„Możemy obecnie jedynie marzyć, żeby Bóg powołał go jak najszybciej na swoje łono” – miał mówić sowieckim towarzyszom wiosną 1983 r. na temat Jana Pawła II minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak. W tym czasie w Warszawie trwały gorączkowe przygotowania do kolejnej (drugiej) wizyty papieża w Ojczyźnie.
Notabene w ich ramach Kiszczak – wedle relacji rezydenta KGB w Polsce Witalija Pawłowa „w stanie graniczącym z paniką” – prosił Moskwę o pomoc m.in. w postaci 20 opancerzonych limuzyn oraz 150 miotaczy pocisków gumowych. To doskonale oddaje stosunek komunistycznych władz do kolejnych przyjazdów (1979, 1983 i 1987) Jana Pawła II do Polski. O ile miliony Polaków czekały na kolejne przyjazdy Polaka papieża z utęsknieniem, to dla komunistycznych władz były one kłopotem, dużym problemem, a sam Jan Paweł II zagrożeniem.
Warto w tym kontekście przypomnieć, że nie tylko dla polskich zresztą. Jeśli wierzyć Pawłowowi, to w 1979 r. w warszawskiej rezydenturze KGB obawiano się wręcz, „że działacze KOR i antykomunistycznie nastawieni robotnicy krakowscy mogą podjąć próbę wydarcia władzy partii”. Owszem podjęli oni taką próbę, ale dopiero rok później. I w ocenie wielu osób pierwsza pielgrzymka papieska również się do tego przyczyniła.
Nic więc dziwnego, że kolejne peerelowskie władz traktowały jako zło konieczne, wręcz „dopust boży”. Jak bowiem tłumaczył to towarzyszom sowieckim w 1979 r. I sekretarz Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Edward Gierek: „Obecnie wytworzyła się trudniejsza sytuacja, bo papieżem jest Polak, będący obywatelem Polski. Z prawnego punktu widzenia każdy obywatel ma prawo przyjazdu do swojego kraju. Odmowa mogłaby tworzyć napięcia społeczne”. Należało więc uczynić wszystko, aby negatywny wpływ papieża na sytuację w PRL był jak najmniejszy. I – trzeba to przyznać – w tym przypadku peerelowskie władze były bardzo kreatywne.
Przykładowo przed pierwszą pielgrzymką – w celu ograniczenia mobilności Jana Pawła II – przekonywano stronę kościelną do zrezygnowania z helikopterów, gdyż te czasem spadają, a przed kolejną – w okresie stanu wojennego, tym razem dla zmniejszenia bezpośredniego kontaktu papieża z rodakami – optowano za śmigłowcami, tak podobno zużytymi cztery lata wcześniej.
Przykładowo przed pierwszą pielgrzymką – w celu ograniczenia mobilności Jana Pawła II – przekonywano stronę kościelną do zrezygnowania z helikopterów, gdyż te czasem spadają, a przed kolejną – w okresie stanu wojennego, tym razem dla zmniejszenia bezpośredniego kontaktu papieża z rodakami – optowano za śmigłowcami, tak podobno zużytymi cztery lata wcześniej.
Stałym właściwie problemem był termin kolejnych pielgrzymek. Największy oczywiście w stanie wojennym. Episkopat Polski zaprosił zresztą już Jana Pawła II do przyjazdu do kraju w 1982 r. Mało tego władze państwowe poparły starania strony kościelnej i jeszcze w połowie listopada 1981 r. były gotowe przyłączyć się oficjalnie do zaproszenia. Wszystko zmieniło wprowadzenie stanu wojennego, gdyż komuniści obawiali się destrukcyjnego wpływu papieża na „normalizację” w kraju po 13 grudnia. Trudno się temu dziwić skoro Kościół proponował, aby doszło do niej w sierpniu 1982 r. z okazji jubileuszu 600-lecia Jasnej Góry, a termin ten kojarzył się w oczywisty sposób również z powstaniem „Solidarności” w roku 1980.
