W trakcie ekspresowego procesu posunięto się m.in. do fałszowania dowodów przez funkcjonariuszy SB. Część zasiadających na ławie oskarżonych zapadła poważnie na zdrowiu. Same wyroki okazały się relatywnie niskie – mówi PAP historyk dr Grzegorz Wołk z IPN. 35 lat temu, 22 kwietnia 1986 r., komunistyczny sąd ogłosił wyrok w drugim procesie przywódców Konfederacji Polski Niepodległej.
Polska Agencja Prasowa: W jakiej kondycji znajdowało się środowisko Konfederacji Polski Niepodległej po stanie wojennym, w czasie gdy jego lider był więziony przez komunistów?
Dr Grzegorz Wołk: Musimy pamiętać, że KPN powstała jeszcze przed narodzinami „Solidarności” i określała się jako pierwsza partia polityczna niezależna od komunistów. Była to więc zupełnie inna formuła działalności od tej, którą prowadziły powstałe wcześniej mniej sformalizowane struktury, takie jak Komitet Obrony Robotników i Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, których głównym celem była obrona praw człowieka, formalnie deklarowanych w Konstytucji PRL. Między innymi z powodu radykalizmu programu KPN jej liderzy byli represjonowani także w okresie karnawału „Solidarności”. Już w stanie wojennym zapadły wobec nich wyroki skazujące.
Dr Grzegorz Wołk: KPN powstała jeszcze przed narodzinami „Solidarności” i określała się jako pierwsza partia polityczna niezależna od komunistów. Była to więc zupełnie inna formuła działalności od tej, którą prowadziły powstałe wcześniej mniej sformalizowane struktury, takie jak Komitet Obrony Robotników i Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela.
Po wprowadzeniu stanu wojennego struktury KPN zostały rozbite. Część liderów już siedziała w więzieniach, a po 13 grudnia internowano większość liczących się działaczy, których podejrzewano o organizowanie struktur konspiracyjnych. W wyniku tych działań bezpieki struktury podziemne były tworzone przez najmłodsze pokolenie działaczy – uczniów, studentów i młodych robotników. Zdecydowana większość z nich zakładała działania bez użycia przemocy. Mimo to stosunki z podziemiem solidarnościowym bywały napięte. Na najniższym poziomie struktury KPN i „Solidarności” pomagały sobie w prowadzeniu kolportażu pism i innych przejawach aktywności podziemnej, ale część działaczy KPN wyrażała żal, że nie uzyskują środków płynących z Zachodu. Struktury osłabiał także brak liderów, którzy siedzieli w więzieniach. Była to spora grupa, która wolność odzyskała dopiero na mocy amnestii w lipcu 1984 r.
Wieloletni lider KPN Leszek Moczulski natychmiast rzucił się w wir odbudowywania struktur partyjnych. Jednak już w czasie odsiadki narastał konflikt, który doprowadził do rozłamu. Moczulski pozostał liderem KPN, a Romuald Szeremietiew utworzył Polską Partię Niepodległościową. „Rozłamowcy” odrzucali promowaną przez Moczulskiego koncepcję jawnej działalności politycznej, ponieważ uważali, że stan wojenny sprawił, że lepszą metodą walki z komunizmem będzie aktywność podziemna. Rozpad KPN doprowadził również do zaangażowania się po stronie Moczulskiego wielu młodych, którzy działalności antykomunistycznej „uczyli się” na manifestacjach w czasie stanu wojennego. Byli radykalnie nastawieni wobec komunistów, a przez to program Moczulskiego był dla nich bardzo istotny. W skład nowej Rady Politycznej KPN weszli młodzi działacze, tacy jak Krzysztof Król, Adam Słomka, Dariusz Wójcik. Ich wpływ na KPN w kolejnych latach był bardzo istotny.
PAP: Po uwolnieniu Leszek Moczulski próbował nawiązać współpracę ze środowiskami, które były odległe od głoszonych przez niego idei, m.in. z otoczeniem Jacka Kuronia. Dlaczego dążył do rozmów właśnie z tymi działaczami „Solidarności”?
