
Akcja „Mosty” miała w momencie wybuchu II wojny światowej zapewnić Niemcom kontrolę nad strategicznym szlakiem kolejowym na polsko-słowacko pograniczu. Ale nic się nie potoczyło po ich myśli. Dzięki nowej książce Grzegorza Bębnika, historyka z katowickiego oddziału IPN, wiadomo wreszcie co naprawdę się stało.
Książka „Od Mostów do Hohenlychen. Z archiwum Hansa-Albrechta Herznera” to efekt cierpliwych dociekań dr. hab. Grzegorza Bębnika, autora takich publikacji na temat II wojny światowej jak „Sokoły kapitana Ebbinghausa”, „Wrzesień 1939 w Katowicach” czy „Niemieckie listy gończe w przededniu i początkach II wojny światowej”.
W powstaniu opracowania na temat Hansa-Albrechta Herznera pomógł splot przypadków. Ian Sayer, właściciel największego w Wielkiej Brytanii prywatnego archiwum poświęconego II wojnie światowej, do zgromadzonych przez siebie skarbów dokupił dokumenty o epizodzie, który przez niektórych historyków jest nazywany pierwszą operacją komandosów w czasie II wojny światowej. Podzielił się swoim odkryciem z prof. Rogerem Moorhousem, brytyjskim badaczem dobrze w Polsce znanym m.in. z książek „Polska 1939”, „Stolica Hitlera”, „Pakt diabłów” i napisanej wspólnie z Normanem Daviesem monografii Wrocławia „Mikrokosmos”.
Dzięki kontaktom z Moorhousem tematem zainteresował się Grzegorz Bębnik. Książka, która powstała w efekcie tego splotu przypadków, w niektórych miejscach przypomina powieść sensacyjną.
Z dokumentów wynika, że Hans-Albrecht Herzner – główny bohater tej opowieści – doskonale prezentował się w mundurze, ale wojskowy był z niego raczej marny. Przeanalizowana przez Grzegorza Bębnika ścieżka zawodowa Herznera pozwala go chyba nazwać „wiecznym studentem”. A gdy już wyglądało na to, że zostanie naukowcem, dostał propozycję z Abwehry, która kompletnie wszystko zmieniła. Kolejne awanse zawdzięczał krótkiemu przeszkoleniu, a nie szkole oficerskiej, jednak to jednak jemu – żółtodziobowi - dowództwo powierzyło misję, która Wehrmachtowi miała zapewnić kontrolę nad Przełęczą Jabłonkowską. Biegnąca tamtędy linia kolejowa weszła w polskie posiadanie dopiero jesienią 1938 r., po aneksji Zaolzia. Polskie dowództwo szybko się zorientowało, że kluczowe znaczenie mają tam dwa wydrążone tuż obok siebie ćwierćkilometrowe tunele i obsadziło je wojskiem. Niemcom zależało, żeby w momencie planowanej agresji na Polskę te tunele były przejezdne. Wysłali więc Herznera, by te obiekty zdobył zanim Polacy zdążą je wysadzić. To tutaj, a nie na Westerplatte, miała się rozpocząć II wojna światowa. I miało do tego dojść w nocy z 25 na 26 sierpnia, bo na ten dzień Hitler początkowo wyznaczył datę ataku na Polskę.
Biorąc pod uwagę duże znaczenie, jakie niemieckie dowództwo przykładało do panowania nad szlakiem przez Przełęcz Jabłonkowską, do wykonania tego zadania wyznaczono zbyt szczupłe siły. Grzegorz Bębnik szczegółowo wyjaśnił kim byli podkomendni Herznera. Z dokumentów wynika, że z pewnością nie zasługiwali na określenie komandosów. Do akcji wysłano ich w dodatku z kiepskim uzbrojeniem.
Samego Herznera zaś nawet nie zdążono uprzedzić, że termin ataku na Polskę został przesunięty. Zabrakło łączności i koordynacji działań, a zaalarmowani przypadkowymi strzałami polscy żołnierze strzegący pozycji przy tunelach nie dali się zaskoczyć.
W rezultacie operacja, która miała być pierwszym niemieckim sukcesem, skończyła się kompromitacją. O dziwo, Herznerowi to nie zaszkodziło. W czerwcu 1940 r. został skierowany do Francji jako dowódca kompanii w pułku „Brandenburg”, ale – jak wynika z dokumentów opracowanych przez Grzegorza Bębnika, w walkach raczej nie wziął udziału. Rok później, na finiszu przygotowań do rozpoczęcia Operacji Barbarossa, objął dowództwo nad Grupą „Nachtigall”. Formacja ta, złożona głównie z Ukraińców, od 22 czerwca 1941 r. kroczyła w awangardzie niemieckich wojsk na Lwów i wkroczyła do tego miasta jako pierwsza. Przy opisie tego epizodu Grzegorz Bębnik wyjaśnił, skąd się wzięła wersja o udziale Grupy „Nachtigall” w popełnionych we Lwowie zbrodniach.
W dalszych walkach Herzner doznał kontuzji i odesłano go na rehabilitację do miejscowości Hohenlychen w północnej Brandenburgii. Częścią zabiegów, które miały przywrócić dobrą formę leczonym tam żołnierzom, była kąpiel w tamtejszym jeziorze. Dla Herznera skończyło się to tragicznie. Pewnego razu na oczach wielu osób zniknął pod powierzchnią wody. Jego ciało udało się odnaleźć dopiero nazajutrz. (PAP)
Grzegorz Bębnik, Od mostów do Hohenlychen. Z archiwum Hansa-Albrechta Herznera, Wyd. IPN, Katowice-Warszawa 2025
jkrz/