Tak na marginesie, kiedy podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR omawiano kwestię papieskiej wizyty padały nader ciekawe, symptomatyczne propozycje. I tak np. zadziwiający tym razem „liberalny” Kiszczak proponował: „Wizyta jedno lub dwudniowa. W terminie 8 września br., jest to data zakończenia uroczystości maryjnych na Jasnej Górze, ograniczona wyłącznie do Częstochowy”. Z kolei szef Urzędu ds. Wyznań Adam Łopatka sugerował przesunięcie wizyty na późną jesień 1982 r., przekonując, że niekorzystne warunki atmosferyczne pomogą obniżyć frekwencję na spotkaniach z Janem Pawłem II. Podobny problem z datą miał miejsce również w przypadku pierwszej papieskiej pielgrzymki. Mimo że papież ogłosił już swój przyjazd w maju 1979 r. z okazji 900-lecia śmierci biskupa Stanisława Szczepanowskiego, zabitego z rozkazu króla Bolesława Śmiałego, to doszło do niej ostatecznie w czerwcu tego roku. Ekipa Gierka uznała bowiem, że rocznica ta symbolizuje konflikt Kościoła z państwem i nie wyraziła zgody na maj.
Oczywiście termin nie był jedynym problemem w przypadku papieskich pielgrzymek. Innym, być może jeszcze nawet większym, była ich trasa. I tak np. podczas rozmów przed drugą z nich minister Łopatka w reakcji na propozycję udania się Jana Pawła II pod pomnik ofiar Poznańskiego Czerwca 1956 r. stwierdził: „Zatrzymanie się Ojca Świętego przy krzyżach poznańskich zostawmy sobie na wizytę Jana XXIV lub Jana Pawła V za 100 lat”. Cztery lata później rządzącym nie spodobał się z kolei m.in. Rzeszów. Sprzeciw władz tak uzasadniał członek Biura Politycznego Kazimierz Barcikowski: „Nie trzeba się pchać na pogranicze, ze względu na interes narodu”. To jednak nic. W 1979 r. władze PRL nie zgodziły się na włączenie do programu pielgrzymki Poznania, Wrocławia, Katowic, a nawet Piekar Śląskich, a ponadto wykluczyły możliwość odwiedzenia przez papieża osiedla 1000-lecia w Częstochowie oraz zaproponowany przez biskupów przejazd ulicami Nowej Huty.
Nie ze wszystkim też kontakt Jana Pawła II był pożądany. I tak np. w 1979 r. wskutek protestów władz w delegacji środowisk kulturalnych na spotkanie z papieżem nie znaleźli się członkowie Komitetu Obrony Robotników Halina Mikołajska i Jan Kielanowski. Z kolei cztery lata później główną kością niezgody stała się „osoba prywatna”, czyli przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa. Do prywatnego spotkania Jana Pawła II z nim (w schronisku w Dolinie Chochołowskiej) doszło jedynie w wyniku uporu papieża, który zagroził nawet w przypadku braku zgody na nie odwołaniem pielgrzymki. Z kolei przyjazd Jana Pawła II do Gdańska w 1987 r. próbowano uzależnić od usunięcia ze stanowiska proboszcza gdańskiej parafii św. Brygidy ks. Henryka Jankowskiego. A w 1979 r. planowane przez stronę kościelną spotkanie z młodzieżą na Placu Zamkowym w Warszawie, zamierzano ograniczyć do zamkniętej uroczystości w kościele św. Anny.
Stałym problemem okazały się również papieskie przemówienia. I to mimo wcześniejszych ustaleń z watykańskim urzędnikami. Papieżowi zarzucano upolitycznianie homilii, zbyt dużą ich aluzyjność, moralizatorski ton czy pouczanie rządzących. Władzom PRL nie podobało się nie tylko to, co Jan Paweł II stwierdził, ale również to, czego nie powiedział. Do gustu nie przypadły im nawet tak niewinne zdania jak: „Kościół jest współtwórcą dziejów Polski” czy też „Wiara nadaje człowiekowi godność”.
Stałym problemem okazały się również papieskie przemówienia. I to mimo wcześniejszych ustaleń z watykańskim urzędnikami. Papieżowi zarzucano upolitycznianie homilii, zbyt dużą ich aluzyjność, moralizatorski ton czy pouczanie rządzących. Władzom PRL nie podobało się nie tylko to, co Jan Paweł II stwierdził, ale również to, czego nie powiedział.