Dr Grzegorz Wołk: Ideą Moczulskiego od czasu powołania KPN było stworzenie niezależnego od władz quasi-parlamentu, którzy skupiałby reprezentantów wszystkich sił opozycyjnych. Pamiętajmy, że lider KPN był jednym z najwybitniejszych opozycjonistów, ale jego radykalizm nie budził zaufania pozostałych kręgów opozycji. Na łamach prasy wydawanej w podziemiu dochodziło między różnymi odłamami do bardzo ostrych polemik. W jednym ze swoich tekstów programowych Moczulski zaatakował Kuronia i całą „lewicę laicką” za jej sympatię wobec marksizmu. W latach osiemdziesiątych ten konflikt osłabł z powodu uwięzienia liderów obu nurtów. Po wyjściu z więzienia w 1986 r. nastąpiło ich symboliczne pogodzenie, ale do końca istnienia PRL nie udało się powołać namiastki parlamentu.
Dr Grzegorz Wołk: Ideą Moczulskiego od czasu powołania KPN było stworzenie niezależnego od władz quasi-parlamentu, którzy skupiałby reprezentantów wszystkich sił opozycyjnych. Pamiętajmy, że lider KPN był jednym z najwybitniejszych opozycjonistów, ale jego radykalizm nie budził zaufania pozostałych kręgów opozycji.
PAP: Jak długo komuniści przygotowywali się do ponownego aresztowania i procesu Leszka Moczulskiego i innych działaczy KPN?
Dr Grzegorz Wołk: Moczulski niemal natychmiast po opuszczeniu więzienia w Barczewie w sierpniu 1984 r. zwołał konferencję prasową i zapowiedział kontynuowanie działalności KPN i dążenie do odzyskania przez Polskę suwerenności. Już 2 listopada 1984 r. MSW rozpoczęło zbieranie materiałów, które pozwoliłyby uruchomić kolejny proces. Pretekstem było zorganizowanie przez Moczulskiego posiedzenia Rady Politycznej KPN 9 marca 1985 r. Obrady zostały przerwane przez SB, a ich uczestnicy (Leszek Moczulski, Krzysztof Król, Adam Słomka, Andrzej Szomański, Dariusz Wójcik, Zygmunt Łenyk, Grzegorz Rossa, Wojciech Pęgiel i Piotr Węgierski) zatrzymani. Tego samego dnia w Łodzi zatrzymano Zbigniewa Rybarkiewicza.
Co ważne, w trakcie pierwszego procesu liderów KPN z lat 1981–1982 oskarżeni wykorzystali możliwość przemawiania do prezentowania programu niepodległościowego KPN. Ku wściekłości komunistów w dużej mierze osiągnęli ten cel. Po drugim aresztowaniu komunistycznemu „wymiarowi sprawiedliwości” udało się zapobiec ponownej realizacji takiego scenariusza. Dlatego proces trwał tylko kilka tygodni, a skład sędziowski został dobrany tak, aby jego członkowie potrafili szybko przerwać wystąpienia oskarżonych. Wymiar propagandowy procesu był więc bardzo ograniczony.
Dr Grzegorz Wołk: Różnica między pierwszym a drugim procesem KPN polegała na odbiorze społecznym obu postępowań. W okresie solidarnościowej rewolucji poza liderami KPN (i braćmi Kowalczykami) komuniści nie przetrzymywali więźniów politycznych, co pomagało nagłośnić program KPN. W 1986 r. więźniów politycznych było zdecydowanie więcej.
Pierwsza rozprawa odbyła się 3 marca 1986 r., a już po 37 dniach, a więc 22 kwietnia, wydano wyroki. W trakcie ekspresowego procesu posunięto się m.in. do fałszowania dowodów przez funkcjonariuszy SB. Część zasiadających na ławie oskarżonych zapadła poważnie na zdrowiu. Same wyroki okazały się relatywnie niskie. Moczulski otrzymał 4 lata (plus 3 lata z poprzedniego wyroku, darowane dzięki amnestii), na 2,5 roku skazano Króla i Słomkę, a na 2 lata Szomańskiego i Wójcika. Ostatecznie w gronie sądzonych nie znalazł się Zygmunt Łenyk. Był niewidomy, więc komuniści zdecydowali, że jego sądzenie będzie wyglądać niekorzystnie propagandowo. Już w czasie procesu oskarżeni podejrzewali, że władze zdecydują się na kolejną amnestię. Z reguły ogłaszano je 22 lipca. Wyroki nie miały więc większego znaczenia, bo już we wrześniu 1986 r. Moczulski i jego towarzysze byli na wolności.
