Trybunał Sprawiedliwości UE stanął po stronie kłamców używających terminu „polskie obozy” - tak skomentował dla PAP czwartkowy wyrok TSUE Lech Obara, pełnomocnik byłego więźnia Auschwitz Stanisława Zalewskiego. Unijny Trybunał uznał, że Zalewski nie może dochodzić sprawiedliwości przed polskim sądem za zwrot „polskie obozy” użyty przez niemieckie media.
"Jesteśmy zszokowani stanowiskiem TSUE, który dziś w wyroku w sprawie C-800/19 pozbawił polskich obywateli, pokrzywdzonych przez zagranicznych wydawców wypowiedziami typu +polskie obozy+, dobrodziejstwa przepisów unijnych pozwalających na dochodzenie roszczeń za naruszenie dóbr osobistych za pośrednictwem internetu przed sądem, w którym poszkodowany ma swoje +centrum spraw życiowych+, czyli w miejscu zamieszkania" - czytamy w oświadczeniu przesłanym PAP przez Obarę.
Sam poszkodowany, były więzień Auschwitz, a obecnie prezes Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych, przyznaje, że stało się to, czego się obawiał.
"Teraz naprawdę wyrokami polskich sądów będę mógł tapetować ściany w swoim mieszkaniu. Albo w siedzibie Związku Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych. Albo sędziowie TSUE są ignorantami mimo tytułów profesorskich, albo robią to celowo. Zamykają Polakom drogę do sądu w sprawach, w których są obrażani. Ja mogłem nie być w Treblince, ale nazwanie jej +polskim obozem+ mnie jako byłego więźnia obraża. Obozów nie tworzyli kosmici. Byli to Niemcy" - mówi.
"Jesteśmy zszokowani stanowiskiem TSUE, który dziś w wyroku w sprawie C-800/19 pozbawił polskich obywateli, pokrzywdzonych przez zagranicznych wydawców wypowiedziami typu +polskie obozy+, dobrodziejstwa przepisów unijnych pozwalających na dochodzenie roszczeń za naruszenie dóbr osobistych za pośrednictwem internetu przed sądem, w którym poszkodowany ma swoje +centrum spraw życiowych+, czyli w miejscu zamieszkania" - czytamy w oświadczeniu przesłanym PAP przez Obarę.
Z kolei Obara, tłumacząc stronę prawną całej sprawy, zwraca uwagę, że dotychczasowa wykładnia unijnych przepisów w sprawie jurysdykcji i uznawania orzeczeń sądowych oraz ich wykonywania w sprawach cywilnych i handlowych była odmienna.
"Dotychczas sędziowie luksemburscy konsekwentnie stali po stronie poszkodowanych, kształtując pogląd, (...) że w przypadku pomówienia dokonanego za pomocą internetu, mającego nieograniczony zasięg, osoba poszkodowana może pozwać zagraniczny podmiot odpowiedzialny za to pomówienie w państwie, w którym znajduje się jego tzw. +centrum spraw życiowych+. Najczęściej jest to miejsce zamieszkania osoby pomówionej lub jej siedziba (w przypadku jednostek organizacyjnych)" - wyjaśnia prawnik.
"Wyrok TSUE oznacza, że polskie sądy nie będą chciały rozpoznawać powództw o +polskie obozy+ wywiedzione przeciwko niemieckim wydawcom. Polacy, aby domagać się ochrony swoich dóbr osobistych, będą musieli wytoczyć powództwo przeciwko wydawcy w państwie, w którym ma on swoją siedzibę. W przypadku niemieckich wydawnictw będzie trzeba skierować pozew przed sądem niemieckim. Jak zaś pokazała sprawa pana Karola Tendery, niemieccy sędziowie Federalnego Trybunału Sprawiedliwości nie mieli skrupułów, aby objąć ochroną niemieckiego wydawcę, powołując się na niezrozumiałą wykładnię swobody wyrażania opinii. (...) Tym samym wyraźnie dali znać podległym im judykacyjnie niemieckim sądom powszechnym do zrozumienia, że interes niemieckich dziennikarzy jest ważniejszy niż dobra osobiste polskich obywateli i właśnie w taki sposób mają rozstrzygać podobne sprawy" – analizuje prawnik, prezes Stowarzyszenia Patria Nostra.
"Wyrok TSUE oznacza, że polskie sądy nie będą chciały rozpoznawać powództw o +polskie obozy+ wywiedzione przeciwko niemieckim wydawcom. Polacy, aby domagać się ochrony swoich dóbr osobistych, będą musieli wytoczyć powództwo przeciwko wydawcy w państwie, w którym ma on swoją siedzibę. W przypadku niemieckich wydawnictw będzie trzeba skierować pozew przed sądem niemieckim. Jak zaś pokazała sprawa pana Karola Tendery, niemieccy sędziowie Federalnego Trybunału Sprawiedliwości nie mieli skrupułów, aby objąć ochroną niemieckiego wydawcę, powołując się na niezrozumiałą wykładnię swobody wyrażania opinii. (...) Tym samym wyraźnie dali znać podległym im judykacyjnie niemieckim sądom powszechnym do zrozumienia, że interes niemieckich dziennikarzy jest ważniejszy niż dobra osobiste polskich obywateli i właśnie w taki sposób mają rozstrzygać podobne sprawy" – analizuje prawnik, prezes Stowarzyszenia Patria Nostra.
W 2017 r. bawarskie media – rozgłośnia radiowa B5 i regionalny portal informacyjny Mittelbayerische - użyły na swoich stronach internetowych określenia "polski obóz" w stosunku do obozu zagłady w Treblince. Prawnicy działający w Stowarzyszeniu Patria Nostra w imieniu Zalewskiego, który poczuł się obrażony tym sformułowaniem, wnieśli o przeprosiny oraz o wpłacenie 50 tys. złotych na rzecz Stowarzyszenia. Jednak pełnomocnicy z Niemiec zakwestionowali prawo polskiego sądu do orzekania w tej sprawie. Wskazali, że proces powinien toczyć się przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości. Warszawski Sąd Apelacyjny zdecydował się na wysłanie w tej sprawie pytania prejudycjalnego do TSUE, ten zaś w czwartek przyznał rację Niemcom.
Z Brukseli Artur Ciechanowicz (PAP)
asc/ akl/