
40 lat temu, 19 marca 1985 r. zmarł Leopold Tyrmand – pisarz, publicysta i popularyzator jazzu. Autor takich książek, jak "Zły", "Filip" i "Cywilizacja komunizmu". "Miał dwie ojczyzny. Jedną była Polska, drugą Ameryka. Promował zachodnią muzykę, modę, pokazywał, że istnieje inny, lepszy świat" – powiedział PAP pisarz Mariusz Urbanek.
"Pamiętam początki jego kariery, jak na przykład był mecz jakiś wielki, ze Związkiem Radzieckim chyba. Na meczu był Bierut. Cały rząd miał przyjść. Otóż Mikołajczyk, wicepremier, wykombinował sobie, że się spóźni, żeby mieć osobne wejście, osobną owację" – czytamy w "Abecadle Kisiela" autorstwa Stefana Kisielewskiego. "I rzeczywiście, jak przez głośnik podano, że wszedł do loży wicepremier Mikołajczyk, to stadion się zerwał z miejsc, zaczął klaskać, a w loży prasowej tylko jeden człowiek wstał i klaskał – to Tyrmand" – zaznaczył popularny Kisiel.
O dziewięć lat starszy publicysta był dla Tyrmanda przyjacielem i autorytetem. To właśnie jemu pisarz zadedykował swój "Dziennik 1954". Zachowanie, jakie Kisielewski opisał w "Abecadle", doskonale odzwierciedla postawę życiową pisarza. "Tyrmand był w konflikcie z nosicielami jedynej racji, odrzucającymi myślenie inne niż ich własne" – zauważa Mariusz Urbanek, autor książki "Zły Tyrmand".
Prezentowana przez Tyrmanda postawa była dla niego źródłem częstych problemów. "Wylali go ze stowarzyszenia dziennikarzy zaraz, za parę dni. I w ogóle go wylali. (…) Długi czas go nigdzie nie drukowali, właściwie cierpiał biedę, ale świetnie to znosił" – podsumował Kisielewski.
Leopold Tyrmand przyszedł na świat 16 maja 1920 r. w Warszawie. Pochodził ze zasymilowanej rodziny żydowskiej. "Dom był dla mnie niegdyś ciepłem i bezpieczeństwem, lecz moje pokolenie w moim kraju wcześnie przekonało się, że dzięki temu, co zwie się w naszych okolicach historią, rodzinne ciepło i bezpieczeństwo trzeba między bajki włożyć" – wspominał w "Dzienniku 1954".
Jeszcze przed wojną, w 1938 r. wyjechał do Paryża, gdzie przez rok studiował na wydziale architektury Academie des Beaux-Arts. To wówczas po raz pierwszy zetknął się z jazzem i zachodnioeuropejskim stylem życia. Zachwyca się utworem Elli Fitzgerald "A-tisket, a-tasket". Paryskie doświadczenia wywrą duży wpływ na jego życie i późniejsze postawy.
1 września 1939 r. zastał go jednak w Warszawie, do której udał się na wakacje. Nie zostaje w niej długo, postanawia wyjechać do Wilna. Być może ta decyzja ratuje mu życie. Jego rodzice zostają w Warszawie i szybko trafiają do getta, a w 1942 r. do obozu na Majdanku. Przeżyje tylko matka, która po wojnie wyemigruje do Izraela.
W czerwcu 1940 r. Tyrmand podejmuje pracę w wydawanym po polsku dzienniku "Prawda Komsomolska". Uważa, że taka jest potrzeba chwili. W późniejszych latach starał się jednak ten fakt zataić. Wilno jest wówczas zajęte przez Rosjan. Kilka miesięcy później pisarz nawiązuje kontakty z Armią Krajową, przez co w kwietniu następnego roku został aresztowany przez NKWD i skazany na osiem lat więzienia.
Kiedy jednak w czerwcu 1941 r. Niemcy atakują Wilno, wykorzystuje zamieszanie i ucieka z rozbitego transportu kolejowego. Udaje mu się zdobyć dokumenty na nazwisko obywatela Francji, nie chce zostać zidentyfikowany jako Żyd. Zgłasza na ochotnika na roboty do Niemiec. W III Rzeszy pracował m.in. jako tłumacz, kelner, robotnik kolejowy i marynarz. Swoje przeżycia opisze później w mocno autobiograficznej powieści "Filip" (1961). Pod koniec wojny przedostaje się do Szwecji, gdzie pracuje m.in. dla Międzynarodowego Czerwonego Krzyża.
Wiosną 1946 r. wraca do Warszawy. Podejmuje się pracy dziennikarskiej – współpracuje z "Przekrojem", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Ruchem Muzycznym", do którego sprowadza go Kisielewski. "Wróciłem powodowany najtańszymi sentymentami, co nie jest ani rozsądne, ani chwalebne. Chciałem zostać pisarzem i wierzyłem, że nie ma innej ojczyzny jak język" – napisze po latach w liście do Sławomira Mrożka. W 1950 r. traci pracę i zostaje objęty nieoficjalnym zakazem publikacji. Kontrowersje budzi również jego sposób bycia. "Promował zachodnią muzykę, modę, pokazywał, że istnieje inny, lepszy świat" – zaznacza Urbanek.
