Nikt w sposób istotny nie poniósł kary za zbrodnie w czasach komunistycznych, żadni dygnitarze nie zostali ukarani, również ci, którzy byli odpowiedzialni za grudzień 1970 roku - powiedział w czwartek wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin.
Wiceminister kultury odnosząc się na antenie TVP Info do tego, że w zasadzie nikt nie odpowiedział za zbrodnie z grudnia 1970 roku powiedział: "To jest błąd założycielski III Rzeczpospolitej. W 89 roku owszem, taktycznie można było uznać, że Okrągły Stół jest jakimś etapem wyrywania komunistom władzy i przechwytywania tej władzy, ale po wyborach 4 czerwca, kiedy się okazało, czego naród naprawdę sobie życzy, a zażyczył sobie kartą wyborczą bardzo twardo odebrania całkowicie władzy komunistom i przejęcia całkowitej władzy, jednak tego nie zrobiono, jednak kontynuowano kompromis, kontynuowano współpracę z komunistami jeszcze bardzo długo i w ten sposób zapewniono im też w dużej mierze bezkarność".
Jak mówił, "z tym dojmującym poczuciem niesprawiedliwości żyjemy do dziś". "Nikt w sposób istotny nie poniósł kary za zbrodnie w czasach komunistycznych, żadni dygnitarze nie zostali ukarani, również ci, którzy byli odpowiedzialni za grudzień 1970 roku i to jest słuszne i usprawiedliwione poczucie niesprawiedliwości, które w nas tkwi" - podkreślił.
Dopytywany, czy państwo polskie nie powinno znaleźć formuły, w której przynajmniej instytucje, te, które były odpowiedzialne, które zajmowały się represjonowaniem i mordowaniem ludzi, powinny zostać uznane z majestatem państwa polskiego za organizacje zbrodnicze, odpowiedział: "my próbujmy tutaj dojść sprawiedliwości, choćby poprzez to odebranie przywilejów emerytalnych i widzimy, z jakimi kłopotami to się spotyka, przywilejów emerytalnych dla oprawców, dla funkcjonariuszy służb komunistycznych tych, którzy byli na pierwszej linii frontu walki z narodem, i widzimy jakie są problemy na poziomie sądowym, żeby to wyegzekwować".
Na sugestię, że to "może poziom polityczny jest odpowiedni, żeby nazwać to tak, żeby nie było wątpliwości, że państwo polskie tak właśnie podchodzi do tych zagadnień" przyznał, że w tej sytuacji "rzeczywiście warto rozważyć też inne instrumenty".
W grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga doszło do krwawej konfrontacji między protestującymi robotnikami a władzami PRL, które do tłumienia protestów użyły oddziałów milicji i wojska. Bezpośrednią przyczyną wybuchu społecznego niezadowolenia, a następnie strajków w Stoczni Gdańskiej im. Lenina i gdyńskiej Stoczni im. Komuny Paryskiej była ogłoszona podwyżka cen podstawowych artykułów spożywczych.
Według oficjalnych danych, śmierć na Wybrzeżu poniosło 45 osób, a 1165 zostało rannych. W Gdańsku podczas masakry grudniowej zginęło łącznie 9 osób, w tym jeden milicjant.
Najtragiczniejszym dniem protestów był 17 grudnia 1970 r. - tzw. czarny czwartek, gdy w Gdyni zastrzelono 18 osób, a w Szczecinie - 13 (łącznie w tym mieście zginęło 16 osób); tego dnia kilkaset osób odniosło poważne obrażenia, wielu także bestialsko pobito. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ dki/