan, wyrzucili nas i odjechali. Było nas pięć rodzin. Troje dzieci, a reszta to kobiety. Siedzimy pod tym drzewem, zapada noc... Mama idzie szukać jakiegoś dyrektora tej cegielni. Mówi: rzucili nas pod drzewo, co mamy robić? Pomóżcie nam!". Dyrektor odpowiedział, że nie ma na miejscu pustych mieszkań. Zakwaterowano ich w starym klubie. "Niczego tam nie było, cały obdarty. (...) Prowadzą nas tam, wielka sala, przynoszą siano, rzucają: o, tu będziecie spać". "A mamę przed wyjazdem okradli do cna, nawet nie mieliśmy w co się przebrać..." - opowiadała Bilecka.
Była ona jednym z założycieli odeskiego oddziału Związku Polaków na Ukrainie. Działaczka, która otrzymała odznakę Zasłużona dla Kultury Polskiej, zmarła w ubiegłym roku w wieku 91 lat - przekazało PAP to stowarzyszenie.
Z Kijowa Natalia Dziurdzińska (PAP)
ndz/ ap/