Dr Sławomir Lucjan Szczesio z Instytutu Historii Uniwersytetu Łódzkiego zaznaczył, że im dłużej będzie trwała wojna w Ukrainie, tym jej szanse na zwycięstwo będą mniejsze. Według niego, "ta wojna może się przedłużać, ponieważ ani jedna, ani druga strona nie będzie w stanie uzyskać swoich celów".
W przeddzień drugiej rocznicy pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę dr Szczesio podkreślił w rozmowie z PAP, że rosyjska agresja trwa już od 10 lat, czyli od aneksji Krymu, a następnie wojny w Donbasie. To – wskazał – obrazuje, jak długotrwałe mogą być konflikty z armią Władimira Putina, i w jego opinii obecnie nie zachodzą żadne przesłanki mogące prowadzić do zakończenia działań zbrojnych.
"Kluczowy będzie ten rok, a przede wszystkim wynik jesiennych wyborów prezydenta USA. Najwięcej bowiem w tej wojnie zależy od pomocy finansowej i militarnej dla Ukrainy ze strony Stanów Zjednoczonych. Europa też jest oczywiście ważnym graczem, ale niedługo minie rok, kiedy mieliśmy jako UE dostarczyć Ukrainie milion pocisków artyleryjskich i wciąż nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Amunicja ta miała pochodzić z magazynów państw członkowskich Unii oraz ze wspólnych zamówień" - powiedział.
Tymczasem - zaznaczył - Federacja Rosyjska rozwija współpracę z Iranem i Koreą Północną, kupując tysiące dronów, pocisków artyleryjskich czy rakiet balistycznych. To - zdaniem eksperta - pokazuje, że niektórzy politycy europejscy nie zdają sobie jeszcze sprawy z trudnej sytuacji Ukraińców, walczących z przeważającymi siłami agresora. "Zachód musi zwiększyć moce produkcyjne w przemyśle zbrojeniowym i poszukiwać innych źródeł zaopatrzenia poza Europą, by dostarczać Ukrainie więcej amunicji oraz nowoczesnego uzbrojenia" – podkreślił.
Dr Szczesio: Niestety świadomość Europejczyków nt. politycznych ambicji Federacji Rosyjskiej i ich historycznych skutków nadal nie jest na odpowiednim poziomie. Przez wiele ostatnich lat niektórym wydawało się, że dojdziemy do porozumienia z Rosją dzięki wspólnym interesom handlowym. Rosja postępowała w brutalny sposób, a świat często udawał, że tego nie widzi.
Dodał, że dotyczy to zarówno pomocy Ukrainie, jak i obronności własnych krajów na wypadek rozprzestrzeniania się konfliktu na kolejne państwa. "Niestety świadomość Europejczyków na temat politycznych ambicji Federacji Rosyjskiej i ich historycznych skutków nadal nie jest na odpowiednim poziomie. Przez wiele ostatnich lat niektórym wydawało się, że dojdziemy do porozumienia z Rosją dzięki wspólnym interesom handlowym. Mieli oni nadzieję, że to dobre rozwiązanie, zapominając o takich sygnałach, jak pierwsza i druga wojna czeczeńska, konflikty zbrojne w Gruzji, Syrii, a teraz w Ukrainie. Rosja postępowała w brutalny sposób, a świat często udawał, że tego nie widzi" – zaznaczył dr Szczesio.
Ekspert historii najnowszej wskazał, że ostatni rok wojny w Ukrainie to m.in. fiasko kontrofensywy wojsk ukraińskich, które przy wysokich stratach nie osiągnęły wyznaczonych celów, przede wszystkim istotnych zmian na linii frontu.
"Do działań ofensywnych doszło m.in. w wyniku presji na Kijów polityków Zachodu, którzy chcieli zobaczyć efekt wspierania kolejnymi dostawami uzbrojenia. Te jednak były niewystarczające i rozłożone w czasie. Rosjanie zaś zdawali sobie sprawę z planowanego ataku i dobrze się przygotowali, np. poprzez pola minowe i umocnienia. Musimy tu też pamiętać o tym, co wiemy z historii – kiedyś Sowieci, a dziś Rosjanie nie liczą się ze stratami ludzkimi. W przeciwieństwie do Ukraińców. Mówił o tym w listopadzie 2023 r. w wywiadzie dla +The Economist+ generał Wałerij Załużny (ówczesny naczelny dowódca ukraińskich Sił Zbrojnych). Jak sam przyznał, strona ukraińska, podobnie jak wielu obserwatorów zachodnich, błędnie wierzyła, że wielotysięczne straty powstrzymają Moskwę. Niestety, nie zniechęca to Putina, który w ramach nazywanej ciągle przez Rosjan +operacji specjalnej+ wysyła kolejne oddziały na front w Ukrainie" – zaznaczył.
Dr Szczesio zwrócił również uwagę, że w ciągu dwóch lat nie udało się też osłabić Rosji ekonomicznie sankcjami nakładanymi na nią przez UE i USA. Jak wskazał, Putin przestawił gospodarkę na wojenną i przekonuje Rosjan o potrzebie poświęceń dla ojczyzny - to syndrom „oblężonej twierdzy”.
Historyk ocenił, że obok problemów z dostawami amunicji i uzbrojenia oraz strat własnych, co w największej mierze doprowadziło do braku sukcesów w ofensywie na lądzie, dużym problem ukraińskiej armii jest obecnie jej liczebność oraz dość zaawansowany wiek żołnierzy. Zwrócił uwagę, że średnia wieku ukraińskiego żołnierza wynosi obecnie ok. 40 lat.
"To są bardzo często ochotnicy, którzy walczą na froncie od dwóch lat, a wielu z nich jest wyczerpanych fizycznie i psychicznie. Brakuje młodych ludzi. Ukraińcy mają problemy z mobilizacją. Są plany, aby przeprowadzić ją teraz na szerszą skalę, a nawet ściągnąć do kraju obywateli Ukrainy przebywających poza granicami. Mogłoby to wywołać niezadowolenie części społeczeństwa, dlatego Wołodymyr Zełenski zwleka z podjęciem ostatecznej decyzji. Ostatnio też obserwujemy spadek poparcia w narodzie ukraińskim dla prezydenta" – powiedział.
Zdaniem historyka, Ukraińcy zdają sobie sprawę, że im dłużej będzie trwała wojna, tym ich szanse na zwycięstwo będą mniejsze. Kluczowe według dr. Szczesio znaczenie ma potencjał obu państw i sojuszników.
"Coraz częściej widać, że Zachód jest tą wojną zmęczony, co niestety działa na korzyść Putina i Federacji Rosyjskiej. Przez to ta wojna może się przedłużać. Tak jak konflikt po 2014 i 2015 roku był w jakiś sposób zawieszony, choć nadal ginęli ludzie. Tak tutaj, ani jedna, ani druga strona może nie być w stanie uzyskać swoich celów. Zapowiedzi prezydenta Ukrainy o odzyskaniu każdego centymetra ziemi są mało realne. Do tego, jeśli w USA wygra Donald Trump, to obawiam się, że Europa nie będzie w stanie zapewnić wsparcia na poziomie takim, aby Ukraińcy mogli się skutecznie bronić przed rosyjską agresją" – przyznał.(PAP)
autor: Bartłomiej Pawlak
bap/ mok/