Afryka jest dziś niezabliźnioną raną na europejskim sumieniu. W dyskursie publicznym panująca obecnie na Czarnym Lądzie bieda i chaos uchodzą za prostą konsekwencję europejskiej kolonizacji, której początków upatruje się w odległej przeszłości – pisze w artykule wstępnym redaktor naczelny „Mówią wieki” prof. Michał Kopczyński.
Przez całe stulecia ogromny kontynent afrykański był znany Europejczykom bardzo powierzchownie. Podróżnicy i kupcy odwiedzali jedynie jej wybrzeża. Poza horyzontem wiedzy pozostawało wnętrze Afryki, które otaczała aura tajemniczości lub magii. Dopiero w drugiej połowie XIX wieku mocarstwa europejskie dostrzegły możliwość bezpośredniego podporządkowania „czarnego lądu”.
Prof. Michał Leśniewski z Wydziału Historii UW przypomina historie odkrywców wnętrza Afryki. „Pociągało go nieznane. Trochę po to, by uspokoić sumienie, próbował przedstawić swoje plany podróżnicze jako niekonwencjonalną metodę misyjną” – pisze o jednym z najsłynniejszych brytyjskich podróżników – Davidzie Livingstonie. W swoim czasie on i inni odkrywcy wnętrza Afryki byli uznawani za największych bohaterów Zjednoczonego Królestwa. „18 kwietnia 1874 roku pochowano go w opactwie westminsterskim, pośród grobów władców i najznakomitszych ludzi Anglii” – przypomina prof. Leśniewski. Ich sława nieprzypadkowo korespondowała z wizerunkiem dżentelmenów epoki wiktoriańskiej, czego symbolem do dziś jest słynne pytanie zadane pośród afrykańskiej głuszy: „Doktor Livingstone, jak mniemam?”.
Historyk kolonializmu prof. Marek Pawełczak zauważa, że Brytyjczycy nie stosowali metod tak brutalnych jak Niemcy czy Belgowie. Stawiano na współpracę z „elitami plemiennymi”.
Jak zauważa prof. Leśniewski: „za odkrywcami podążali politycy”. Mocarstwa europejskie na różne sposoby zarządzały swoimi imperiami kolonialnymi. Historyk kolonializmu prof. Marek Pawełczak zauważa, że Brytyjczycy nie stosowali metod tak brutalnych jak Niemcy czy Belgowie. Stawiano na współpracę z „elitami plemiennymi”. „W niewielkim Sierra Leone administracja sprawowała władzę za pośrednictwem ok. 200 wodzów. Na Protektorat Afryki Wschodniej składało się co najmniej kilkadziesiąt grup etnicznych, w tym wiele pozbawionych władzy typu wodzowskiego” – pisze wykładowca WH UW. W jego opinii brytyjska wizja kolonializmu była znacznie bardziej liberalna, niż inne tego rodzaju systemu, ale nie zapobiegła tworzeniu społeczeństwa w którym Brytyjczycy i ludność miejscowa żyły w zupełnie różny sposób.
Niemcy jako ostatnie mocarstwo europejskie rozpoczęło poszukiwania swojego „miejsca pod słońcem”. Ich determinacja w prowadzeniu podbojów niosła ze sobą działania, które mogą być określane jako „prototyp” dwudziestowiecznego ludobójstwa. Niektóre z opisów niemieckich represji wobec ludności Namibii przytaczane w artykule Błażeja Popławskiego z Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego, są bliźniaczo podobne do relacji o zbrodniach popełnianych w czasie II wojny światowej: „Hererów umieszczono za podwójnym drutem kolczastym […], w żałosnych konstrukcjach wzniesionych z desek i szmat, w taki sposób, że w jednej z nich musiało zmieścić się 30–50 ludzi, bez podziału na płeć czy wiek. Muszą pracować od wczesnego ranka do późnej nocy, także w weekendy, niedziele i święta, zginając się pod ciosami pałek brutalnych nadzorców, aż padną. Jedzenia jest bardzo mało. […] Setki z nich [więźniów] są prowadzone na śmierć jak bydło i jak bydło się ich chowa”.
Belgijski eksperyment kolonialny wydaje się być najbardziej brutalną i absurdalną próbą podboju Afryki. Przez wiele lat Kongo było prywatną posiadłością króla Belgów Leopolda II Koburga. Dyrektywy monarchy dotyczące stosunków z miejscową ludnością były jasne: „Traktaty muszą być jak najkrótsze i w kilku artykułach muszą przyznawać nam wszystko”. Strategia belgijskiego monarchy i sprzyjających mu biznesmenów przyciągała do „jądra ciemności”, jak zauważa Błażej Popławski, najbardziej zdeterminowanych i brutalnych poszukiwaczy fortuny. „Według badaczy dziejów Afryki Równikowej, m.in. urodzonego w Antwerpii Jana Vansiny, w ciągu pierwszych trzech dekad obecności Belgów w Kongu zginąć mogła nawet połowa populacji Afrykanów, czyli ok. 10 mln” – podsumowuje autor.
Historyk wojskowości dr Adam Buława przypomina historię jednej z najbardziej niezwykłych formacji wojskowych w polskiej historii – Ochotniczej Legii Kobiet.
Najnowszy numer „Mówią wieki” zainteresuje także pasjonatów innych epok oraz kręgów cywilizacyjnych. Znawca historii Dalekiego Wschodu Łukasz Czarnecki przybliża czytelnikom obyczaje dawnych Chin. Wiele z nich może zaskakiwać współczesnych Europejczyków. „Wedle tamtejszej tradycji dziecko, które przychodzi na świat, już na starcie liczy sobie rok, gdyż do długości jego życia dolicza się okres, w którym przebywało w łonie matki” – pisze autor.
Historyk wojskowości dr Adam Buława przypomina historię jednej z najbardziej niezwykłych formacji wojskowych w polskiej historii. „Podczas wojny polsko-bolszewickiej kobiety służyły i walczyły z bronią w ręku w ramach Ochotniczej Legii Kobiet, utworzonej już w 1918 roku. Szacuje się, że do czasu jej rozwiązania w roku 1921 przez jej szeregi przewinęło się ok. 10 tys. żołnierek” – przypomina autor.
W tym numerze także kolejny odcinek dodatku tematycznego „Ludzie i pieniądze: od pierwszej do drugiej wojny światowej”, przygotowanego we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. (PAP)
Autor: Michał Szukała
szuk/