W związku z papieskimi wypowiedziami do rodaków doszło zresztą w trakcie drugiej pielgrzymki do bezprecedensowej sytuacji. Otóż 19 czerwca 1983 r. Jan Paweł II został oskarżony o „wezwanie do buntu i wojny religijnej”. A peerelowskie władze zagroziły zmianami we wcześniej uzgodnionym programie wizyty. Przywódców partii i państwa szczególnie rozdrażniło jedno ze zdań apelu jasnogórskiego – „Wobec naszej wspólnej Matki i Królowej serc pragnę wam na koniec powiedzieć, że wiem o waszych cierpieniach, waszej trudnej młodości, o poczuciu krzywdy i poniżenia, o jakże często odczuwanym braku perspektyw na przyszłość – może o pokusach ucieczki w lepszy świat”. Adam Łopatka – w imieniu władz PRL – pytał „Czy Kościół chce awantury i wojny religijnej w Polsce?” i groził: „Władze udowodniły 13 grudnia 1981 r., że są w stanie skutecznie przeciwstawiać się wszelkim próbom destabilizacji, ustroju i państwa”. Jan Paweł II nie dał się jednak zastraszyć i w odpowiedzi na zapędy do cenzurowania jego kolejnych wypowiedzi miał (według swojego ówczesnego sekretarza ks. Dziwisza) stwierdzić, „jeśli nie mogę mówić w moim kraju tego, co przygotowałem, to wracam do Rzymu”.
Można się jedynie domyślać, że ekipa Wojciecha Jaruzelskiego mogła obawiać się powtórki z roku 1980 r., kiedy to spełniły się słowa Jana Pawła II wypowiedziane nieco ponad rok wcześniej: „Niech zstąpi duch Twój! Niech zstąpi duch Twój! I odnowy oblicze ziemi, tej ziemi!”. Były to oczywiście obawy na wyrost. Tym niemniej wpływ papieża na postawy Polaków był ogromny, czasem wręcz zaskakujący. Jak pisano w jednym z podsumowań drugiej pielgrzymki: „Część członków partii i to nie tylko szeregowych włączyła się w nurt religijnych powitań papieża. Rozpatrywana jest w trybie statutowym sprawa jednego z członków KC, który zrobił ołtarzyk w swoim domu. Towarzysze z województw, w których był papież, znają równie dobrze jak my […] te natarczywe prośby towarzyszy na odpowiedzialnych stanowiskach o +zaproszenie na papieża+ – oczywiście nie dla nich, tylko dla jakichś krewnych”. To nie wszystko – jeśli wierzyć zapiskom wicepremiera Mieczysława Rakowskiego – to minister sprawiedliwości Sylwester Zawadzki miał w 1983 r. stwierdzić, że to co zobaczył podczas mszy na Stadionie Dziesięciolecia w stolicy to „jego osobista klęska życiowa”, a czterdzieści lat jego działalności w ruchu lewicowym „to lata stracone”.
Do każdej z papieskich wizyt władze PRL starannie się przygotowywały, tworząc m.in. szereg sztabów – partyjnych, rządowych i resortowych. Na kilka miesięcy przed przyjazdem Jana Pawła II do kraju rozpoczynano również działania propagandowe w celu „neutralizacji negatywnego wpływu pielgrzymki”.
Do każdej z papieskich wizyt władze PRL starannie się przygotowywały, tworząc m.in. szereg sztabów – partyjnych, rządowych i resortowych. Na kilka miesięcy przed przyjazdem Jana Pawła II do kraju rozpoczynano również działania propagandowe w celu „neutralizacji negatywnego wpływu pielgrzymki”. Aktywowi partyjnemu nakazywano „studzenie nastrojów”. Starannie rozplanowywano transmisje radiowe i telewizyjne oraz poszczególne publikacje w prasie (włącznie z określeniem daty ukazania się konkretnego artykułu w danym tytule). „Z okazji” pierwszej pielgrzymki w Krakowie (w maju 1979 r.) wyświetlono antykościelny paszkwil – film „Zmory”. Z kolei cztery lata później czujna cenzura zdjęła z pierwszej strony tygodnika „Piłka Nożna” fotografię Jana Pawła II z polskimi piłkarzami. O zwalczaniu inicjatyw czy to opozycji przedsierpniowej czy podziemnej „Solidarności” w latach 80. nie ma nawet, co wspominać. Podobnie jak nielegalnej produkcji dewocjonaliów przy okazji kolejnych papieskich pielgrzymek, np. w 1979 r. zatrzymano w Krakowie grupę pracowników zakładów „Polam”, którzy z państwowego stopu srebra produkowali medaliony z wizerunkiem polskiego papieża. Zatem gość był nader kłopotliwy, a władze miały ręce pełne roboty. I po zakończeniu każdej z wizyt Jana Pawła II w kraju mogły – w przeciwieństwie do większości Polaków – odetchnąć z ulgą, że mają spokój na kolejnych kilka lat.
Grzegorz Majchrzak
Autor jest pracownikiem Biura Badań Historycznych IPN
Źródło: MHP