W Katowicach, gdzie spodziewano się sukcesu Komitetu Obywatelskiego, jeden mandat przyznany bezpartyjnym przypadał na 350 tysięcy wyborców, zaś w Tychach, gdzie PZPR liczyła na sukces tylko na 100 tysięcy. „Władze starały się manipulować wynikami tamtych wyborów nawet przy układaniu mapy okręgów” – podkreśla dr hab. Adam Dziuba.
Z analizy różnych dokumentów, między innymi pochodzącymi z dawnego Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Katowicach oraz tamtejszego Komitetu Wojewódzkiego PZPR, jaką przeprowadził dr hab. Adam Dziuba (historyk z katowickiego oddziału IPN) wynika, że PRL-owskie władze starały się manipulować wynikami wyborów z 4 czerwca 1989 roku.
„Komuniści kalkulowali w ten sposób, że w dużych ośrodkach przemysłowych wpływy +Solidarności+ są większe niż gdzie indziej. Wobec tego przed wyborami 4 czerwca 1989 roku w taki sposób ułożyli mapę okręgów, że w Katowicach i okolicach jeden mandat, o który mogli walczyć kandydaci Komitetu Obywatelskiego przypadał na 350 tysięcy wyborców. Z kolei w Tychach, gdzie według kalkulacji władz +Solidarność+ miała być słabsza, do zdobycia były aż trzy mandaty, choć w okręgu tym było tylko 100 tysięcy wyborców” – powiedział w rozmowie z PAP historyk IPN.
SB sugerowała, żeby kandydatów Komitetu Obywatelskiego pytać o wsparcie płynące dla opozycji z Zachodu, bo w myśl rządowej propagandy „polskie sprawy miały być rozstrzygane bez obcej ingerencji”
Inną metodę manipulacji, a w każdym razie próbą zdezorientowania wyborców, było według Adama Dziuby umieszczanie na listach do głosowania obok nazwisk kandydatów wyłącznie numerów mandatów. Nie zaznaczano za to przy nazwiskach kandydatów, z jakiego komitetu startują. „Niezorientowanym wyborcom niełatwo było więc ustalić, o które mandaty rywalizują kandydaci Komitetu Obywatelskiego, a o które członkowie PZPR i innych partii obozu władzy” – przypomina historyk.
W sztabie Komitetu Obywatelskiego znaleziono jednak na to sposób. W dniu głosowania w okolicach wielu lokali wyborczych dyżurowały osoby, które rozdawały kartki z nazwiskami kandydatów i numerami list, jakie należy poprzeć, jeśli ktoś nie ma zamiaru zagłosować za obozem władzy. Takie działanie było legalne, bo nie wprowadzono jeszcze wtedy przepisów o ciszy wyborczej. W dodatku w sztabie Komitetu Obywatelskiego zadbano o to, żeby ulotki – ściągi zostały dopuszczone do obiegu przez cenzurę. Dodatkowego smaczku całej tej sprawie dodawał fakt, że ściągi zostały wydrukowane w państwowych zakładach graficznych.
W województwie katowickim (największym pod względem liczby mieszkańców w kraju – przyp. PAP) do walki o mandaty poselskie stanęły ostatecznie 143 osoby, w tym 126 reprezentowało PZPR oraz ugrupowania, które były do tamtego czasu jej satelitami: Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, Stronnictwo Demokratyczne, PAX i PZKS. Do obsadzenia było 44 mandatów, z których 27 z góry przypisano kandydatom obozu rządowego. „Solidarność” organizowana w Komitet Obywatelski mogła w województwie katowickim ubiegać się tylko o 17 mandatów poselskich (po jednym, dwóch, a nawet trzech w zależności od okręgu) oraz trzy senatorskie. Wystawiła tylko tylu kandydatów, ile mogła w myśl tego narzuconego limitu zdobyć miejsc, dając wyraźny sygnał do swoich zwolenników, na kogo mają głosować.
Tymczasem PZPR – na co zwraca uwagę Adam Dziuba - przy obsadzie „swoich” foteli sejmowych zdecydowała się na pozorowaną demokrację. W wyniku tego o jeden mandat walczyło nieraz po kilka, a nawet kilkanaście osób należących do rządzącej PRL-em partii. W powszechnym odbiorze – co pokazały wyniki wyborów – za kandydatów PZPR uchodziły również takie osoby, które deklarowały, że są bezpartyjne.
Adam Dziuba zwraca uwagę, że w odróżnieniu od praktyki przyjętej w PRL-u PZPR zdecydowała się na dopuszczenie we własnym obozie do autentycznej rywalizacji wyborczej – najpierw o nominację w swoistych prawyborach, a później już w bezpośredniej walce o głosy wyborców. Rezygnacja z zasady polegającej na wyznaczaniu przyszłych posłów przez Biuro Polityczne Komitetu Centralnego PZPR miała się okazać dla obozu władzy zabójcza.
W dodatku układając listy osób kandydujących do Senatu działacze PZPR nie uwzględnili w ogóle opinii działaczy ugrupowań satelickich: SD i ZSL.
Narastający w partii ferment spowodował ponadto, że niektórzy jej funkcjonariusze po prostu zignorowali płynące z góry polecenia przedwyborcze. W ten sposób PZPR dopuściła do rozproszenia głosów swego, coraz bardziej kurczącego się, elektoratu.
Kolejnym błędem było przyjęcie założenia, że promowani będą poszczególni kandydaci strony rządowej, a nie ona sama jako całość. W obozie władzy uznano bowiem, że niektóre osoby znane opinii publicznej są lepiej postrzegane niż partia, którą mają reprezentować. Stąd do walki o mandaty w niektórych okręgach ruszyli ludzie cenieni ze względu na swoją pozycję zawodową. W województwie katowickim taką osobą, startującą do Senatu z „cichym” poparciem PZPR był kardiochirurg Zbigniew Religa. Adam Dziuba akcentuje jednak, że w kalkulacjach władz Religa miał przede wszystkim odebrać głosy kandydatom wystawionym przez Komitet Obywatelski, a dowodem na to, jakie były prawdziwe intencje katowickich decydentów wobec tego kardiochirurga była inwigilacja ze strony Służby Bezpieczeństwa. Z dokumentów, do których dotarł Adam Dziuba wynika, że prowadzono ją aż do 21 czerwca 1989 roku.
Dysponując praktycznym monopolem na masową propagandę obóz władzy aż do połowy maja prowadził kampanię wyborczą niemrawo i opieszale. W województwie katowickim nawet partyjni aktywiści unikali angażowania się w działania na rzecz kandydatów PZPR. Szczególnie dotyczyło to dni wolnych od pracy.
Za to w miarę zbliżania się terminu wyborów rosła aktywność Służby Bezpieczeństwa. Adam Dziuba przypomina, że Departament III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przygotował nawet dla funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa zestaw „niewygodnych” pytań, które mieli na wiecach zadawać kandydatom opozycji. Kandydatom kazano np. wytłumaczyć się z tego, co myślą o aborcji i o prywatyzacji szkół. Tym, którzy nie pochodzili z okręgów, w których kandydowali (np. Adamowi Michnikowi startującemu w Bytomiu) zarzucano, że zostali „przywiezieni w teczce”. SB sugerowała też, żeby pytać o wsparcie płynące dla opozycji z Zachodu (bo w myśl rządowej propagandy „polskie sprawy miały być rozstrzygane bez obcej ingerencji”), o pomysły na zahamowanie inflacji, a także stosunek do PRL-u. Pytani także o to, „czy naprawdę społeczeństwo nic nie zrobiło?” miało – w intencjach SB – pokazać, że opozycja neguje nie tylko dotychczasowy system polityczny, ale lekceważy ludzi, którzy przez kilka dekad w tym systemie żyli i pracowali. 21 kwietnia katowicka SB wystąpiła z wnioskiem o założenie sprawy obiektowej „Urna – 89” „na kampanię wyborczą do Sejmu PRL i Senatu w woj. katowickim”. Jako jej cele wskazano: „operacyjne zabezpieczenie prawidłowego przebiegu kampanii wyborczej i samych wyborów, koordynowanie, zapobieganie i neutralizowanie zjawisk mogących negatywnie wpłynąć na przygotowanie i przebieg wyborów, ujawnienie zamierzeń przeciwników politycznych i podejmowanie skutecznych przeciwdziałań operacyjnych, ujawnianie i neutralizowanie ewentualnych nieprawidłowości mogących wystąpić w pracach komisji wyborczych”.
4 maja kierownictwo Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Katowicach rozesłało do podległych jednostek pisma, w których w pięciodniowym terminie domagało się zebrania danych – o kandydatach związanych z kręgami opozycyjnymi – obejmujących szczegółowe charakterystyki ich samych, rodziny i znajomych, pełny opis działalności opozycyjnej, oraz „wszelkich informacji kompromitujących kandydata i możliwych do wykorzystania w trakcie kampanii wyborczej w celu jego zdyskredytowania”.
W tych samych dniach do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach trafił „Plan kampanii promocyjnej”. Głównym elementem tego dokumentu była propozycja opracowania portretu kandydata odpowiadającego oczekiwaniom wyborców. Chodziło o „zaprezentowanie go jako osoby kompetentnej, zorientowanej w problemach życia społeczeństwa polskiego, problemach województwa i regionu.
W innym dokumencie przygotowanym z myślą o kampanii, którego główne założenia przedstawia Adam Dziuba, znalazły się z kolei uwagi z wyborów prowadzonych w latach osiemdziesiątych w różnych krajach zachodnich i w USA. Autor tego dokumentu podkreślał między innymi kluczowe znaczenie zaangażowania liderów partyjnych oraz aktywności sztabów. Opisując kampanię wyborczą w RFN autor przesłanego do KW PZPR w Katowicach dokumentu chwalił ówczesnego kanclerza Helmuta Kohla, który w ciągu kilku tygodni wziął udział w 61 wiecach z udziałem 600 tysięcy osób. Pokonał w tym czasie samolotem i pociągiem aż ćwierć miliona kilometrów. W tym samym dokumencie mowa była również o tym, że od programu wyborczego znacznie większą rolę odgrywał wygląd i zachowanie kandydata. Autor opracowania przywołał przykład z Francji, gdzie starający się o reelekcję prezydent François Miterrand spiłował sobie zęby, bo według sztabowców nadawały temu politykowi drapieżny wygląd.
