Nieznani są Polacy zamordowani podczas próby ratowania Żydów przed nazistami, ale w ostatnich latach instytucje państwowe w Polsce zaczęły ich upamiętniać – o projekcie „Zawołani po imieniu” realizowanym przez Instytut Pileckiego pisze izraelski dziennik „Israel Hajom”.
"Ponieważ były to nieudane próby, a Żydzi, którzy byli ukrywani, zostali schwytani i zamordowani przez Niemców wraz z ratującymi, te historie prawie w ogóle nie zyskały uznania, na jakie zasługiwały w Polsce i za granicą" - zauważa gazeta.
„Israel Hajom” zwraca uwagę, że dopiero w ostatnich latach "polskie instytucje państwowe, zajmujące się badaniem II wojny światowej, zaczęły zajmować się tą kwestią i upamiętnieniem ratujących zamordowanych Żydów", a od początku realizacji projektu "Zawołani po imieniu" w 2019 roku upamiętniono 55 mężczyzn i kobiet wywodzących się z różnych środowisk polskiego społeczeństwa.
Zwraca też uwagę, że dopiero w ostatnich latach "polskie instytucje państwowe, zajmujące się badaniem II wojny światowej, zaczęły zajmować się tą kwestią i upamiętnieniem ratujących zamordowanych Żydów", a od początku realizacji projektu "Zawołani po imieniu" w 2019 roku upamiętniono 55 mężczyzn i kobiet wywodzących się z różnych środowisk polskiego społeczeństwa.
"Minęło prawie 79 lat od kiedy Cecylia Borkowska straciła rodziców, Juliannę i Stanisława Postków (...). +Byłam 13-letnią dziewczynką+ – mówi w salonie swojego skromnego domu w miasteczku Stoczek, niedaleko byłego obozu zagłady w Treblince" - opisuje "Israel Hajom".
Borkowska mówi, że "okoliczni mieszkańcy byli w połowie Żydami i kupcami, a w połowie Polakami i rolnikami".
"Niemcy przenieśli tu Żydów z innych miejsc, a potem zaczęli ich wysyłać do Treblinki. Więc Żydzi zaczęli się ukrywać. Najpierw przyszedł jeden Żyd do naszego domu prosząc o schronienie. Na koniec było u nas 17 Żydów w dwóch schronach pod ziemią, które wykopał mój ojciec. Niektórym udało się uciec z Treblinki" - relacjonuje.
"Prawdopodobnie sąsiedzi donosili na moich rodziców. Z perspektywy czasu dowiedziałem się, że Niemcy znaleźli Żydów i rozstrzelali ich w pobliskim lesie. Jedna dziewczyna przeżyła pod ciałami, a po wojnie przeniosła się do Stanów Zjednoczonych. Mój ojciec i dwóch starszych braci zostali aresztowani. Ojciec został wysłany do Auschwitz, gdzie zginął, a matka została tak mocno pobita przez Niemców, że zmarła następnego dnia od obrażeń. Moi bracia, Henryk i Wacław, zostali zwolnieni, ale później ponownie ich aresztowano i ślad po nich zaginął" - wspomina kobieta.
"Historia rodziny Postków to tragiczna historia Polaków, którzy z narażeniem swojego życia i życia swoich rodzin ratowali Żydów przed Niemcami lub w inny sposób pomagali im w czasie Holokaustu i zapłacili za to najwyższą cenę" - podkreśla "Israel Hajom".
"Upamiętnienie ratujących odbywa się poprzez stawianie tablic pamiątkowe w miejscach wydarzeń oraz poprzez wystawę w centrum Warszawy. Liczba zabitych polskich ratujących jest na razie nieznana. Rozpoznanie opiera się na badaniach historycznych prowadzonych przez Instytut Pileckiego, które często opierają się – w braku wiarygodnych dowodów – na dowodach ustnych" - zaznacza gazeta.
Dziennik przypomina, że "w Polsce, na Ukrainie i Białorusi Niemcy nałożyli na osoby ratujące Żydów najcięższą karę – karę śmierci w ramach odpowiedzialności zbiorowej, podczas gdy w innych okupowanych krajach +zbrodnia+ ratowania Żydów była mniej poważna".
"Upamiętnienie ratujących odbywa się poprzez stawianie tablic pamiątkowe w miejscach wydarzeń oraz poprzez wystawę w centrum Warszawy. Liczba zabitych polskich ratujących jest na razie nieznana. Rozpoznanie opiera się na badaniach historycznych prowadzonych przez Instytut Pileckiego, które często opierają się – w braku wiarygodnych dowodów – na dowodach ustnych" - zaznacza gazeta. (PAP)
baj/ mma/