Różnica polega na tym, że społeczeństwo niemieckie jest społeczeństwem sprawców, a polskie jest społeczeństwem ofiar - mówił o Niemczech i Polsce w kontekście II wojny światowej Peter Oliver Loew szef Instytutu Niemiecko-Polskiego podczas dyskusji w Instytucie Pileckiego w Berlinie.
Instytut Pileckiego w Berlinie wspólnie z Instytutem Niemiecko-Polskim zorganizował we wtorek debatę na temat aktualnych wyzwań w niemieckiej i polskiej kulturze pamięci. Rozmawiano m.in. o planowanym w Berlinie "Miejscu pamięci i spotkań z Polską" mającym upamiętniać polskie ofiary niemieckiej okupacji.
Hanna Radziejowska, szefowa berlińskiego oddziału IP podkreśliła na wstępie, że "temat (debaty-PAP) jest bardzo aktualny zarówno w Polsce, jak i w Niemczech", także "w kontekście naszych stosunków i dyskusji o historii XX wieku i II wojny światowej".
Hanna Radziejowska, szefowa berlińskiego oddziału IP podkreśliła na wstępie, że "temat (debaty-PAP) jest bardzo aktualny zarówno w Polsce, jak i w Niemczech", także "w kontekście naszych stosunków i dyskusji o historii XX wieku i II wojny światowej".
Peter Oliver Loew szef Instytutu Niemiecko-Polskiego, specjalista od stosunków polsko-niemieckich stwierdził, że "dwa społeczeństwa, które są tak ściśle ze sobą powiązane, jak polskie i niemieckie tylko wtedy będą mogły się porozumieć, jeśli będą się wspólnie zastanawiać oraz pamiętać o tym, co te społeczeństwa w przeszłości różniło".
Loew jest zdania, że kiedy porównujemy "Polskę i Niemcy jeśli chodzi o kulturę pamięci, to zauważamy podobieństwa, ale też duże różnice. Podobieństwa polegają na tym, że większość praktyk pamięci wiąże się z II wojną światową i latami transformacji". Poza tym "oba kraje mają ogromna ilość miejsc pamięci. Różnica polega na tym, że społeczeństwo niemieckie jest społeczeństwem sprawców, a polskie jest społeczeństwem ofiar".
Loew odniósł się do planowanego powstania w Berlinie "Miejsca pamięci i spotkań z Polską", mającego upamiętniać polskie ofiary niemieckiej okupacji. Przypomniał, że "pomysł powstał wiele lat temu w Berlinie". Chciano "stworzyć znak empatii, sygnał tego, że społeczeństwo niemieckie nie zapomniało i nie zapomni o zbrodniach popełnionych na Polakach". Zdaniem Loewa "sam pomnik miałby niewielka siłę wyrazu, należy go uzupełnić o dokumentację zbrodni niemieckich w czasie II wojny. I uzupełnić o płaszczyznę edukacji i spotkań z ofertami dla różnych grup zwiedzających".
Peter Oliver Loew szef Instytutu Niemiecko-Polskiego, specjalista od stosunków polsko-niemieckich stwierdził, że "dwa społeczeństwa, które są tak ściśle ze sobą powiązane, jak polskie i niemieckie tylko wtedy będą mogły się porozumieć, jeśli będą się wspólnie zastanawiać oraz pamiętać o tym, co te społeczeństwa w przeszłości różniło".
"Mamy nadzieję, że to miejsce będzie miało duże znaczenie dla naszych stosunków, że to będzie sygnał odbierany w Polsce, że 70-80 lat po wojnie Niemcy mówią: czujemy się odpowiedzialni i chcemy postawić symbol tego co Niemcy robili w Polsce w czasie II wojny światowej. Dla społeczeństwa niemieckiego jest to o tyle ważne, że uzupełni wiedzę szkolną. Ogromna jest niewiedza na temat tego, co czyniono w imieniu Niemców w Polsce. W podręcznikach pojawia się Holocaust, a wszystkie inne kompleksy przemocy w czasie wojny pojawiają się jakby na marginesie, jeżeli w ogóle się pojawiają" - podkreślił szef Instytutu Niemiecko-Polskiego.
Tanja Schult, niemiecko-szwedzka badaczka sztuki powiedziała z kolei m.in., że "Niemcy potrzebowali dziesięcioleci, żeby skonfrontować się ze swoimi zbrodniami i w tym czasie uznani zostali za mistrzów świata w rozrachunku z historią. Ale Niemcy nie powinni być przekonani, że mogą pouczać inne narody, jak to się powinno robić. Przez sam fakt wzmacniania się w Niemczech różnych partii prawicowych nie byłoby to wskazane" - podkreśliła.
Tanja Schult, niemiecko-szwedzka badaczka sztuki powiedziała z kolei m.in., że "Niemcy potrzebowali dziesięcioleci, żeby skonfrontować się ze swoimi zbrodniami i w tym czasie uznani zostali za mistrzów świata w rozrachunku z historią. Ale Niemcy nie powinni być przekonani, że mogą pouczać inne narody, jak to się powinno robić. Przez sam fakt wzmacniania się w Niemczech różnych partii prawicowych nie byłoby to wskazane" - podkreśliła.
Schult zwróciła też uwagę jak "zadziwiające jest to, jak niewiele właściwie wiemy. Zrozumiałam to dopiero wtedy, kiedy zaczęłam zajmować się Polską i Holocaustem. Dowiedziałam się, czego nie wiedzieliśmy o zbrodniach niemieckich w Polsce. Niemcy muszą sobie uświadomić, co zrobili w Polsce, zamordowali 1/5 mieszkańców Polski. W świadomości europejskiej to nie istnieje. Polacy zachowali pamięć o tym i za to powinniśmy być im wdzięczni". Jej zdaniem "Miejsce Spotkań" to udana i ważna inicjatywa.
Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)
bml/ kgod/