Z dokumentów, jakie przeanalizował Adam Dziuba, wynika, że zarówno te uwagi jak i sugestie SB raczej nie miały przełożenia na decyzje podejmowane przed wyborami w obozie władzy. Kandydatów obozu rządzącego prezentowano w radiu i telewizji, na plakatach i ulotkach, ale najczęściej w konwencji, która mało kogo mogła zainteresować: zdjęcia były statyczne, a wygłaszane na antenie monologi długie i bezbarwne.
Na dziesięć dni przed wyborami katowicka SB alarmowała swoich przełożonych: „do chwili obecnej nie odnotowano przypadków organizowania przez kandydatów PZPR wieców i manifestacji ulicznych. W sporadycznych wypadkach biorą oni udział w różnego rodzaju festynach i imprezach kulturalno-oświatowych. Do rzadkości należy także stosowanie indywidualnych form prowadzenia kampanii wyborczej”.
Wprawdzie PZPR zwoływała spotkania w zakładach pracy, ale według Służby Bezpieczeństwa nie wpływało to istotnie na postawy elektoratu: „Istotne jest, że w zdecydowanej większości tych spotkań udział biorą jedynie członkowie partii, co w pewien sposób ogranicza ich propagandowe oddziaływanie” – brzmiała jedna z konkluzji.
Nie widząc szans na to, żeby aktywiści PZPR wzięli się do energiczniejszych działań, SB postanowiła wziąć sprawy we własne ręce. 17 maja zastępca szefa Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Katowicach zalecał swoim funkcjonariuszom zaangażowanie się w kampanię wyborczą po stronie PZPR, a także wciągnięcie do niej rodzin i emerytów resortowych. Stwierdzał, że „Resort spraw wewnętrznych ma szczególną rolę do spełnienia jako gwarant socjalistycznego charakteru państwa”.
Wybory z 4 czerwca 1989 roku zostały przeprowadzone w oparciu o ordynację (wraz z niezbędnymi poprawkami do konstytucji), które 7 kwietnia przegłosowane zostały w Sejmie. 13 kwietnia Rada Państwa wyznaczyła termin pierwszej tury głosowania na 4 czerwca, zaś drugiej tury na 18 czerwca. Utworzonych zostało 49 okręgów wyborczych do Senatu (odpowiadały ówczesnemu podziałowi administracyjnemu na województwa) i 108 do Sejmu. Ordynacja określiła, że 425 mandatów sejmowych obsadzonych zostanie w okręgach, zaś pozostałe 35 stworzą ogólnopolską listę krajową. Znaleźli się na niej liderzy obozu władzy, bowiem KO odmówił umieszczenia na niej swych kandydatów.
Rywalizacja o fotele poselskie miała się rozgrywać w obrębie mandatów rozdzielonych w okręgach wyborczych. Aby je uzyskać, przyszli posłowie musieli otrzymać bezwzględną większość głosów w pierwszej turze albo wygrać w drugiej turze, do której przechodzili dwaj kandydaci z największą liczbą głosów uzyskanych w pierwszej turze w obrębie danego mandatu. Wyborca, by jego głos był ważny, musiał wskazać jednego kandydata spośród ubiegających się o dany mandat, zaś pozostałych wykreślić. By zostać wybranym z listy krajowej, kandydat musiał otrzymać ponad 50 proc. głosów w skali kraju, przy czym głos był ważny bez względu na liczbę skreśleń na liście krajowej. Co istotne, nie przewidziano, by osoby wpisane na listę, które nie uzyskały wymaganej większości, mogły wystąpić w drugiej turze. Władze założyły bowiem, że ich kandydaci przekroczą próg połowy głosów. Przy wyborze członków Senatu przyjęto ordynację większościową – miała ukazać rzeczywistą siłę opozycji i PZPR.
Wybory w województwie katowickim przyniosły – podobnie jak w reszcie Polski – całkowite zwycięstwo Komitetu Obywatelskiego. Mandaty zdobyli wszyscy trzej kandydaci KO do Senatu oraz 17 osób kandydujących do Sejmu. Posłami zostali również, ale dopiero dzięki głosom zdobytym w drugiej turze kandydaci obozu władzy. Kilkoro z nich miało odegrać jeszcze później polityczną rolę. Herbert Gabryś został w latach 1994-1996 wiceministrem przemysłu i handlu, Ireneusz Sekuła prezesem Głównego Urzędu Ceł, Sławomir Wiatr podsekretarzem stanu w kancelarii Prezesa Rady Ministrów za czasów Leszka Millera, zaś Barbara Blida ministrem budownictwa.
Z osób wysuniętych przez Komitet Obywatelski Walerian Pańko został prezesem NIK, Janusz Steinhoff wicepremierem w rządzie Jerzego Buzka, zaś Anna Knysok w tym samym czasie wiceministrem zdrowia. (PAP)
Autor: Józef Krzyk
jkrz/ dki/