PAP: Po pierwszym procesie przywódcy KPN znaleźli się w bardzo ciężkim więzieniu w Barczewie. Czy podobnie było za drugim razem?
Dr Grzegorz Wołk: Tym razem od momentu aresztowania do kolejnej amnestii przetrzymywano ich w osławionym areszcie śledczym przy Rakowieckiej. Pamiętajmy, że więzienia w PRL generalnie nie cieszyły się najlepszą opinią. Zakład karny w Barczewie był jednym z najgorszych. Było to stare pruskie więzienie, do którego poza wieloma działaczami opozycyjnymi trafił m.in. zbrodniarz wojenny Erich Koch. Dodajmy, że różnica między pierwszym a drugim procesem KPN polegała również na odbiorze społecznym obu postępowań. W okresie solidarnościowej rewolucji poza liderami KPN (i braćmi Kowalczykami) komuniści nie przetrzymywali więźniów politycznych, co pomagało nagłośnić program KPN. W 1986 r. więźniów politycznych było zdecydowanie więcej. Poza członkami Rady Politycznej KPN zostało wówczas zwolnionych ponad dwustu działaczy podziemnej „Solidarności” oraz innych organizacji opozycyjnych. W tym tłumie zwalnianych trudno było się przebić z hasłami niepodległościowymi.
PAP: Po wyjściu na wolność Leszek Moczulski, za zgodą władz, w celu podreperowania stanu zdrowia wyjechał na Zachód. Tam spotykał się z politykami i działaczami emigracji. W 1989 r. był przeciwnikiem umowy okrągłostołowej, ale zdecydował się na start w wyborach z 4 czerwca. Jak KPN uzasadniała tę decyzję swojego lidera?
Dr Grzegorz Wołk: Kwestia stosunku Moczulskiego i KPN do umowy okrągłego stołu jest nieco bardziej skomplikowana. Moczulski twierdził wówczas, że „relegalizacja” „Solidarności”, czyli przywrócenie jej możliwości legalnego działania, jest warunkiem minimum. Jego zdaniem spełnienie tego postulatu było tylko jednym z etapów na drodze do niepodległości, demokratyzacji i odsunięcia komunistów od władzy. To były główne cele KPN. Start w wyborach traktował jako krok na drodze do spełnienia tych celów. Jednak sam start budził wiele kontrowersji, również wśród szeregowych działaczy KPN. Wielu młodych patrzyło na sytuację polityczną radykalnie i idealistycznie. Nie chcieli żadnych paktów „z czerwonymi”. „Norymberga dla komunistów” nie była wyjątkowym hasłem na konfederackich sztandarach. Charyzma Moczulskiego sprawiła jednak, że udało się zapobiec rozpadowi KPN i wytłumaczyć, że start w wyborach jest uzasadniony.
Okazało się, że wybory zakończyły się klęską KPN. Kandydaci tej formacji nie zdobyli ani jednego mandatu poselskiego. Skalę tej porażki pokazują wybory do Senatu. W Tarnowie z poparciem Komitetu Obywatelskiego kandydował szef tamtejszych struktur KPN. Uzyskał więcej głosów niż wszyscy pozostali kandydaci KPN. Ten fakt pokazuje, że 4 czerwca był plebiscytem, w którym wybierano między PZPR a „Solidarnością”. W tym starciu KPN nie była graczem, który mógłby starać się choćby o kilka procent głosów.
W kolejnych latach KPN udało się jednak zaistnieć na nowej scenie politycznej i stała się jedną z największych partii prawicowych w polskim parlamencie. Moczulskiemu udało się przeprowadzić swoje ugrupowanie przez ostatnią dekadę PRL, w tym represje stanu wojennego, aż do udziału w grze parlamentarnej III RP.
Rozmawiał Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /