
Thomas Edison czy Nikola Tesla, a może Michał Doliwo-Dobrowolski lub George Westinghouse? Temu, komu z nich zawdzięczamy prąd w gniazdku poświęcone zostały ciekawe teksty w miesięczniku historycznym „Mówią Wieki” z czerwca 2025 r.
Zjawisko elektryczności znane było już w starożytności, ale trzeba było czekać do XVIII wieku, gdy Benjamin Franklin zajął się tym zagadnieniem w sposób naukowy. Następne stulecie musiało zaś minąć, by prąd elektryczny zaczęto wykorzystywać w sposób masowy. To się po prostu musiało opłacać – energia pozyskiwana w ten sposób miała być tańsza i wygodniejsza w użyciu od tej uzyskiwanej z innych źródeł, np. ze spalania gazu.
Poszukiwaniem tego sposobu i wdrożeniem go w życie zajęło się niezależnie od siebie kilku geniuszy techniki, ze smykałką do biznesu.
Najtrudniejszą drogę przebył chyba Nikola Tesla, urodzony w serbskiej rodzinie ale na terenie należącej wtedy do CK Monarchii Chorwacji. Skrzydła rozwinął dopiero za Oceanem. Zostawił po sobie dynamo rowerowe, radio, elektrownię wodną na wodospadzie Niagara, silnik elektryczny, transformator i mnóstwo patentów oraz wynalazków.
W Ameryce początkowo pracował dla Edisona, ale szybko się poróżnili. W zależności od tego, czy ktoś uważa Edisona za bohatera czy bezwzględnego kapitalistę, winę w tym sporze przypisuje Tesli lub jego chwilowemu amerykańskiemu patronowi.
Piotr Rataj i Jerzy Hickiewicz, autorzy artykułu o Edisonie w czerwcowym wydaniu miesięcznika „Mówią wieki” wyjaśnili, że działał on bardziej jak biznesmen niż naukowiec – odkrywca. Za wzór posłużył mu istniejący już przemysł oświetlenia gazowego. Chciał stworzyć analogiczny - elektryczny, który miał go zastąpić. By tak się stało, trzeba było przede wszystkim uwzględnić koszty, bo mimo licznych innych zalet żarówek mogły one wyprzeć palniki gazowe tylko wtedy, gdy będą od nich tańsze, a prąd będzie mniej kosztowny od gazu.
Widoki nie były zachęcające. Kiedy przeszkody zaczęły się piętrzyć i zanosiło się na niedotrzymanie terminu, Edison uzmysłowił sobie, że niepowodzenie oznaczałoby nie tylko koniec jego reputacji, lecz także katastrofę finansową. Pracował w takim stresie, że nabawił się neuralgii nerwu trójdzielnego powodującej gwałtowne napady bólu twarzy.
Nie przestał jednak wierzyć w sukces. Zachowując optymizm i spokój, umiał natchnąć entuzjazmem i zapałem do pracy swoich współpracowników. Praca nad żarówką trwała w Menlo Park nieprzerwanie od sierpnia 1878 do grudnia 1879 roku.
Najwięcej pracy wymagał żarnik – zespół Edisona przebadał kilka tysięcy przeróżnych materiałów, żarzyły się one jednak najwyżej kilkanaście minut. Dopiero zwykła bawełniana nić zwęglona 21 października 1879 roku świeciła się przez 40 godzin. Wreszcie było czym się pochwalić inwestorom (a także prasie, bo Edison dostrzegł jej znaczenie).
31 grudnia 1879 roku urządzono pokaz 400 działających jednocześnie żarówek.
Już to osiągnięcie uczyniłoby Edisona jednym z wybitniejszych wynalazców w historii elektryki, „ale tam, gdzie inni się zatrzymywali, on widział dopiero pierwszy etap na drodze do ostatecznego celu” – podkreślili autorzy artykułu w „Mówią wieki”.
Edison utworzył zespół, który pod jego kierunkiem opracowywał kolejne elementy systemu. Był złożony z ludzi zazwyczaj lepiej formalnie wykształconych od ich szefa – samouka. W przeciwieństwie do nich miał on jednak świetny zmysł menedżerski i potrafił tak sterować pracami, że w szybkim tempie udawało się pokonywać kolejne przeszkody.
Sprawdzianem systemu Edisona, a także okazją jego zaprezentowania, była Pierwsza Światowa Wystawa Elektrotechniczna w Paryżu w 1881 roku. Edison odniósł tam sukces, otrzymał pięć złotych medali.
Zaraz potem, 12 stycznia 1882 roku, Edison, korzystając z wystawionego w Paryżu sprzętu, otworzył w Londynie przy wiadukcie Holborn pierwszą elektrownię publiczną na świecie.
Tam jednak poczuł gorycz porażki. Zaniepokojona konkurencją Amerykanina silna branża gazownicza doprowadziła bowiem do uchwalenia przez brytyjski parlament ustawy Electric Lighting Act ograniczającej ekspansję nowej branży, ustanawiając przymusowy wykup elektrowni przez komunalną władzę zaledwie po 21 latach.
Edison wiedział, że w tak krótkim okresie nakłady mu się nie zwrócą, więc jego londyńska elektrownia została zamknięta.
Nie zniechęciło go to jednak od inwestycji w Stanach Zjednoczonych. Wiedząc, że podstawą powodzenia jest promocja, nowojorską siedzibę swojej firmy rzęsiście oświetlił żarówkami i otwarł dla publiczności, by każdy mógł się przekonać o ich zaletach.
Lokalizację elektrowni wybrano bardzo starannie, zakupiono dwie kamienice przy Pearl Street na gęsto zaludnionym Manhattanie. W jej zasięgu miały się znaleźć liczne instytucje – banki, giełda na Wall Street czy redakcje gazet, co miało ułatwić dotarcie do wpływowych grup.
Najbardziej zaufani współpracownicy Edisona pokierowali poszczególnymi fabrykami: maszyn elektrycznych, żarówek, kabli, materiałów instalacyjnych itp. Ostatecznie 4 września 1882 roku nastąpiło uruchomienie elektrowni Pearl Street, co należy uznać za początek nowej epoki w dziejach ludzkości. W chwili debiutu elektrownia miała niespełna 90 klientów, ale pod koniec roku – już 513. Do czasu uzyskania pożądanej niezawodności systemu nie pobierano od nich opłat. Elektrownia zaczęła przynosić zyski później, w 1884 roku.
Właśnie wtedy, kiedy okupiony takim trudem system prądu stałego Edisona zaczął powoli przynosić zyski, pojawiła się konkurencja wykorzystująca prąd przemienny, propagowany w USA głównie przez firmę George’a Westinghouse’a.
W ten sposób zaczęła się właśnie wojna prądów – stałego i przemiennego.
Górą, przynajmniej tak się wydawało, był George Westinghouse, ale nie zdołał odebrać sławy konkurentowi.
Gdy Edison zmarł w 1931 roku (Westinghouse 17 lat wcześniej), powtórnie złożono mu hołd na całym świecie – szczególnie w jego ojczyźnie, gdzie po raz drugi na minutę zgaszono wszystkie światła elektryczne (ale tylko te, które można było wyłączyć), aby unaocznić w ten sposób znaczenie jego osiągnięć.
Śmierć Edisona dostrzeżono i w Polsce, o czym przypomnieli autorzy artykułu w magazynie „Mówią wieki”. Amerykaninowi poświęcono numery czasopism: „Przeglądu Elektrotechnicznego” i „Światła i Siły”, a sumę jego dokonań przedstawił prof. Stanisław Fryze z Politechniki Lwowskiej. „Tysiąc trzysta patentów uzyskanych w samych Stanach Zjednoczonych, dziennik laboratoryjny o 500 tomach po tysiąc stron, zapisanych własnoręcznie przez Edisona, 16 miljardów dolarów, czyli 140 miljardów złotych, zainwestowanych w wynalazkach Edisona, oto cyfrowy bilans działalności tego największego z wynalazców wieku pary i elektryczności. Chcąc cyfry te ogarnąć, zważmy, że 140 miljardów to majątek narodowy całej Polski. 1300 patentów rozłożonych nawet na lat 50, to średnio jeden patent na 2 tygodnie. Najbieglejszy człowiek piszący po 140 stron dziennie potrzebowałby około dziesięciu lat na samo tylko przepisanie dziennika Edisona. A przecież każda notatka w tym dzienniku to wynik jakiegoś badania! Zaprawdę jakkolwiek kiedyś osądzi potomność działalność Edisona, dwu nazw mu nigdy odmówić nie może, Tytana pracy i Dobroczyńcy ludzkości”.
A jednak, choć do końca XX wieku Edisonowi nie odmawiano miana tytana pracy i dobroczyńcy ludzkości, w ostatnich latach zaczął przegrywać z legendą Nikoli Tesli.
Część udziału w tej sprawie miał film „Tesla: Master of Lightning” (Tesla – władca piorunów), w którym Edison został pokazany jako niemoralny kapitalista, zaś jego konkurent był genialnym wizjonerem.
O tym, jakich przekłamań dopuścili się autorzy filmu można przeczytać w artykule.
W tym samym czerwcowym wydaniu miesięcznika „Mówią wieki” karierę George’a Westinghouse’a opisał Michał Kopczyński. Są też teksty o początkach wyższego szkolnictwa elektrotechnicznego na ziemiach polskich oraz o roli, jaką w rozwoju elektrotechniki odegrał Lwów (obydwa napisali wspólnie Jerzy Hickiewicz, Piotr Rataj i Przemysław Sadłowski).
Marek Jasiński i Michał Kopczyński przedstawił Michała Doliwo-Dobrowolskiego, zaś Przemysław Krystian Faryś – pierwszą fabrykę włókien sztucznych w Królestwie Polskim. (PAP)
jkrz/