
ort VII w Toruniu, który od lat znajduje się w rękach prywatnych, jest rozkradany i niszczony. Reporterowi PAP proponowano na miejscu, żeby sobie coś wziął. Do obiektu można wejść przez niczym niezabezpieczoną bramę, ale wielu oryginalnych elementów już tam się nie znajdzie.
Sprawą są oburzeni przewodniczący rady miasta i prezydent. Włodarz Torunia ma polecić służbom konserwatorskim interwencję w tej sprawie.
Reporter PAP – po sygnale od mieszkańców i przewodniczącego Rady Okręgu Wrzosy i JAR Marcina Łowickiego – był na miejscu w środę po południu. Wszedł przez nikogo niepokojony przez niezabezpieczoną bramę. Na miejscu dwaj panowie proponowali mu „oprowadzenie” i wybranie sobie, „co tylko potrzebuje”. – Tam są takie butle gazowe. My tego nie bierzemy, bierz śmiało. Tego się nabić nie da. Tam dalej są fajne metalowe rzeczy, ale trudno je wymontować, może tobie się uda – mówili mężczyźni. Spokojnie, jakby nigdy nic, spożywali na terenie alkohol i proponowali „przyłączenie się”. W międzyczasie z Fortu uciekał mężczyzna w czarnym płaszczu. Chodził w fosie, ale po zobaczeniu dziennikarza czegoś się przestraszył i uciekł.
Łowicki zgłosił reporterowi PAP, że obiekt jest systematycznie rozkradany i niszczony. Zgłosił to służbom konserwatorskim, jak i straży miejskiej. Dziennikarz PAP na miejscu potwierdził szereg zniszczeń i braków oryginalnych elementów zabytku.
O sprawę PAP zapytała w trakcie czwartkowej sesji Rady Miasta Torunia jej przewodniczącego Łukasza Walkusza.
– Na skutek wcześniejszych decyzji samorządu część fortów została zbyta. Nie chcę oceniać tych decyzji, bo ja ich nie podejmowałem. Nasze władztwo, jeżeli chodzi o część fortów, jest dziś mocno ograniczone. To jest skandaliczna sytuacja, że w Forcie VII dzieje się to, co się dzieje. To przecież miejsce martyrologii wielu torunian – powiedział PAP Walkusz.
Wskazał, że już u poprzedniego prezydenta miasta jako radny interweniował m.in. w sprawie śmieci, które tam masowo się wałały.
– Zwrócę jednak prezydentowi i miejskiemu konserwatorowi zabytków, aby zastosowali te narzędzia, które mogą zastosować. Sytuacja jest oburzająca, dziękuję za ten sygnał i będę interweniował – podkreślił Walkusz.
Prezydent Gulewski powiedział PAP, że fort jest w rękach prywatnych, a prywatny zasób jest „zawsze problematyczny”. – Nad tym problemem będzie intensywnie myślała nasza Rada Dziedzictwa i zespół forteczny, który w ramach niej działa. Osobiście zobowiążę służby konserwatorskie, aby nadzór nad tym miejscem sprawowały – odpowiedział włodarz miasta.
Zwrócił uwagę, że miasto ma w swoim zasobie m.in. Fort św. Jakuba, który „niestety także jest systematycznie rozkradany i szabrowany”. Zapewnił, że miasto w nieodległym czasie zakomunikuje swój plan na dalszą przyszłość Fortu św. Jakuba.
– Wracając do Fortu VII, to możemy apelować do prywatnych właścicieli, aby takie miejsca były zabezpieczone, aby zabezpieczona była zabytkowa substancja. (…) Poleciłem Biuru Miejskiego Konserwatora Zabytków kontakt z prywatnym właścicielem, ale nie dam panu redaktorowi gwarancji, że on zareaguje, a my nie mamy prawa np. ogrodzić tego terenu czy zamontować tam monitoringu – wyjaśnił Gulewski.
W październiku 1939 roku Selbstschutz przy pomocy Gestapo i żołnierzy Wehrmachtu dokonał w Toruniu wielkiej obławy na Polaków, nazwanej „akcją oczyszczającą”. Wówczas aresztowano 1200 osób z różnych profesji, m.in. nauczycieli, urzędników, lekarzy, księży czy harcerzy. W Forcie VII stworzono prowizoryczny obóz dla internowanych. Fort to element pruskiego systemu fortyfikacji z II połowy XIX wieku. Cały pierścień fortów do dziś znajduje się na obrzeżach miasta. W 1939 roku do Fortu VII trafili też więźniowie polityczni.
Do obozu internowania trafiali w kolejnych miesiącach kolejni internowani, m.in. z Torunia czy pobliskiej Chełmży, ale i z Lipna, Rypina czy Brodnicy. Warunki przetrzymywania ludzi były fatalne.
„Władzę nad aresztowanymi w Forcie VII sprawował początkowo Wehrmacht przy współudziale policji i Selbstschutzu. Równocześnie obok nadzoru wojskowego działała w obozie specjalna komisja składająca się z oficerów Einsatzkommando 16 (toruńską filią komanda kierował komisarz kryminalny Hans-Joachim Leyer), a później toruńskiego Gestapo i przedstawicieli Selbstschutzu. Komisja przesłuchiwała wszystkich więźniów i orzekała o dalszym losie internowanych, decydując o ich zwolnieniu, wysłaniu do obozu koncentracyjnego lub likwidacji” – czytamy na portalu torunskiecmentarze.pl. Późniejszych rozstrzeliwań dokonywano w lesie k. Przysieku, a także na terenie Leśnictwa Olek. Sam fort nie był miejscem egzekucji, a tzw. ściana śmierci była najprawdopodobniej strzelnicą.
„W styczniu 1940 r. większość ocalałych więźniów Fortu VII, m.in. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego, wywieziono do obozów koncentracyjnych – przede wszystkim do Sachsenhausen, do gdańskiego Nowego Portu, a później bezpośrednio do Stutthofu. Obóz (teraz podległy Gestapo) został przeniesiony do sąsiedniego Fortu VIII, a w lipcu 1940 r. ostatecznie zlikwidowany” – podaje portal torunskiecmentarze.pl.
Znajdujący się niedaleko Szosy Okrężnej Fort VII znajduje się na szlaku „Martyrologii narodu polskiego” oraz szlaku czarnym „Fortecznym”.
Tomasz Więcławski (PAP)
twi/ dki/