W kwietniu 1954 r. wydawnictwo "Czytelnik" zleca mu napisanie "Złego". Sensacyjna powieść o powojennej Warszawie zostaje wydana w grudniu 1955 r. i z miejsca zdobywa ogromną popularność. "Zły" staje się największym sukcesem wydawniczym lat 50-tych. Pomimo upływu lat wciąż inspiruje twórców. Warto w tym miejscu podkreślić, że pierwsze zdanie książki "Ślepnąć od Świateł" Jakuba Żulczyka – "Jesteśmy w Warszawie", to również ostatnie zdanie "Złego".
"Tyrmand to ważna dla mnie postać, pytanie, czy wciąż ważna literacko. Na pewno postać tragiczna, nieprzystosowana, bezdomna, która nie umiała do końca tej bezdomności wycisnąć artystycznie. Najlepiej z jego książek pamiętam +Dziennik+, i bijący z niego smutek człowieka, który trafił na parszywe czasy, a umie wyobrazić sobie lepsze - tylko nie sądzę, czy w tych lepszych byłby szczęśliwszy" – podkreślił pochodzący ze Szczytna pisarz.
O inspiracji twórczością Tyrmanda mówi także kulturoznawczyni i pisarka Sylwia Chutnik. Jej zdaniem "to taka postać, o której chciałoby się słuchać i czytać". "Nadal stanowi źródło inspiracji dla innych twórców i twórczyń. Miał dość barwny życiorys, niebanalne poglądy. Zapisał się przede wszystkim jako barwna postać tzw. warszawki, której nienawidził, ale której oczywiście, jak to zwykle bywa, był częścią" – oceniła pisarka w rozmowie z "TOK FM".
Dwa lata po "Złym" wydaje opowiadania "Gorzki smak czekolady Lucullus", a w 1961 r. do rąk czytelników trafia "Filip" – ostatnia powieść opublikowana podczas jego pobytu w Polsce. "Mój Tyrmand zaczął się od +Dziennika 1954+. Byłem wtedy na studiach. Pisał o ludziach, którzy kiedy to czytałem byli autorytetami, zarówno w opozycji, jak i w oficjalnej telewizji. Nagle zobaczyłem to wszystko zupełnie inaczej" – wspomina Urbanek.
Pisarz porusza także temat ciągłej aktualności twórczości Tyrmanda podkreślając, że poza czytelnikami jest ona również dobrym materiałem dla filmowców. "Niedawna ekranizacja +Filipa+, w mojej ocenie jego najlepszej powieści pokazuje, że Tyrmand jest bardzo filmowy" – ocenił w rozmowie z PAP. W 2022 r. na ekrany kin, trafił oparty na prozie pisarza "Filip" w reż. Michała Kwiecińskiego z Erykiem Kulmem w roli tytułowej.
15 marca 1965 r. Tyrmand opuszcza Polskę. Udaje się w podróż po Europie, odwiedza mieszkająca w Izraelu matkę. W 1966 r. przyjeżdża do USA. Ameryka od dawna go fascynowała, była dla niego czymś w rodzaju mitu. "Tyrmand miał zawsze dwie ojczyzny i nigdy tego nie ukrywał. Jedną była oczywiście Polska, drugą Ameryka. Był wielbicielem dzikiego zachodu, westernów, szeryfów. W tym kontekście cały czas liczę na ekranizację +Złego+, który jest doskonałym materiałem na retro kryminał o tamtej Polsce" – zauważył Urbanek.
Początkowo współpracuje z paryską "Kulturą". W Instytucie Literackim wydaje wstrzymane w Polsce "Życie towarzyskie i uczuciowe". Trafia na łamy renomowanego amerykańskiego tygodnika "The New Yorker".
"Mawiał, że każdy ma dwie ojczyzny – swoją własną i Amerykę. Uważał bowiem, że USA jest uosobieniem idei wolności. I to w każdym wymiarze! Zarówno religijnym, jak i społecznym czy ideologicznym. Jego wyobrażenie o Ameryce oparte było na pewnej dość naiwnej wizji, którą wyrobił sobie na podstawie filmów z Humphreyem Bogartem... Obraz ten wzmacniało jego zamiłowanie i pojmowanie jazzu" – podkreśliła w rozmowie z "Teologią Polityczną" Katarzyna Kwiatkowska, współautorka książki "Tyrmand i Ameryka".
W świecie młodzieżowego buntu i kontrkultury zaczyna ostro sprzeciwiać się panującym wówczas w USA lewicowym tendencjom. Tym samym znów sytuuje się w kontrze do panującej wokół niego rzeczywistości. Krytykuje Hollywood i mainstreamowe amerykańskie media. Wchodzi w spór z Jerzy Giedroyciem. Przestaje publikować w "Kulturze", później także w "New Yorkerze".
Pomimo upływu lat nie ustawała jego pasja do jazzu. "Wielki indywidualista – Tyrmand, żył zawsze pod prąd. Rozumiał i kochał jazz – z wzajemnością" – pisał muzyk jazzowy Wojciech Karolak. "Odkąd tego człowieka zobaczyłem i usłyszałem, wyznaczyłem go sobie na swojego prywatnego guru" – dodał. Warto w tym miejscu wspomnieć, że to Tyrmand był autorem nazwy i jednym z pomysłodawców popularnego festiwalu "Jazz Jamboree".
Pisarz zmarł 19 marca 1985 r. podczas wakacji w Fort Myers na Florydzie. Przyczyną śmierci był zawał serca. Miał 65 lat. "Świetne pióro: precyzja i poczucie humoru. Odwaga w nazywaniu rzeczy i ludzi po imieniu" – podsumował w rozmowie z PAP krytyk Tadeusz Nyczek.
Mateusz Wyderka PAP
mwd/ dki/